Trzy lata temu na Netfliksie pojawiła się Historia małżeńska – świetnie przyjęty dramat, doceniony przez widzów, krytyków i Akademię. Film pozwolił szerszej widowni poznać twórczość Noah Baumbacha – jednego z najciekawszych twórców amerykańskiego kina niezależnego. Reżyser słynie z subtelnie prowadzonych historii rodzinnych, błyskotliwych dialogów i filmów opowiadających o zwykłych ludziach. Kolejny film Baumbacha miał jednak znacząco różnić się od reszty jego filmografii. Biały szum (org. White Noise) – adaptacja powieści Dona DeLillo – otworzył tegoroczny festiwal w Wenecji i podzielił widownię. Zanim produkcja pojawi się na Netfliksie, można ją obejrzeć w wybranych kinach studyjnych.
Główny bohaterem Białego szumu jest Jack – profesor hitlerologii cierpiący na lęk przed śmiercią. Spokój jego rodziny zaburza okoliczny wybuch toksyn.
Biały szum zdecydowanie wyróżnia się na tle filmografii Baumbacha. Żaden z jego poprzednich filmów nie miał równie widowiskowej fabuły i dynamicznych scen. Wystarczy spojrzeć na budżet produkcji. Najdroższe filmy reżysera kosztowały co najwyżej 20 milionów, podczas gdy budżet White Noise wyniósł aż 80! Zdecydowanie widać to w samym filmie. Scena wybuchu toksyn jest spektakularna i nakręcona na wielką skalę. Zresztą cały drugi akt to w zasadzie blockbuster z eksplozjami, pościgami i innymi elementami, których nie powstydziłyby się komercyjne filmy katastroficzne.
Przy tym wszystkim Noah Baumbach dalej próbuje zachować charakterystyczne dla swojego stylu elementy. Mamy więc złożonych bohaterów i motyw lęku przed śmiercią. Na papierze wszystko to jest ciekawe, ale w praktyce wypada bardzo różnie. O ile Jack rzeczywiście dostaje wystarczająco dużo czasu na ekranie, tak bohaterom drugoplanowym brakuje głębi. Na przykład dzieci protagonistów nie odgrywają w filmie znaczącej roli i mają tylko zalążki swoich wątków.
Temat strachu przed śmiercią natomiast rzeczywiście jest przedstawiony dobrze. Reżyser zdecydował się na wiele niepokojących, często wręcz horrorowych scen, ale i również na szczere rozmowy o nieistnieniu, przeważnie toczone między małżonkami. Ten wątek wypada bardzo interesująco, ale nie da się nie zauważyć, że nie ma w nim już tej samej subtelności, co w poprzednich produkcjach reżysera. Dyskusje między Jackiem a Babette nie są złe, ale nie mogą się równać z kłótniami Charliego i Nicole z Historii małżeńskiej. Trzeba docenić, że Baumbach wyszedł ze swojej strefy komfortu i spróbował zrobić coś innego niż zwykle, ale szkoda, że przy tym zatracił część swojego stylu. White Noise może i jest bardziej widowiskowe, ale nie ma już tyle głębi, co jego wcześniejsze dzieła.
Największym problemem Białego szumu jest niespójność. Tak naprawdę każda z trzech części filmu jest kompletnie inna. Projekt Baumbacha zaczyna się jako charakterystyczny dla reżysera komediodramat, by w drugim akcie skręcić w stronę kina katastroficznego, a finalnie zmienić się w pełnokrwisty thriller. Można zrozumieć konwencję i założenia takiego rozwiązania, ale nadal wypada ono kiepsko. Widzom trudno w pełni zaangażować się w historię, a po seansie ma się wrażenie, że film nie wybrzmiał tak, jak powinien.
Wątki, które mają znaczenie na początku White Noise, z czasem kompletnie znikają. Oczywiście każda z części filmu jest jako osobna całość udana. Wszystkie są ciekawe, zaskakujące i dobrze nakręcone. Baumbach radzi sobie w mroczniejszej konwencji (świetne sceny horrorowe), a jego czarny humor przeważnie się sprawdza. Problem tkwi jednak w tym, że poszczególne segmenty nie tworzą jednej, konsekwentnej i zamkniętej całości.
Najciekawszym elementem White Noise jest postać Jacka Gladneya. Jest on bohaterem bardzo nieoczywistym i wielowymiarowym. Tak, jak protagoniści wcześniejszych filmów Noah Baumbacha, jest człowiekiem pogubionym, z nieprzepracowanymi problemami, który nie radzi sobie w nowej sytuacji. Chorobliwy lęk przed śmiercią jest ciekawie przedstawiony, można go dostrzec nawet w drobnych zachowaniach Jacka. Bardzo udana jest scena, w której bohater próbuje za wszelką cenę bagatelizować zagrożenie i chce, żeby wszystko pozostało tak, jak jest.
W kontekście Gladneya interesujący jest także motyw jego zainteresowania Hitlerem, który niestety nie jest wystarczająco eksplorowany i gubi się na pewnym etapie filmu. Trzeba także docenić Adama Drivera, którego występ w Białym szumie jest zabawny, zaskakujący i bardzo udany. Aktor wychodzi ze swojej strefy komfortu i prezentuje jedną z mniej oczywistych ról w swoim dorobku. Sprawnie balansuje na granicy tak, że Jack nie jest ani zbytnio przerysowany, ani poważny. Bardzo dobra jest także partnerująca mu Greta Gerwig. Postać Babette jest niewykorzystana i brakuje jej miejsca w scenariuszu. Natomiast aktorce udało się dobrze oddać emocje bohaterki i jej ukrywane problemy.
Biały szum to zdecydowanie jeden z najciekawszych i najbardziej nieoczywistych filmów Noah Baumbacha. To produkcja pełna rewelacyjnych pomysłów i scen-perełek, które na długo pozostaną w pamięci widza. Problemy zaczynają się, kiedy dłużej zacznie się myśleć o fabule czy poszczególnych wątkach. Produkcja jest niespójna, gubi wątki, w tym bohaterów drugoplanowych. White Noise finalnie okazuje się być odważnym, zaskakującym eksperymentem, ale przy tym średnio udanym filmem.