„Bodies Bodies Bodies” – recenzja

Stanisław Sobczyk04 września 2022 19:00
„Bodies Bodies Bodies” – recenzja

Od kilku lat możemy śmiało mówić o współczesnym renesansie horroru. Pojawia się coraz więcej kreatywnych twórców, którzy przez kino grozy poruszają ciekawe i niekiedy trudne tematy. Często można się również natknąć na produkcje, które odnoszą duży sukces, łącząc horror z komedią. Chociażby w tym roku pojawiły się bardzo dobrze przyjęte Krzyk, Zbrodnie przyszłości Davida Cronenberga czy Nie! Jordana Peele’a, a horrorowo najmocniej odznaczyły się produkcje studia A24. Na początku roku pojawiło się X czerpiące mocno ze stylistyki horroru i branży pornograficznej lat 70-tych, a pod koniec maja studio wprowadziło do kin ambitny, psychologiczny horror Alexa Garlanda – Men. Poza tymi filmami A24 zapowiedziało jeszcze jeden horror, który trafił do kin latem. Mowa o Bodies Bodies Bodies, które reklamowało się ciekawymi, młodymi aktorami i slasherowym klimatem. Okazuje się, że film ten to jeden z najciekawszych horrorów w tym roku i rozrywka na najwyższym poziomie.

Film opowiada o grupie młodych znajomych, spędzających weekend w luksusowej posiadłości na odludziu. Podczas imprezy zaczynają się dziać niepokojące rzeczy, a bohaterowie orientują się, że wśród nich musi znajdować się morderca.

fot. Bodies Bodies Bodies, reż. Halina Reijn, dystrybucja M2 Films

Bodies Bodies Bodies w swoich założeniach i klimacie mocno może przypominać cykl Krzyk. Oglądając bohaterów szukających mordercy, trudno nie zauważyć podobieństw do finału pierwszej części cyklu Wesa Cravena, albo nawet jego najnowszej, tegorocznej odsłony. Reżyserka bardzo sprawnie operuje przestrzenią domu. Ogromne znaczenie w filmie odgrywa także ciemność. W pewnym momencie światła gasną całkowicie, a bohaterowie oświetlają otoczenie tylko latarkami w telefonach. Mimo to Bodies Bodies Bodies wygląda naprawdę dobrze. Neonowe obręcze, które nosi jedna z bohaterek czy oświetlone na czerwono pomieszczenie wyglądają świetnie i nadają całości atrakcyjny wizualnie klimat. Sceny morderstw nie są może nakręcone wyjątkowo pomysłowo, ale samo szukanie ciał i poruszanie się po ciemnym domu jest odpowiednio niepokojące i potrafi trzymać w napięciu. Po pewnym czasie widzowi zaczyna też rzeczywiście zależeć na bohaterach. Wiele razy podczas seansu złapałem się na tym, że więcej emocji niż sceny morderstw czy szarpanin wzbudzały we mnie kłótnie między postaciami.

Kluczem sukcesu Bodies Bodies Bodies wydają się być właśnie wspomniani bohaterowie. Chociaż są przerysowani i często mają stanowić karykaturę pewnych postaw, łatwo się z nimi zżyć i ich polubić. W sporym stopniu to zasługa aktorów, którzy sprawdzili się w swoich rolach rewelacyjnie. Każda z postaci ma swoje problemy, charakterystyczne zachowania i wyrazisty charakter. Jedynie wątek Bee nie wypada tak dobrze jak powinien, bo ma za mało miejsca, by wybrzmieć odpowiednio. Nie zmienia to jednak faktu, że Maria Bakalova poradziła sobie w tej roli, a jej postać sprawdza się jako protagonistka wprowadzająca widza do grupy znajomych jej dziewczyny.

Zdecydowanie najbardziej charakterystyczną bohaterką filmu jest Alice grana przez Rachel Sennott, znaną chociażby z Shiva Baby. Jest mocno karykaturalna, ale też charyzmatyczna i wprowadza do Bodies Bodies Bodies masę energii. Widać, że Sennott bawiła się na planie świetnie, a wszystkie sceny z jej udziałem zapadają w pamięć. Oczywiście inni bohaterowie także wypadli bardzo dobrze, castingi sprawdziły się świetnie, a każdy z wątków dostał dla siebie miejsce.

Mając w filmie tak barwną grupę postaci, szukanie pośród niej mordercy jest niezwykle angażujące. Wzajemne oskarżanie się o zabójstwa okazuje się być pretekstem do wyciągania starych brudów i pretensji. Pod wpływem emocji bohaterowie są ze sobą szczerzy, wyjawiają nawzajem swoje sekrety i nie mają żadnych oporów. Dopiero kiedy w domu grasuje morderca, mówią szczerze, co naprawdę o sobie uważają. Każdy ma swoje za uszami, a relacje, które wydawały się być przyjaźniami, zostają brutalnie zweryfikowane.

fot. Bodies Bodies Bodies, reż. Halina Reijn, dystrybucja M2 Films

Bodies Bodies Bodies to film, któremu udało się naprawdę dobrze przedstawić pewne problemy pokolenia Z, równocześnie nie patrząc na nie z pogardą. Produkcja odnajduje się w internetowej nomenklaturze i nie próbuje być pouczeniem z perspektywy kogoś starszego. Poszczególni bohaterowie reprezentują różne postawy i toksyczne zachowania. Alice jest skupiona na sobie i bezkrytyczna, Jordan ma kompleksy w związku ze swoim pochodzeniem klasowym, Emmie zależy tylko na tym, żeby inni ją podziwiali, a David próbuje udawać kogoś, kim nie jest, by budzić respekt wszystkich wokół. Film porusza szerokie spektrum tematów. Mówi o social mediach, różnicach klasowych, konfliktach, nieudanych związkach i o wielu innych tematach. Nie da się ukryć, że robi to często w łopatologiczny, przerysowany sposób, ale tworzy przy tym spójny obraz, potrafi być trafny i błyskotliwy. Z kolei w dialogach nie da się wyczuć fałszu i widać, że napisał je ktoś, kto rozumie język, jakim posługują się młodzi ludzie w Internecie.

Bodies Bodies Bodies to kolejny sukces studia A24 w tym roku i kreatywny projekt z pomysłem na siebie i wyrazistym stylem. Film Haliny Reijn ma wszystko na swoim miejscu, jest angażujący i świetnie łączy horror z komedią. Produkcja szczególnie powinna przypaść do gustu młodym widzom, którzy znajdą w niej aktualne tematy i obraz pokolenia Z pozbawiony stereotypów. Dobrze, że w kinie jest miejsce dla takich dzieł i, że odnoszą one zasłużony sukces. Nie pozostaje nic innego jak śledzić dalsze poczynania reżyserki.