„Ballada ptaków i węży” – co może pójść nie tak?

Stanisław Sobczyk17 sierpnia 2022 15:00
„Ballada ptaków i węży” – co może pójść nie tak?

W czerwcu 2019 roku, prawie 4 lata po premierze ostatniej części Igrzysk śmierci, dowiedzieliśmy się, że Lionsgate pracuje nad prequelem serii. Rok później, w maju 2020 zadebiutowała książka Ballada ptaków i węży, którą studio planowało zekranizować.

Decyzja nie powinna raczej nikogo dziwić. Igrzyska śmierci to wielki, ogólnoświatowy hit i największy komercyjny sukces Lionsgate. Wśród 5 najlepiej zarabiających filmów studia, 4 miejsca (w tym pierwsze) zajmują właśnie produkcje z tego cyklu. Nakręcenie nowego filmu osadzonego w świecie wykreowanym przez Suzanne Collins to gwarancja sukcesu, szczególnie, kiedy opowiada o bohaterze znanym z serii i zdradza kulisy powstawania oraz rozwijania się tytułowych igrzysk śmierci. Od ogłoszenia decyzji minęło już sporo czasu, a w ostatnich tygodniach zaczęliśmy dostawać pierwsze informacje na temat powstającej produkcji. Poznaliśmy aktorów, którzy wcielą się w główne role, nazwisko reżysera, czy oficjalną datę premiery. Mogliśmy nawet zobaczyć pierwszą zapowiedź filmu i poznać jego pełen tytuł – The Hunger Games: The Ballad of Songbirds and Snakes. Wiadomo, że aktorzy weszli już na plan, a część scen będzie kręcona nawet w Polsce. Dobry wynik w box office wydaje się być raczej formalnością, ale warto sobie zadać inne pytanie. Czy twórcom uda się odpowiednio zaadaptować powieść i przed jakim wyzwaniem tak właściwie stoją?

Jakimi adaptacjami były poprzednie Igrzyska śmierci?

Wszystkie cztery części Igrzysk śmierci były nieudanymi filmami, ale jeszcze gorzej wypadały jako adaptacje. Suzanne Collins przy pisaniu swoich książek udało się zbudować ciekawy świat, niejednoznacznych bohaterów, angażujące konflikty i przede wszystkim ciekawą, wielowymiarową protagonistkę. Ogromne znaczenie przy tych powieściach miała narracja pierwszoosobowa, dzięki której mogliśmy dobrze poznać Katniss i zgłębić jej uczucia. Z pozoru nudne sceny siedzenia w lesie nabierają sensu, kiedy wiemy, czego bohaterka się obawia i o czym myśli. Pozwalało się to z nią zżyć, a także zrozumieć, dlaczego podejmuje pewne irracjonalne decyzje. Filmy zupełnie pozbyły się tej głębszej warstwy książek i uczyniły Katniss prostą, archetypiczną i do bólu nijaką postacią. Dokładnie to samo stało się ze światem, który w filmowym wydaniu przypomina świat z każdego innego young adult. Szczególnie widać to w dwóch ostatnich częściach, które są ekranizacjami trzeciej części serii – Kosogłosa. Jest to najbardziej obszerna i złożona powieść Suzanne Collins, a mimo iż twórcy rozdzielili ją na dwa filmy, kompletnie straciła swoją niejednoznaczność oraz głębszy sens. Ktoś mógłby uznać, że nie ma to większego znaczenia przy Balladzie ptaków i węży, która powstaje przecież 8 lat po ostatniej części serii, ale wystarczy spojrzeć na listę twórców, aby zorientować się, że tak nie jest. Na stołek reżysera wraca Francis Lawrence, który odpowiadał za wszystkie części Igrzysk śmierci poza pierwszą. Podobnie jest przy scenariuszu, który piszą ludzie albo mający styczność z wcześniejszymi częściami serii, albo tacy, którzy w dorobku mają na razie tylko niezbyt udane produkcje. Sprawa ma się podobnie z producentami. Trudno więc mi liczyć, że twórcy nagle zdecydują się na zupełnie inne podejście. Tym razem jednak będą się mierzyć z materiałem źródłowym, który jest większym wyzwaniem niż którakolwiek z wcześniejszych części Igrzysk śmierci.

Ballada ptaków i węży

O czym w zasadzie opowiada najnowsza powieść Suzanne Collins? Głównym bohaterem prequela Igrzysk śmierci jest Coriolanus Snow, którego możemy poznać w oryginalnym cyklu jako człowieka już w podeszłym wieku, dyktatora Panem i jednego z antagonistów. W Balladzie ptaków i węży jest on jeszcze młodzieńcem, który kończy prestiżową akademię w Kapitolu. Przy zbliżających się 10. Głodowych Igrzyskach ma on objąć funkcję mentora i zająć się jednym z uczestników. Trafia mu się Lucy Gray Baird, dziewczyna z najbiedniejszego 12. dystryktu. Chłopak z początku jest tym faktem niepocieszony, ale odkrywa, że trybutka ma charyzmę, a publiczność ją lubi. Po czasie zaczyna wierzyć, że rzeczywiście może udać się jej zwyciężyć w igrzyskach.

Ballada ptaków i węży a igrzyska

Nie trzeba szukać długo, by znaleźć pierwszy potencjalny problem, na jaki natrafiają twórcy filmowej adaptacji. Są nim tytułowe igrzyska śmierci. Głodowe Igrzyska oczywiście pojawiają się w powieści i stanowią jej ważny element. Poznajemy ich cel z perspektywy Kapitolu, czy genezę kilku innowacji, które są już obecne w czasach, w których rozgrywa się historia Katniss Everdeen. Natomiast same walki na arenie mocno odbiegają od tego, co widzieliśmy już w tej serii. Arena to tym razem stadion w gruzach z podziemnymi tunelami, których w powieści nigdy nie widzimy. Nie jest ogromna, nie jest szczególnie imponująca i stanowi raczej smutną pozostałość po wojnie. Wydaje się, że tę kwestię dałoby się jeszcze jakoś ograć, ale szybko pojawia się kolejny, dużo większy problem, a mianowicie perspektywa. Całą historię widzimy z perspektywy Coriolanusa Snowa, który przecież nie bierze udziału w igrzyskach i większą część Głodowych Igrzysk ogląda po prostu siedząc w studiu. To, co widzi, nie jest szczególnie imponujące, a przez większość czasu trybuci ukrywają się po prostu w tunelach, do których kamery nie mają dostępu. Gdyby więc chcieć wiernie oddać tytułowe igrzyska, musielibyśmy oglądać jak kilka osób siedzi w pustym pomieszczeniu, oglądając nagrania z areny i często nie do końca nawet rozumiejąc, co się na niej dzieje.

Potencjalnym rozwiązaniem wydaje się być po prostu zmiana perspektywy. Taka decyzja jednak nadal ma swoje problemy. Po pierwsze obserwowanie Lucy Gray ukrywającej się w tunelach, zatruwającej wodę, czy sporadycznie wychodzącej nie nada akcji dynamiki i będzie po prostu nudne. Po drugie przedstawienie części wydarzeń oczami trybutki kompletnie kłóci się z dalszymi wydarzeniami z powieści, a szczególnie ze świetnie niedopowiedzianym finałem. Jeśli twórcy zdecydują się na zabieg rozdzielenia perspektywy będą musieli albo kompletnie zreinterpretować powieść, albo pozbawić ją spójności i sensu. Pojawia się jeszcze jeden problem związany z tytułowymi igrzyskami. Stanowią one zaledwie ⅓ fabuły.

Konstrukcja Ballady ptaków i węży

To dobry moment, aby naturalnie przejść do kolejnego aspektu książki Suzanne Collins, który może się okazać problematyczny. Chodzi tu o specyficzną konstrukcję. Powieść podzielona jest na trzy w miarę równej długości części, a w każdej z nich Coriolanus pełni trochę inną rolę. Z początku obserwujemy przygotowania do igrzysk. Następnie dostajemy druga część, którą stanowią całe Głodowe Igrzyska. Na koniec pojawia się część trzecia, która zupełnie już odbiega od reszty. Zmienia się miejsce akcji, całość mocno zwalnia i staje się dużo kameralniejsza. W niespełna 600-stronicowej powieści taka konstrukcja sprawdza się bardzo dobrze, ale dla filmowców może stanowić poważny problem, szczególnie kiedy film ma zapewne trwać krócej niż 3 godziny. Zapewne dałoby się przenieść taką konstrukcję na ekran, skracając niektóre elementy i tworząc film o wiele spokojniejszy i wolniejszy niż poprzednie części cyklu. Trudno mi jednak uwierzyć w to, że Francis Lawrence czy scenarzyści sobie z tym poradzą. Obawiam się, że projekt Lionsgate skupi się na drugiej części powieści i igrzyskach, zupełnie spłycając pierwszą oraz trzecią. W efekcie zupełnie nie będzie nam zależało na bohaterach, a zakończenia ich wątków nie będą mogły wybrzmieć w odpowiedni sposób.

Świat przedstawiony i narracja

Nawet jeśli zostawimy aspekt fabularny, przed twórcami staje kolejne spore wyzwanie. Chodzi mi oczywiście o kreację świata przedstawionego, która mocno wiąże się z książkową narracją. W powieści Suzanne Collins dowiadujemy się bardzo wiele o Kapitolu, Głodowych Igrzyskach, czy wojnie, która do nich doprowadziła. Wszystko to dzięki rozbudowanym wspomnieniom i przemyśleniom Coriolanusa. Filmowcom trudno będzie opowiedzieć o starciach, które zniszczyły Panem bez wykorzystania retrospekcji, które wydają się zupełnie nie pasować do spokojniejszej narracji, czy wolniejszego tempa. W książce pojawia się na przykład poboczna historia, z której dowiadujemy się, że Coriolanus nadal nie czuje się komfortowo przy jednej z rówieśniczek z klasy, ponieważ w czasie wojny i głodu widział, jak razem z rodziną zjadła ludzkie mięso. To niewielki wątek, który ciekawie rozbudowuje świat, a w filmie prawdopodobnie nie znajdzie się ani czas, ani odpowiedni sposób na jego przedstawienie.

W produkcji Francisa Lawrence’a należy się też spodziewać sporej ilości ekspozycji, która może wypaść bardzo różnie. Niepokoję się o to, czy twórcy nie zdecydują się na narrację z offu, która miałaby jak najwierniej oddać przemyślenia Coriolanusa. Najlepszym rozwiązaniem wydaje się być rozwinięcie roli kuzynki protagonisty – Tigris, tak, by rozmowy z nią w pewnym stopniu zastąpiły narrację z książki. Warto jednak pamiętać, że ta postać nie pojawia się w finale, kiedy to myśli Coriolanusa mają ogromne znaczenie w kontekście decyzji, jakie ten podejmuje. Obawiam się, że finalnie Snowa może spotkać to samo, co Katniss w poprzednich filmach. Ciekawa, wielowymiarowa postać zmieni się w płaski, nudny archetyp. Zastanawiam się też, czy studio przy obecnej modzie na cameo i nawiązania nie postawi na tego typu zagrywki. Książka mocno unika pokazywania nam znanych z Igrzysk śmierci postaci czy ich przodków. Jeśli pojawiają się już jakieś nawiązania do wcześniejszych dzieł, to są dużo subtelniejsze. W pewnym momencie pojawia się choćby piosenka, którą w Igrzyskach śmierci znała Katniss. Miejmy nadzieję, że twórcy filmowej Ballady ptaków i węży także zostaną przy tego typu rozwiązaniach.

Czy Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży będą sukcesem?

Na tym etapie nie mamy jeszcze wielu materiałów, a to, co przedstawiłem, to tylko moje obawy po przeczytaniu książki Suzanne Collins. Na razie możemy tylko liczyć na to, że wyciekną jakieś zdjęcia z planu, albo czekać na oficjalne zapowiedzi. Castingi, o których od jakiegoś czasu się dowiadujemy, wydają się być przemyślane i sensowne. Aktorzy nie mają może wielkich dorobków (głównie dlatego, że czołowa obsada to raczej młodsze osoby), ale pasują do ról i możliwe, że tak, jak w przypadku poprzednich Igrzysk śmierci, będą najlepszym elementem filmu.

Myślę jednak, że warto zadać pytanie, czy jest w ogóle sens adaptować książkę Suzanne Collins. Wydaje mi się, że stanowi ona dla twórców pewne wyzwanie i lepiej sprawdziłaby się prędzej jako miniserial. Oczywiście z komercyjnej perspektywy raczej się to studiu opłaci, lecz artystycznie możemy dostać produkcję z tymi samymi problemami, co każde wcześniejsze Igrzyska śmierci. Ballada ptaków i węży jest dobrze napisana, rozwija świat i przedstawia wielowymiarowego, niejednoznacznego bohatera. To bardzo udana książka, która w pełni wykorzystuje literackie narzędzia. Przeniesienie jej na ekran, próbując z niej uczynić możliwie najdynamiczniejszy blockbuster, to gwarancja na absolutne jej spłycenie.