Drive-by – recenzja filmu „Aggro Dr1ft”

Stanisław Sobczyk04 września 2023 21:00
Drive-by – recenzja filmu „Aggro Dr1ft”

Harmony Korine to twórca jedyny w swoim rodzaju. Jeden z najbardziej szalonych i nieprzewidywalnych, którego kolejne filmy zawsze są zagadkami. Chociaż najbardziej kojarzony jest z dystrybuowanego przez A24 Spring Breakers, ma na koncie również mniejsze, niezależne produkcje, w tym choćby film Julien Donkey-Boy, który został nakręcony zgodnie z zasadami manifestu Dogmy 95. Może i nie kręci zbyt często, ale każdy jego projekt to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Po ostatnim filmie, stonerskiej komedii Plażowy haj, Korine zrobił sobie dłuższy odpoczynek. Wrócił w 2023, po 4 latach, kręcąc film z Travisem Scottem, w całości w podczerwieni. Produkcja miała zadebiutować w pozakonkursowej sekcji festiwalu w Wenecji. Aggro Dr1ft, o którym mowa, nie zapowiadało się może jako coś wyjątkowo dobrego, ale enigmatycznego i już od momentu pierwszych ogłoszeń i zdjęć budziło ogromne zainteresowanie. Premiera filmu w Wenecji niosła wiele sprzecznych emocji. Korine w kiczowatej masce demona, z cygarem w ręku, na konferencji prasowej opowiadał o tym, że pracuje obecnie nad technologią pozwalająca zmieniać myśli w obrazy, a Variety donosiło o ogromnej liczbie wyjść z pierwszego pokazu produkcji. O co tak naprawdę chodzi z Aggro Dr1ft i czemu jest o nim tak głośno?

Film, osadzony w brutalnym świecie nocnego Miami opowiada o najlepszym w swoim fachu płatnym zabójcy. Za dnia spędza on czas z żoną i dziećmi, a w nocy wyrusza na polowanie, wykonując kolejne zlecenia. Następna misja może się okazać najcięższą w całej jego karierze.

Aggro Dr1ft ciężko w zasadzie nazwać filmem. To raczej doświadczenie, szalony eksperyment, który ma wystawić widza na próbę. Już od pierwszych scen Korine bombarduje nas głośną, nieprzyjemną muzyką, intensywnym obrazem oraz dziwnymi monologami głównego bohatera. Nic więc dziwnego, że przy takiej dawce bodźców część widowni wyszła z seansu już po pierwszych minutach. Większość ludzi, którzy przyjeżdżają na festiwal w Wenecji przyzwyczajeni są raczej do oscarowych dramatów czy europejskiego kina społecznego. Tymczasem nagle zostali skonfrontowani z szalonym, wizualnym eksperymentem, który już z samego założenia ma wyprowadzić ich z równowagi.

Harmony Korine swoim nowym projektem stara się nie tylko zaskoczyć widzów, ale i już po raz kolejny w swojej karierze, przesunąć granice kina. Jego Aggro Dr1ft to dziwaczna odyseja, która łączy w sobie masę różnych zabiegów. Całość nakręcona jest w podczerwieni, ale twórcy i tak regularnie bawią się kolorami. Równocześnie film korzysta ze wszelkiego rodzaju tandetnych, tanich efektów, które bez problemu da się znaleźć w darmowych programach graficznych. Wszystko to w akompaniamencie głośnej, hipnotyzującej muzyki, której raz na jakiś czas towarzyszą ciężkie do zidentyfikowania dźwięki. Korine nie jest zainteresowany prostym opowiadaniem historii czy budowaniem postaci – wszystko to jest dla niego tylko pretekstem. Zamiast tego woli bawić się obrazem, szokować i z każdą kolejną sceną wprowadzać widza w jeszcze większe zakłopotanie. Aggro Dr1ft można porównać raczej do teledysku albo snu.

fot. Aggro Dr1ft, reż. Harmony Korine

W tym wszystkim Aggro Dr1ft często wydaje się być jednym wielkim żartem. Pokazując projekt, który bardziej niż film przypomina zagubiony lata temu gameplay z GTA: Vice City, Korine pokazuje środkowy palec weneckiej widowni, która poszła na seans oczekując czegoś rzeczywiście dobrego. Wszystkie podniosłe monologi są z gruntu ironiczne. Kwestie typu „Bóg jest miłością, miłość jest Bogiem” są celowo pretensjonalne. Bohaterowie gadają absolutne głupoty, historia jest zupełnie niekonsekwentna. Oglądając to wszystko, wiedząc, że przecież Korine nie jest złym scenarzystą, nie można uwierzyć, że Aggro Dr1ft jest nieintencjonalnie złe. Dużo łatwiej przyjąć, że to rzeczywiście jeden wielki żart reżysera. Szczególnie biorąc pod uwagę jak Korine zachowuje się teraz, już na samym festiwalu. Widać, że twórcy świetnie bawili się pracując nad filmem, który w założeniu prawdopodobnie nigdy nie miał trafić do szerokiej dystrybucji.

Mimo, że Aggro Dr1ft nie da się nazwać dobrym, seans okazuje się być naprawdę rozrywkowy. Oczywiście znaczna większość widzów odbije się od tego projektu. W końcu nie bez powodu tyle ludzi wyszło z seansu, a najczęstszą oceną wystawianą filmowi jest 1/10. Jednak, jeśli komuś podoba się konwencja i doceni dziwaczną stylistykę, będzie się bawił świetnie. Produkcja Korine pełna jest kreatywnych pomysłów i rozwiązań. Wiele scen klimatem i realizacją przypomina GTA Vice City, Duke Nuken, Final Fantasy czy inne starsze gry wideo. Dodatkowo Aggro Dr1ft pełne jest kiczowatej, satanistycznej symboliki. Awatarem głównego bohatera jest wielki, ognisty demon, a antagonistą jest bezmózgi mięśniak przetrzymujący w klatkach półnagie striptizerki. Reżyser świetnie operuje również humorem. Przeplata pseudopoważne sceny monologów z kuriozalnymi sekwencjami imprez. Przestępcze Miami okazuje się być kolebką najbardziej absurdalnych i najzabawniejszych sytuacji.

Dobrym podsumowaniem filmu jest występ Travisa Scotta, muzyka, który od samego początku był traktowany jako jeden z jego głównych twórców. Tymczasem w Aggro Dr1ft pojawia się w jednej sekwencji jako Zion, który rozmawiając z protagonistą gada absolutne głupoty, by chwilę później całkowicie zniknąć z fabuły. Jego scena nic nie wnosi, jest dziwna, sprawia wrażenie wręcz improwizowanej.

Właśnie tak prezentuje się Aggro Dr1ft. To zbiór kuriozalnych pomysłów, wizualnych eksperymentów i żartów, często skierowanych w stronę samej widowni. Czy można go z czystym sumieniem komukolwiek polecić? Nie, bo filmowo jest po prostu zły. Nie ma fabuły, jest niekonsekwentny i momentami naprawdę męczący. Jednak pewne jest to, że każdy kto wybierze się na seans, nigdy go nie zapomni. Albo zakocha się w wizji Korine i znajdzie w tym szaleństwie metodę, doceniając humor oraz kiczowatą stylistykę, albo przeżyje jeden z najgorszych seansów w swoim życiu, ale będzie mógł go wspominać naprawdę długo, śmiejąc się z tego jak dziwne i głupie jest Aggro Dr1ft. Jedno jest pewne: nowe dzieło Korine to, coś czego jeszcze nigdy w kinie nie było i prawdopodobnie już nigdy nie będzie.

fot. Aggro Dr1ft, reż. Harmony Korine