Braterstwo szosy – recenzja filmu „Motocykliści”

Jakub Marciniak22 lipca 2024 16:29
Braterstwo szosy – recenzja filmu „Motocykliści”

Jeff Nichols długo kazał nam czekać na swój nowy projekt. Jego poprzedni film, Loving, był powrotem do korzeni. Do historii o Ameryce i kameralnych opowieści skupionych na bohaterach, których głównym wrogiem był system oraz społeczeństwo. Tym samym Nichols zrezygnował ze ścieżki, jaką wytyczał poprzednimi filmami, romansującymi gatunkowo z science fiction czy horrorem. Jego tegoroczna produkcja, Motocykliści, trzyma się kierunku wyznaczonego przez Loving.

Nichols znowu zabiera nas do Ameryki, ponownie w centrum stawia kobietę w męskim świecie, raz jeszcze dywaguje na temat społecznych patologii, ale tym razem dorzucając coś jeszcze. Tak jak jego najważniejszy film, Uciekinier, tak i Motocykliści są studium męskości i jej korelacji z najważniejszą z amerykańskich wartości – wolnością.

Czym dla mężczyzny jest motocykl? Prawdopodobnie wszystkim, czego ten może chcieć. Dumą. Narzędziem. Prędkością. Wiatrem we włosach. Władzą i podziwem. A przede wszystkim przepustką do mitycznego, męskiego świata. Świata ludzi silnych, niezależnych. Odpowiedzialnych, a zarazem absolutnie wolnych. Żyjących według jasnego moralnego kodeksu, ale kodeksu spisanego przez samych siebie. To świat brutalny, ale również pełen braterskiej miłości – szorstkiej, niechętnie okazywanej, jednak w pewien sposób silniejszej i ważniejszej (dla tych mężczyzn) od miłości romantycznej.

Tak właśnie Nichols pokazuje klub motocyklowy, który jest głównym bohaterem Motocyklistów. Wandale to miejsce, gdzie każdy wyrzutek znajdzie swój dom. Dlatego jeden za drugim do niego lgną. Każdy jest mniej lub bardziej przetrącony przez życie, w większości są ofiarami przeszłości. Ofiarami Ameryki i tego piętna, które odciska ona na jednostce. Jedyne co jeszcze mają to marzenia i mityczne braterstwo.

Braterstwo szosy - recenzja filmu "Motocykliści"
Tom Hardy, Austin Butler i Boyd Holbrook w filmie Motocykliści, reż. Jeff Nichols (Focus Features)

Brzmi patetycznie i dość zabawnie? Powinno, bo właściwie taki jest ten film. Szczególnie na początku, Nichols dystansuje się do całej historii i nieźle ironizuje. Bawi się opatrzonymi motywami i zagraniami, momentami zbliżając się bardziej do pastiszu męskiego kina dwudziestego wieku, niż do poważnej opowieści. Archetyp goni archetyp, przesyconych testosteronem dialogów jest tu na pęczki, a kamera z werwą nabija się z majestatycznych obrazów napakowanych, brudnych i owłosionych nowoczesnych jeźdźców zachodu. Nichols rozumie, co tworzy i właśnie dzięki owej świadomości unika popadnięcia w absolutną sztampę.

Jednocześnie Motocykliści, chociaż są kinem ironicznym, to nie są komedią, a w gruncie rzeczy dość smutną opowieścią o niewłaściwych ideałach i o tym, jak destrukcyjny jest narzucony przez popkulturę obraz męskości oraz mityczny „sen” wykreowany przez amerykańskie realia. Nie wszystko tutaj szczególnie mocno porusza – nadmiar bohaterów i relatywnie krótki metraż sprawiają, że cała opowieść jest bardzo powierzchowna. Poszczególne postaci wyróżniają się maksymalnie dwiema cechami charakteru. Zawodzą także ich relacje. W trakcie seansu mogą się bronić lekkością formy – szybkie tempo ułatwia niemyślenie o nich za dużo – ale po napisach końcowych widz się orientuje, że nieszczególnie wie, co tak właściwie tych ludzi łączy. Co więcej, nie odkrywa w sobie zainteresowania ich losami. Zbyt często Nichols bierze coś na wiarę lub zakłada, że widz jest tak obeznany w tego typu kinie, że po prostu dopowie sobie to, czego scenariusz nie raczył mu podrzucić.

Szczególnie fatalnie napisany jest bohater odegrany przez Austina Butlera. Chociaż i on jest jedną wielką karykaturą, to pozostaje przy tym zupełnie nieciekawy, nieznośnie apatyczny i nieszczególnie konsekwentnie prowadzony – zakończenie jego wątku i ostatnie sceny, zdają się dopisane na szybko i kompletnie nie współgrają z tym, co działo się wcześniej. Właściwie nie widzę żadnego konkretnego powodu, żeby jego historia kończyła się akurat w ten sposób. Sam Butler też jest, najzwyczajniej w świecie, mierny. Jego rola ogranicza się do stania w mniej lub bardziej „cool” pozycji i wypowiadanie czerstwych tekstów – ponownie dziwacznie intonuje głoski, brzmiąc tym razem jak połączenie Feyda-Rauthy i Elvisa. Jego bohater rysowany jest jako wielka enigma, zupełnie nieprzewidywalna osoba, ale koniec końców okazuje się zwyczajnie pusty i bezbarwny.

Braterstwo szosy - recenzja filmu "Motocykliści"
Jodie Comer w filmie Motocykliści, reż. Jeff Nichols (Focus Features)

Nie pomaga fakt, że Butler nie ma żadnej ekranowej chemii z Jodie Comer. Ona jest świetna. To najlepiej zagrana rola w tym filmie. A Kathy, będąca duszą opowieści i narratorką, jest najlepszym, co Motocykliści mają do zaoferowania. Błyszczy, gdy jest sama. Z Tomem Hardym (niezłym w swojej roli) tworzy zaledwie poprawną ekranową relację. Czy to wina scenariusza, reżyserii czy samych aktorów – ciężko powiedzieć. Efektem jest jednak brak napięcia, namiętności i miłości. Bohaterowie deklarują wielkie uczucia, ciężar fabularny spoczywa na tym, jak bardzo są dla siebie ważni, ale na ekranie zwyczajnie tego nie czuć. Nawet jeśli widz może przywiązać się do któregoś z nich, to oni sami pozostają wobec siebie obojętni.

Reżysersko Nichols sobie radzi, ale jedynie na poziomie poszczególnych scen. Zwłaszcza konfrontacja Kathy z grupką motocyklistów czy pierwsze sceny przedstawiające „antagonistę” filmu są naprawdę świetnie nakręcone: surowe, a przy tym intensywne i wstrząsające. Z drugiej strony ogólna lekkość filmu sprawia, że Nichols nie umie podbić stawki czy zbudować dramatyzmu na szerszą skalę. Powolna degradacja świata motocyklistów jest szybka i… letnia. Kilka nietrafionych decyzji reżyserskich przynosi nam żartobliwe rozluźnienie w trakcie sceny, która powinna raczej podkreślać, że nie oglądamy przyjemnej bajki, a historię o autodestrukcji. Za mało tutaj ciężkiej ręki, za mało napięcia, syfu i konkretnego „męskiego” (że tak zażartuję) rąbnięcia w splot słoneczny. Projekt utknął w rozkroku pomiędzy żartem a poważnym studium psychologiczno-socjologicznym. Próba efektywnego (a może nawet efektownego) połączenia tych dwóch dróg zakończyła się absolutną porażką.

Mimo wszystko, Motocyklistów obejrzałem z przyjemnością. Nie zmienia to jednak mojej ogólnej oceny. Ostatecznie film ten stawiam dość nisko na drabinie reżyserskiego dorobku Nicholsa.

Motocykliści na ekrany polskich kin wejdą 9 sierpnia. My mieliśmy okazję zobaczyć film przedpremierowo na Festiwalu mBank Nowe Horyzonty. Zapraszamy do lektury innych naszych tekstów związanych z festiwalem.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to