Potwór Lanthimosa – recenzja filmu „Biedne istoty”

Stanisław Sobczyk01 września 2023 19:00
Potwór Lanthimosa – recenzja filmu „Biedne istoty”

Chociaż na koncie ma zaledwie siedem pełnych metraży, Yorgosa Lanthimosa z pewnością można uznać za jednego z najbardziej rozpoznawalnych i wpływowych reżyserów kina artystycznego. W rodzinnej Grecji nie nakręcił może wiele produkcji, ale w zasadzie zrewolucjonizował tamtejszą kinematografię. Alpy czy Kieł zainspirowały kolejnych, greckich twórców, których projekty, takie jak Litość czy Niepamięć regularnie odnoszą festiwalowe sukcesy na całym świecie. Tymczasem sam Lanthimos zaczął kręcić międzynarodowe, anglojęzyczne projekty, które przyniosły mu jeszcze większą rozpoznawalność. Widownia pokochała enigmatycznego Lobstera czy niepokojące Zabicie świętego jelenia. Jednak największy sukces odniósł jego ostatni film – Faworyta, która była jednym z najbardziej znaczących produkcji w sezonie nagród 2018/2019 i finalnie przyniosła twórcom aż 10 nominacji do Oscara. Kiedy pył opadł pozostało jedno, znaczące pytanie: jaki będzie kolejny projekt Yorgosa Lanthimosa? Odpowiedź przyszła dopiero w 2021, kiedy dowiedzieliśmy się, że grecki reżyser nakręci Poor Things, adaptację powieści Alasdaira Graya, będącej wariacją na temat historii Frankensteina. Na projekt przyszło czekać nam jeszcze sporo czasu i finalnie debiutuje on na tegorocznym festiwalu w Wenecji, pięć lat po premierze Faworyty, która zresztą odbyła się na tym samym wydarzeniu. Czy Biedne istoty, jeden z najbardziej wyczekiwanych filmów tego roku sprostał oczekiwaniom?

Bella Baxter zostaje przywrócona do życia przez genialnego naukowca Godwina Baxtera. Zamknięta w jego wielkiej willi na nowo uczy się jeść, mówić i poruszać. Im więcej dowiaduje się na temat zewnętrznego świata, tym bardziej pragnie uciec, by go poznać.

fot. Biedne istoty, reż. Yorgos Lanthimos, dystrybucja Disney Polska

Chociaż Lanthimos od zawsze słynął z wyrazistego stylu i dziwactw, ciężko znaleźć w jego dorobku film równie osobliwy co Biedne istoty. Już od pierwszych scen reżyser wrzuca nas w wir zaskakujących wydarzeń i szalonych pomysłów. Krążąc po posiadłości Godwina Baxtera oglądamy kolejne zakamarki, eksperymenty czy zmutowane stworzenia. Ciężko nawet określić kiedy rozgrywa się akcja filmu. Świat to dziwne połączenie wiktoriańskiej Anglii i steampunkowego science fiction, w którym możemy znaleźć latające tramwaje i wymyślne mechanizmy. Lanthimos bez przerwy próbuje nas czymś zaskoczyć, mieszając konwencję, stosując nienaturalne ujęcia czy wreszcie prowadząc fabułę tak, by widz nie wiedział dokąd tak naprawdę zmierza historia.

Jeżeli Poor Things można coś zarzucić, to zdecydowanie kilka scenariuszowych problemów. Przede wszystkim w drugim akcie film nie do końca radzi sobie z tempem. Pojawiają się powtórzenia czy przeciągnięte sekwencje, które spokojnie dałoby się skrócić. Ogólnie wydaje się, że gdyby Biedne istoty były o 20 minut krótsze, wyszłoby im to na dobre. Film ma też dość książkową konstrukcję. Kolejne wydarzenia w fabule oddzielone są planszami informującymi o nowym miejscu akcji, przez co całość dzieli się na rozdziały. Szkoda, że Lanthimos nie pobawił się trochę z konstrukcją filmu, bo chociaż literacki podział jest w duchu historii, to wprowadza do niej również pewną monotonię.

Lanthimos nigdy nie unikał w swoich filmach humoru. Przeważnie był on niezręczny, chłodny i pasował do ich specyficznego klimatu. Tym razem jest go więcej niż zwykle, a Poor Things spokojnie dałoby się uznać za czarną komedię. Większość żartów wypada po prostu solidnie, humor jest przyjemny, ale mimo wszystko powtarzalny. Zdarzają się też jednak naprawdę udane dowcipy, które doprowadzały całą wenecką salę nie tylko do śmiechu, ale i oklasków. Mowa tu o żartach, które przychodzą z zaskoczenia, często prześmiewając samą konwencję filmu, albo motyw Frankensteina. To, że humor się sprawdził to w sporym stopniu zasługa aktorów. W szczególności Willema Dafoe, który wpasował się w dziwną stylistykę filmu i wypadł fantastycznie w scenach komediowych.

Poza byciem dziwną komedią i zabawą historią Frankensteina, Biedne istoty próbują poruszyć także poważniejsze tematy. Cała fabuła oraz postać Belli Baxter okazują się być punktem wyjściowym do opowiedzenia o kulturowych i społecznych okowach, które ograniczają kobiety. Okazuje się bowiem, że protagonistka filmu, poszukująca jedynie poznania i cielesnej przyjemności, trafia w ręce kolejnych mężczyzn, którzy za każdym razem chcą mieć ją tylko dla siebie. Próbują zamknąć jej w złotej klatce, a kiedy ta usiłuje uciec, albo sprzeciwić się społecznym normom, popadają w panikę. Wyzwolona Bella, dla której seks nie musi wiązać się wcale z miłością przeraża ich i wyprowadza z równowagi. Finalnie Lanthimos zawiera nawet w swoim filmie wątek prostytucji, poprowadzony w bardzo zaskakujący sposób. Poor Things okazuje się więc feministycznym manifestem. Momentami niestety mało subtelnym, mówiącym pewne rzeczy zbyt wprost, ale nadal wartościowym.

fot. Biedne istoty, reż. Yorgos Lanthimos, dystrybucja Disney Polska

Już kiedy okazało się, że w Poor Things wystąpi Emma Stone, o jej roli mówiło się w kontekście najistotniejszych nagród. Zresztą nic dziwnego, w końcu kiedy ostatnim razem zagrała u Lanthimosa, dostała nominację do Oscara. Teraz już można oficjalnie przyznać, że aktorka wypadła świetnie. W Biednych istotach może pokazać się z zupełnie innej strony niż zwykle. Spora część jej gry to dziwne gesty, sposób poruszania się czy mimika. Ma masę energii, z początku jest infantylna, dzika, z czasem nabiera już życiowego doświadczenia. Nie ma może w filmie żadnych, szczególnie imponujących, emocjonalnych momentów, ale są sceny z jej udziałem, które zapadają w pamięć. Ten występ z pewnością nie jest najlepszy w jej dorobku, dużo bardziej złożoną, ciekawą rolę miała zresztą we wspomnianej już Faworycie. Nie zmienia to jednak faktu, że jest świetna i często to właśnie swoją charyzmą ciągnie całość.

Najlepiej na drugim planie wypadł zdecydowanie Willem Dafoe, który jest stworzony do grania szalonej reinterpretacji doktora Frankensteina. Jego Godwin Baxter potrafi być niepokojący, ale przy tym bardzo łatwo go polubić. Często wydaje się wręcz tragiczną postacią, skrzywdzoną przez ojca, nie do końca rozumiejącą pojęcie empatii. Dafoe jest też po prostu niezwykle zabawny. Jego Godwin to bardzo udana parodia archetypu szalonego naukowca. Docenić warto również Marka Ruffalo, który sprawdził się w swojej roli, a szczególnie w jej komediowych momentach. Jest charyzmatyczny i pokazał się z zupełnie innej strony niż zwykle.

Ciężko ocenić czy Poor Things to najlepiej nakręcony film Lanthimosa, ale z całą pewnością ten najbardziej wystawny i różnorodny. Grecki twórca tym razem zaszalał i widać, że w swoim filmie często bardzo różne techniki i style. Mamy więc pierwszy akt, w całości nakręcony w czerni i bieli, który jest dziwny, klimatyczny i duszny. Potem zaś, kiedy wkraczamy do wielkiego świata, oglądamy wielkie budynki pełne wysokich schodów, wyraziste kolory czy baśniowe niebo, które rzadko kiedy przybiera naturalną barwę. Pełną skalę swoich umiejętności pokazał też operator, Robbie Ryan. Biedne istoty pełne są zaskakujących ujęć nakręconych z dziwnych kątów, które zaburzają naturalne kształty. Numerem popisowym są okrągłe kadry nakręcone obiektywem fisheye. Na ogromną pochwałę zasługuje także scenografia, kostiumy czy charakteryzacja. To, że tak dziwny, szalony świat udało się ożywić robi gigantyczne wrażenie. Wszystkie stroje Belli świetnie łączą podniosłą, wiktoriańską modę z wizualnym dziwactwem. Trzeba docenić również rewelacyjną charakteryzację postaci Willema Dafoe. Godwin krzywy, pokryty jest dziwnymi bliznami, bardziej niż naukowca, przypomina samego potwora Frankensteina. Wszystko to wieńczy świetna ścieżka dźwiękowa. Dziwna, tajemnicza muzyka jest hipnotyzująca i dobrze oddaje klimat historii.

Biednym istotom daleko jest do najlepszych filmów Yorgosa Lanthimosa. Nie mają subtelności Lobstera czy intrygi Faworyty. Mimo wszystko to nadal bardzo udany projekt, który z pewnością zachwyci widzów i będzie się o nim mówiło jeszcze bardzo długo. To najbardziej wystawny, różnorodny projekt greckiego reżysera, pełen fantastycznych wizualnych rozwiązań czy dziwacznych scen, które zapadają w pamięć. Oczywiście jest na co narzekać. Problemy z tempem, nierówny scenariusz czy łopatologia, z którą przecież Lanthimos nigdy wcześniej nie miał problemu. Jednak jego Poor Things to dalej zaskakująca czarna komedia i film, który żadnego widza nie pozostawi obojętnym.

Biedne istoty trafią do kin w Polsce i na świecie 8 grudnia.