Bo życie go przytłacza – recenzja filmu „Bo się boi”

Stanisław Sobczyk22 kwietnia 2023 14:00
Bo życie go przytłacza – recenzja filmu „Bo się boi”

Ari Aster to twórca, który szturmem wkradł się do świata horroru. W 2018 głośną premierą był jego pełnometrażowy debiut, Hereditary. Dziedzictwo, które zaskoczyło widzów i pozwoliło zyskać reżyserowi status wizjonera. Jeszcze lepiej przyjęte zostało Midsommar. W biały dzień, kolejny horror astera, który mogliśmy oglądać w kinach latem 2019 roku. Na najnowszy film reżysera musieliśmy czekać aż 4 lata. Bo się boi (pierwotnie zatytułowane Dissapointment Blvd) było bardzo tajemniczym i interesującym projektem. Przed pierwszymi zwiastunami widzowie wiedzieli w zasadzie tylko, że film ma być długi, dziwny, a w roli głównej wystąpi Joaquin Phoenix. Sprawy nie rozjaśniły materiały promocyjne, które w zasadzie w ogóle nie pokazywały fabuły. Teraz, kiedy film trafił już do kin, dzieli i zdecydowanie szokuje publiczność.

Beau, zmagający się z wszelkiego rodzaju lękami mężczyzna w średnim wieku, przeżyje niezwykłe przygody, próbując dostać się do domu rodzinnego, by odwiedzić matkę.

Bo się boi to zdecydowanie najobszerniejszy i najdziwniejszy film Ariego Astera. O ile Hereditary. Dziedzictwo oraz Midsommar. W biały dzień można było wpisać w konkretny podgatunek horroru, tak przy najnowszej produkcji reżysera nie będzie to możliwe. Film czerpie bardzo wiele gatunków czy konkretnych dzieł. W Bo się boi można dostrzec koncepty zaczerpnięte z tekstów Freuda, styl charakterystyczny dla Charliego Kaufmana czy wreszcie sceny, które przywodzą na myśl poprzednie projekty Astera. To wszystko prowadzi nas do głównego problemu produkcji. Jest ona chaotyczna, gdzieś od momentu drugiego aktu zaczyna męczyć.

fot. Bo się boi, reż. Ari Aster, dystrybucja Gutek Film

Bo się boi to projekt, który miał być swego rodzaju opus magnum Ariego Astera. Jego najbardziej osobistym, najobszerniejszym dziełem. Ciężko nie ulec wrażeniu, że przez to reżyser wrzucił do scenariusza wszystkie pomysły, które miał w głowie. Ma to zarówno zalety, jak i wady. Z jednej strony w filmie naprawdę czuć postać Astera, jego lęki, fobie i specyficzne spojrzenie na świat. Z drugiej czyni to film dość niespójnym i wypakowanym treścią aż za bardzo. Intensywne trzy godziny seansu nie są oczywiście nudne, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Beau Is Afraid nie jest męczące. Gdyby film trwał cztery godziny, jak Aster pierwotnie planował, mógłby być bardzo ciężki do oglądania. Problem nadmiaru widać najlepiej w środku Bo się boi. O ile pierwszy i trzeci akt są naprawdę angażujące, tak w drugim film zaczyna się powtarzać, wydaje się być przeciągnięty. Film prawdopodobnie byłby lepszy, gdyby twórca zdecydował się na wycięcie niektórych scen czy wątków.

Bo się boi ma bardzo charakterystyczną konstrukcję. Dzieli się na cztery segmenty, które fabularnie się ze sobą łączą, ale są od siebie mocno oddzielone. Każdy z nich ma inny setting, innych bohaterów (oczywiście poza tytułowym Beau), a nawet trochę inną konwencję. Zdecydowanie najlepszy, najspójniejszy jest pierwszy segment, w którym oglądamy jak protagonista widzi świat, innych ludzi i jak próbuje poradzić sobie ze zwykłym, codziennym życiem. To właśnie pierwsze minuty Beau Is Afraid mają najlepsze tempo, są zabawne, błyskotliwe i działają nawet jako osobna całość. Aster idealnie operuje czarnym, niezręcznym humorem. Scena, w której Beau rozmawia przez telefon z kurierem jest z jednej strony absolutnie przerażająca, a z drugiej ma kilka momentów, w których nie byłem w stanie powstrzymać śmiechu. Osiągnięcie takiego efektu było naprawdę ciężkie, ale udało się Asterowi idealnie. Pierwszy segment to też komedia o społecznych fobiach, naszych absurdalnych obawach i hipochondrii. Obserwując przerysowane zachowania protagonisty, można znaleźć w nich swoje własne lęki, przedstawione oczywiście w karykaturalny, ekstremalny sposób. Pierwszy akt Bo się boi jest absolutnie fantastyczny, działa nawet jako zamknięta całość i to właśnie on jest najmocniejszym elementem filmu Astera.

fot. Bo się boi, reż. Ari Aster, dystrybucja Gutek Film

Jednak nie tylko pierwszy segment Beau Is Afraid jest udany. O ile środek filmu ma swoje problemy, jest przeciągnięty i męczący, jest nadal naprawdę ciekawy. Aster wgłębia się w psychikę głównego reżysera, opowiada o jego seksualności, poszukiwaniu szczęścia i próbie odzyskania kontroli nad własnym życiem. Pojawia się choćby scena w teatrze, która rzuca zupełnie nowe światło na Beau oraz jego rodzinę. Wszystko to jest bardzo intensywne. Z jednej strony może męczyć widzów, ale z drugiej nie sposób odmówić Asterowi oryginalności. Nawet te dwa gorsze, środkowe segmenty mają bardzo odważne, zapadające w pamięć sceny.

Finał, w postaci ostatniego segmentu filmu osadzonego w domu rodzinnym Beau, z całą pewnością podzieli widzów. Ari Aster skręca w kierunku absurdalnego horroru rodzinnego, któremu najbliżej do debiutu reżysera – Hereditary. Dziedzictwo. Widzom z całą pewnością zapadnie w pamięci mroczne i zaskakująco pesymistyczne zamknięcie filmu oraz zaskakująca scena na strychu, która nikogo nie pozostawi obojętnym. Zakończenie Bo się boi jest podatne na wszelkiego rodzaju informacje, opowiada o poddawaniu się, przegrywaniu ze swoim dziedzictwem i problemami. Finał naprawdę dobrze operuje także niezręcznościami. Widzowie będą mogli poczuć namiastkę tego, co czuje Beau w scenach, które są krępujące czy dziwne.

Bardzo ciekawe wydaje się to, jak Ari Aster portretuje protagonistę filmu. Tytułowy Beau to bohater napisany w bardzo nieoczywisty sposób, który może zaskoczyć, a nawet podzielić widownię. Kiedy go poznajemy, jest pogubionym mężczyzną w średnim wieku, który zmaga się z wieloma problemami, ewidentnie nie radzi sobie z życiem w społeczeństwie i nie ma żadnej kontroli nad własnym losem. W kolejnych etapach filmu Beau wyrusza w niesamowitą podróż. Musi się mierzyć z kolejnymi przeciwnościami, przenosi się z miejsca na miejsce, by finalnie wrócić do domu i skonfrontować się ze swoją przeszłością. W każdym zwykłym filmie bohater musiałby w jakiś sposób się zmienić, odnaleźć siebie i po prostu przejąć stery swojego życia. Tymczasem Beau mimo wszystkiego co przechodzi nie jest w stanie zrobić żadnej z tych rzeczy, cały czas jest zależny od innych. Są momenty, w których wydaje nam się, że bohater wreszcie czegoś się nauczy, że ucieknie, że otwarcie wykaże sprzeciw i nie ulegnie. Zawsze jednak kończy się to tak samo – Beau wraca do punktu wyjściowego. O ile w drugim akcie Aster traktuje swojego protagonistę raczej jako ofiarę losu i swojej przeszłości, tak w trzecim zaczyna zastanawiać się nad tym, czy nie jest sam sobie winny. Może Beau jest samolubny, może swoją bezczynnością krzywdzi nie tylko siebie, ale i swoich bliskich. Reżyser nigdy nie miał w swoich filmach tak złożonej i zaskakującej postaci.

fot. Bo się boi, reż. Ari Aster, dystrybucja Gutek Film

Zdecydowanie pomaga także, że w Beau wcielił się fantastyczny Joaquin Phoenix. Aktor chyba nigdy w karierze nie miał tak zaskakującego, oryginalnego występu. W Bo się boi ma wiele nieoczywistych scen, w których jego reakcje na sytuację czy małe gesty są absolutnie kluczowe. Phoenix pokazał prawdziwy kunszt przy rozmowie telefonicznej z kurierem czy przy wszystkich interakcjach z matką. Pozostaje nam tylko cieszyć się z tego, że aktor wystąpi także w kolejnym filmie Astera, bo reżyser ewidentnie wyciąga z niego wszystko, co najlepsze.

Trzeba wspomnieć także o wizualnej stronie Beau Is Afraid. Film jest bardzo różnorodny, ma zarówno bardzo jasne sceny, które przywodzą na myśl Midsommar, jak i te mroczniejsze, nakręcone w zamkniętych przestrzeniach, kojarzące się bardziej z Hereditary. Operator, Pawel Pogorzelski, wykazał się prawdziwym kunsztem i udało mu się nakręcić film tak, żeby wydawał się nienaturalny, oniryczny i udało mu się perfekcyjnie oddać to, jak Beau widzi świat. Warto dodać, że film nie ma tyle scen gore co poprzednie dzieła Astera, ale nadrabia to bardzo dziwnymi, kreatywnymi eksperymentami wizualnymi.

Bo się boi nie jest najlepszym filmem Ariego Astera. Zdecydowanie nie jest tak spójne i precyzyjne jak Midsommar. Biały dzień. Natomiast to nadal niezwykła produkcja, w której czuć osobowość reżysera, jego problemy, lęki, fobie. Nie da się przejść obojętnie obok tego filmu. Jedni go pokochają, inni znienawidzą, a jeszcze inni sami nie będą wiedzieć co o nim sądzą. Aster zdecydowanie utwierdził swoją pozycję w świecie współczesnego horroru i już teraz można go uznać za jednego z najciekawszych twórców swojego pokolenia. O Bo się boi będzie się jeszcze długo, a widzowie, niezależnie od swojej opinii, szybko nie zapomni o tej niezwykłej opowieści.