Minęło niemal 50 lat od kiedy na ekrany kin wszedł jeden z najważniejszych i najwybitniejszych filmów kostiumowych w historii. Amadeusz Miloša Formana zachwycił wszystkich, od widzów po krytyków i na zawsze zapisał się w historii światowego kina artystycznego. A teraz w glorii powraca na ekrany w całej Polsce!
Kto nie słyszał o Wolfgangu Amadeuszu Mozarcie, jednym z najwybitniejszych kompozytorów w historii ludzkości? To jedna z tych postaci, o której dzieci w szkołach słyszą najczęściej i najwcześniej, której imię jest tak głęboko wyryte w zbiorowej pamięci, że zdaje się niemalże legendarne. Żył w drugiej połowie XVIII wieku i przez większość życia kojarzony był przede wszystkim z Wiedniem, często jednak podróżował do innych europejskich miast, zwłaszcza niemieckich i austriackich. Żył zaledwie 36 lat, pozostawił po sobie niezwykły dorobek: ponad 600 prac muzycznych w tym 41 symfonii, 17 oper czy 18 sonetów fortepianowych. Jego geniusz objawił się już w wieku trzech lat, gdy młody Mozart opanował grę na fortepianie. Zaledwie dwa lata później komponował pierwsze własne utwory. Nie osiągnąłby zapewne nic z tego gdyby nie jego nietuzinkowa pamięć, tak perfekcyjna, że pozwalała mu na zapamiętanie skomplikowanego utworu po zaledwie jednym przesłuchaniu.
Jego geniusz połączony z fascynującym i intensywnym żywotem (wypełnionym podróżami, interesującymi relacjami i intrygującymi artystycznymi inspiracjami) od zawsze pociągał innych artystów, mistrzów w tworzeniu opowieści. Już w XIX wieku zaczęły powstawać pierwsze powieści inspirowane życiem arcymistrza, na czele z Mozart’s Journey to Prague autorstwa Eduarda Mörike. Pisarz Herman Hesse (nagrodzony Noblem w 1946 roku) uczynił Mozarta bohaterem drugoplanowym aż dwóch swoich powieści, w tym Wilka stepowego (powieść po latach stała się jedną z inspiracji Rozmowy Francisa Forda Coppoli). Mozart jeszcze nie raz pojawiał się na stronach najróżniejszych powieści oraz oczywiście pozycji biograficznych. Pierwszy ważny film, który został mu poświęcony, swoją premierę miał w 1936 roku. Whom the Gods Love zostało wyreżyserowane przez Basila Deana, a Mozarta zagrał Stephen Haggard (sam w sobie intrygująca postać, związana również z brytyjskim wywiadem i politycznymi skandalami), którego kreacja uznawana jest za jeden z powodów porażki finansowej filmu.
Historię Mozarta znakomicie oddali jednak dramatopisarze, na czele z Aleksandrem Puszkinem. Mozart i Salieri pierwszy raz zostało wystawione w 1832 roku, była to jedna z kilku krótkich sztuk autorstwa Puszkina, skupiająca się na jednym z wielu mitów krążących wokół śmierci Mozarta. W sztuce występowała tylko trójka bohaterów: sam kompozytor, Antonio Salieri, oraz muzyk, co do którego talentu obaj mistrzowie nie potrafią się zgodzić.
Tutaj zaczyna się właściwa część naszej opowieści. W 1979 roku wystawiona została inna, inspirowana Puszkinem, sztuka. Sztuka, której przyjdzie stać się podstawą do filmu Formana. Jej autorem jest Peter Shaffer, dramatopisarz oraz autor powieści, któremu przyszło później odebrać także Oscara za scenariusz adaptowany do właśnie Amadeusza. Co ciekawe Shaffer również drugą swoją najsłynniejszą sztukę przepisał na filmowy język, tym razem dla Sidneya Lumeta. Mowa o Jeźdźcu z 1977 roku, psychologicznym dramacie, który analizował tematykę obsesji i seksualności. Chociaż spotkał się z mieszanym przyjęciem i dziś raczej nie jest wymieniany jednym tchem obok największych arcydzieł Lumeta, to przyniósł Shafferowi również nominacje do Oscara. Nic dziwnego, że autor cieszył się takim zainteresowaniem wśród filmowców, biorąc pod uwagę, że swoją karierę zaczynał w brytyjskim teatrze, pod egidą Johna Gielguda, pisząc teksty dla Maggie Smith, Roberta Stephensa, Michaela Gambona czy Alberta Finneya. Teksty Shaffera szczególnie upodobali sobie właśnie aktorzy, dla których zdarzało mu się pisać specjalnie dedykowane sztuki, jak dla Smith.
W historii kina Peter Shaffer zapisał się jednak przede wszystkim Amadeuszem. Autor do tematu podszedł odważnie, w centrum stawiając zarówno Mozarta, jak i Saliriego, tworząc historię wokół ich ciągnącego się przez lata konfliktu. Konfliktu, który — należy dodać — był w dużej mierze efektem inwencji twórczej Shaffera. Badacze, pomimo najszczerszych starań, nie są w stanie udowodnić żadnej prawdziwej animozji między artystami, a tym bardziej nienawiści do grobowej deski. Wręcz przeciwnie, więcej historii możemy znaleźć, które wskazują na to, że i Salieri i Mozart darzyli się głębokim szacunkiem. Praca Shaffera była jednak tak wpływowa i tak ważna (a przy tym, cóż, znakomita), że stała się jednym z przykładów gdy fikcja przybiera na sile i w powszechnej świadomości wypiera prawdę.
Amadeusz na deskach teatrów doczekał się kilku istotnych wystawień. Debiutował w 1979 roku w National Theatre w Londynie. Sztukę wyreżyserował Peter Hall, a w głównych rolach wystąpili Paul Scofield oraz Simon Callow. Na Broadwayu Amadeusz zawitał rok później, a na deskach wystąpili Ian McKellen i Tim Curry. Każda interpretacja pracy Shaffera, bez względu gdzie niepokazywana i z jaką ekipą, przyjmowana była z wielkim uznaniem. Co ciekawe, również Roman Polański wyreżyserował ją w warszawskim teatrze. Zagrał również Mozarta, a w roli jego rywali obsadził Tadeusza Łomnickiego. Premiera była gigantycznym wydarzeniem kulturowym stolicy, przyciągając uwagę gości z całego świata.
Pora jednak odwrócić nasze spojrzenie od teatru oraz literatury i przenieść je na Hollywood.
Miloš Forman, podchodząc do prac nad Amadeuszem, dał się już wielokrotnie poznać, jako reżyser absolutnie wyjątkowy. Przede wszystkim na koncie miał już swój, zapewne, największy sukces, czyli Lot nad kukułczym gniazdem z 1975 roku, który przyniósł mu Oscara za reżyserię. Cztery lata później premierę miało Hair, długo planowana adaptacja musicalu scenicznego, która, chociaż nie była finansowym sukcesem, to otrzymała dobre recenzje i z czasem doczekała się statusu kultowego i niezwykle istotnego w ówczesnej debacie publicznej w Stanach Zjednoczonych.
Mówimy tu zresztą jedynie o okresie amerykańskim, a nie należy zapominać, że do Nowego Świata Forman przybył jako bezdyskusyjnie kluczowy twórca Czechosłowackiej Nowej Fali. Wystarczy wspomnieć tytuł wręcz programowy dla tego ruchu, czyli Czarnego Piotrusia. Miłość blondynki przez wielu uważana jest za to za najpopularniejszy czeski film tamtego okresu, doskonale wykorzystujący założenia formalne i narracyjne. Chociaż był ważnym głosem w obrazowaniu ówczesnego społeczeństwa, to obraz Formana zapadł w pamięci widzów przede wszystkim znakomitą formą komediową oraz bardzo dobrą, intymną historią, skupioną na prostocie doświadczeń młodych bohaterów, którzy doświadczają wielkiej miłości.
Politycznie i społecznie najbardziej dosadnym filmem tamtego okresu w życiu Formana było Pali się, moja panno. Pierwszy film kolorowy w jego karierze, stał się jednocześnie tym, który sprawił, że Forman musiał wyemigrować na zachód. Chociaż reżyser zaprzeczał, że jego celem było umieszczenie wyraźnych alegorii, to krytyka i widownia była przekonana, że obraz służył mu przede wszystkim do wyśmiania i krytykowania komunistycznego systemu. Pali się, moja panno to satyra jak się patrzy, idealny przykład poczucia humoru, ale też przenikliwych zdolności obserwatorskich reżysera, które dadzą o sobie znać raz jeszcze w jego anglojęzycznych projektach, również przecież bardzo zaangażowanych w sprawy społeczne i niestroniących od humoru czy przejaskrawień. Pomimo jednak niewątpliwych sukcesów artystycznych, liczne kontrowersje i problemy prawne sprawiły, że kontynuowanie artystycznej kariery było dla Formana możliwe jedynie w Ameryce.
Wybór reżysera, który miał podjąć się próby przeniesienia na ekran Amadeusza, był intrygujący. Twórca o portfolio bardzo zróżnicowanym, doświadczony na różnych polach. To, czego Forman nie miał jednak w swoim dorobku, to równie dużej, logistycznie skomplikowanej, megaprodukcji. Tym bardziej musiał dobrać najlepszą możliwą ekipę wybitnych artystów i specjalistów.
Wiemy już, że Peter Shaffer sam napisał scenariusz. Za zdjęcia odpowiadał wybitny autor, rodak Formana, pracujący z nim jeszcze w Europie — Miroslav Ondříček. Scenografką została Patrizia von Brandenstein, dopiero rozpoczynająca swoją karierę. Po Amadeuszu została już stałą współpracowniczką reżysera, któremu za zaufanie odpłaciła się z nawiązką. Kostiumy zaprojektował mający gigantyczne doświadczenie w europejskich produkcjach Theodor Pistek (po latach przyszło mu również pracować nad… serialową adaptacją Diuny). Zdecydowaną większość ekipy artystyczno-technicznej stanowili specjaliści z Czech, często bez bogatego portfolio. Forman miał jednak świetne oko do partnerów i wiedział, jak rozpoznać talent. Większość zdjęć miała zresztą miejsce w Pradze (co wiązało się z licznymi utrudnieniami dla ekipy, na czele ze stałym nadzorem i kontrolą służb).
Prawdziwym wyzwaniem było za to obsadzenie filmu. Reżyserowi zależałoby wybrać do ról głównych aktorów nieopatrzonych, świeżych. Co nie oznacza, że na etapie preprodukcji pośród kandydatów nie pojawiło się wiele ciekawych twarzy. Blisko otrzymania roli był Kenneth Branagh, a poważnym kandydatem przez jakiś czas był też Mark Hamill, występujący akurat na Broadwayu jako Mozart. Forman zrezygnował jednak z tego pomysłu, głównie ze względu na rozpoznawalność i (zapewne słuszną) obawę, że widownia, zamiast widzieć Mozarta, cały czas będzie przekonana, że śledzi przygody Luke’a Skywalkera. Krążąca po Hollywood plotka, nieposiadająca jednak żadnego konkretnego rodowodu, głosi, że pośród kandydatów z kategorii „całkiem, niestety, rozpoznawalni” był także David Bowie.
Ostatecznie w roli Mozarta obsadzono Toma Hulce’a. Aktora, rzeczywiście, kompletnie nieznanego szerszej publice, bo grającego do tej pory przede wszystkim w teatrze. Co jednak interesujące, w latach 70. występował na Broadwayu w sztuce Petera Shaffera, Equus. Tej samej, którą Sidney Lumet zamienił na film znany nam pod tytułem Jeździec. Teatr pozostał zresztą na zawsze prawdziwą miłością Hulce’a, którego kariera kinowo-telewizyjna poza Amadeuszem była krótka i mało interesująca, artysta szybko w pełni skoncentrował się na teatrze.
Również do roli Salieriego kolejka była długa. I tak jak w przypadku Mozarta, pomimo marzeń Formana o nieznanym nazwisku, pojawiło się w niej kilku aktorów już dobrze znanych, na czele z Pacino i Donaldem Sutherlandem. Wybór padł ostatecznie na F. Murraya Abrahama, któremu Amadeusz otworzył drzwi do filmowej kariery. Ta jednak, póki co, nie przyniosła Abrahamowi roli równie wybitnej i cenionej, co ta Salieriego.
Dla obu artystów praca nad Amadeuszem była długą, wyjątkową podróżą. Hulce większość czasu spędzał na lekcjach gry na pianinie (nawet jeśli w przytłaczającej większości filmowych scen jego gra była symulowana). Największym wyzwaniem okazało się jednak opracowanie charakterystycznego, niemożliwego do pomylenia z żadnym innym, śmiechu Mozarta. Aktor żartobliwie wspomina, że Forman odrzucał każdą propozycję, do momentu, w którym Hulce nie opróżnił całej butelki Jacka Daniel’sa. Hulce wskazuje Johna McEnroe, amerykańskiego tenisistę, jako swoją największą inspirację w opracowaniu mimiki i języka ciała Mozarta.
Mnóstwo pracy przed rozpoczęciem zdjęć wykonań musiał również Abraham, na czele z opanowaniem gry na różnych instrumentach, a warto podkreślić, że podchodził do prac nad filmem bez jakiegokolwiek muzycznego przygotowania. Rola wymagała od aktora też dużej fizycznej wytrzymałości. W charakteryzatorni przed scenami, w których grał starszą wersję swojego bohatera, spędzał niemalże 5 godzin.
Wielkie wyzwanie stało również przed ekipą artystyczną. Sam Forman był zresztą niesłychanie wymagający. Oczekiwał od każdego członka drużyny, że da z siebie wszystko. Szukał perfekcji i precyzji w każdym elemencie, nie zgadzając się na żadne półśrodki. Jeden z montażystów, Michael Chandler, wspominał po latach, że chociaż często reżyser odrzucał przygotowane przez niego sceny, to zapewniał mu też dużo swobody (Chandler twierdzi, że w finalnej wersji filmu wykorzystywał ujęcia, które nigdy nie miały się w niej znaleźć), powtarzając, że jeśli Chandler nie potrafi zrobić czegoś, na co nie wpadłby sam Forman, to nie jest mu potrzebny. Montaż finalnej, kinowej wersji, trwał około roku.
Oczywiście nie możemy zapomnieć o jednej z najważniejszych bohaterek Amadeusza – muzyce. W oryginalnej sztuce nie odgrywała ona aż tak istotnej roli, Forman od początku wiedział, że w filmie musi to wyglądać inaczej. Za dyrygowanie orkiestrą i pracę nad nagraniami odpowiedzialny był Neville Marriner, za swojego życia już nazywany kilkukrotnie jednym z najwybitniejszych żyjących dyrygentów. Uczestniczył w pracach nad ponad 500 nagraniami, co czyni go jednym z najczęściej rejestrowanych muzyków klasycznych. Zgodził się na pracę przy Amadeuszu pod jednym warunkiem – muzyka Mozarta nie mogła zostać zmieniona. Album do filmu stał się zresztą przytłaczającym sukcesem kasowym, dołączając do grona najlepiej sprzedających się albumów muzyki klasycznej w historii. Już w trakcie nagrań prace orkiestry były szeroko omawiane na całym świecie, skala przedsięwzięcia nie miała sobie równych.
Wszystkie, dopięte na ostatni guzik, elementy składowe złożyły się na arcydzieło kina światowego, które do dziś definiuje to jak patrzymy na filmy kostiumowe, historyczne oraz te poświęcone muzyce. Amadeusz przyniósł też swoim twórcom wiele osobistych zaszczytów. Nagrodzono go aż ośmioma Oscarami. Forman, Shaffer, F. Murray Abraham, wszyscy opuścili galę ze statuetkami. Abraham pokonał w „bratobójczej” walce Hulce’a (dziś nie do pomyślenia jest, by dwie główne gwiazdy takiego widowiska były nominowane tej samej kategorii). Film nagrodzono również za charakteryzacje, kostiumy, scenografie i dźwięk. Oczywiście smakiem musiał się obejść Marriner. Akademia, tak jak i obecnie, nie nagradza soundtracków składających się w dużej mierze ze starych, nieoryginalnych utworów. Bez względu na to, jak wybitnie nie byłyby wykonane czy mistrzowsko użyte.
Ostatecznie jednak to nie nagrody czy wynik kasowy są najlepszym świadectwem dziedzictwa Amadeusza. Jest nim jego miejsce w naszej pamięci i książkach do historii filmu. Miejsce specjalne, zarezerwowane tylko dla nielicznych.
Za wprowadzenie ponowne do kin Amadeusza w odrestaurowanej wersji 4K odpowiada firma Past Perfect. Zupełna nowość na polskim rynku dystrybucyjnym, założona przez Sebastiana Smolińskiego (z którym mieliśmy okazję rozmawiać o klasyce przy okazji pierwszej edycji Timeless Film Festival). Celem Past Perfect jest przywracanie na nasze ekrany filmów sprzed lat. Wielkich, pięknych dzieł, które w wielu z nas rozpaliły miłość do kina. Dzieł, które nadal mogą szokować, fascynować i porywać kolejne pokolenia kinofilów. A każdemu takiemu powrotowi (zawsze w najlepszej możliwej jakości) towarzyszyć będzie ogrom wydarzeń i spotkań; dyskusji i wykładów poświęconych poszczególnym tytułom. Dzięki temu widzowie nie tylko ponownie przeżyją przygodę z najlepszymi dziełami światowej kinematografii (lub poznają je pierwszy raz), ale będą też mieli okazję poszerzyć swoją wiedzą i zderzyć własne poglądy i opinie z tymi innych fanatyków kina.
Amadeusz trafi do kin na terenie całego kraju. Portal Immersja jest partnerem medialnym filmu.