Drugi dzień Festiwalu w Cannes to przede wszystkim premiera polskiej koprodukcji Dziewczyna z igłą, która walczy o Złotą Palmę w konkursie głównym. Jak wypadł najnowszy film Magnusa von Horna? Czym zachwycili się nasi wysłannicy? Zapraszamy na relację z drugiego dnia Festiwalu w Cannes 2024:
Fantastycznie (choć co prawda dość monotonnie) prowadzona historia, która bardzo szybko zamienia się w coś w rodzaju hipnotyzującego koszmaru sennego.
Najbardziej imponują tu oczywiście wręcz magiczne zdjęcia oraz Vic Carmen Sonne, która wypada wybitnie. Jej mimika twarzy jest fenomenalna. Coś, co w sumie najbardziej mnie zaskoczyło w tym filmie, to fakt, ile elementów horrorowych się tu znalazło i jak świetnie połączone są one z czarno-białymi zdjęciami oraz genialną rolą drugoplanową Trine Dyrholm.
Paweł Krajewski
W swoich najlepszych momentach to wizualne arcydzieło, mające mnóstwo ciekawych elementów, świetnie grające światłocieniem i budujące cudowną atmosferę, stylistycznie orbitując wokół makabreski i estetyzacji brzydoty. Niestety scenariuszowo to pretensjonalny bełkot, który finalnie nie mówi nic prócz „o patrzcie, ludzie źli”. Tempo jest absolutnie koszmarne. Ładna pustka.
Paweł Szruba
Najbardziej ambitny z dotychczasowych projektów Magnusa von Horna, ale przez to i najbardziej nieudany. Dziewczyna z igłą jest naprawdę dobra jako mroczny thriller z klimatycznymi, czarno-białymi zdjęciami i obrazem zdeprawowanego powojennego świata. Wszystko to miało potencjał na świetny film, problem tylko w tym, jak bardzo reżyser gubi się w tematach, porzucając wątki i zamiast wejść w psychologię bohaterki, woli napawać się jej cierpieniem.
Stanisław Sobczyk
Co za debiut! Wild Diamond zabiera nas do świata sztucznych piersi, nadmuchanych ust, powiększonych tyłków i tiktokowych trendów, serwując niesamowicie dobrze napisaną historię zatracenia siebie w pogoni za marzeniem (i to nawet nie do końca swoim). To film o rozdarciu między oczekiwaniami agencji a własnym ja w dążeniu do influencerskiej kariery. Kino ostre jak brzytwa i równie mocno stylowe, bawiące się stroną formalną i w warstwie zdjęciowej uzupełniające narrację. Prawdziwym dzikim diamentem jest reżyserka.
Paweł Szruba
Jeśli szukacie w tym filmie jakiejś świeżości w kinie artystycznym, to raczej tu jej nie znajdziecie. Różne wybory, czy to jeśli chodzi o warstwę wizualną, czy audio były przerabiane setki razy…
Tyle że to wcale nie musi oznaczać, że powtarzanie utartych schematów jest wadą. Film wygląda fantastycznie. Zaś jeśli chodzi o fabułę, to uwielbiam tę pogoń za marzeniami, która bardzo szybko sprowadza się do dążenia głównej bohaterki do autodestrukcji. Powoli zaczyna żyć w stworzonym przez siebie świecie, w którym sława jest najważniejsza. Chce być kochana, ale odrzuca oferowaną miłość. Chce uratować własną rodzinę, jednocześnie będąc głównym czynnikiem ją niszczącym. Zamyka się we własnym świecie, w którym dalej jest człowiekiem, podczas gdy dla wszystkich innych powoli staje się jedynie obiektem.
Ja tą wizję pokochałem, choć widzę, czemu inni mogą ją nienawidzić. Mimo wszystko bardzo udany debiut.
Paweł Krajewski
O pogoni za atencją, lajkami i internetową miłością. Z intrygującym początkiem, z czasem się rozłazi, gubiąc w masie poszarpanych, powierzchownych wątków, w które aż prosi się wejść głębiej. Stylistycznie ładny, ale korzysta ze wszystkich najbardziej ogranych tropów współczesnego kina artystycznego, co widać doskonale w zdjęciach i nadmiernym wykorzystywaniu muzyki klasycznej.
Stanisław Sobczyk
Bardzo prosty i bardzo skomplikowany jednocześnie. Biorący na tapet temat straty i nie próbujący o nim mówić, zamiast tego pokazuje i to w absolutnie wybitny technicznie sposób, prowadząc opartą na wizualnych paralelach narrację i wrzucając widza w rollercoaster emocji. Wybitna główna rola. Magiczne i hipnotyzujące kino.
Paweł Szruba
Moje kino. Jak opowiedzieć o uczuciach, których nie da się ubrać w słowa? Jak pokazać rozpadający się świat, w którym musisz odnaleźć powód do brnięcia dalej? Wykreować postaci i sytuacje, wobec których widz nie potrafi pozostać obojętny i jest właściwie zmuszony, w pozytywnym sensie, do zaangażowania się emocjonalnego. Czułe, subtelne, złożone acz proste. Piękny początek Un Certain Regard.
Łukasz Mikołajczyk
Trzeba przyznać, że Tachella stworzył film bardzo ciekawy, jednak jego odbiór w moim przypadku zupełnie minął się chyba z tym, co reżyser chciał w nim przekazać.
Fantastyczny punkt wyjścia, który od razu zwieńczony jest ciekawym twistem, nadającym filmowi dość kuriozalnego wydźwięku. Później jednak interesujące pomysły przeplatane są z masą nurzących scen. W efekcie film wydaje się jednym wielkim nietrafionym pomysłem. Choć trzeba przyznać, że pod względem zdjęć bardzo mi się ten nietrafiony pomysł podobał.
Aktorsko film stoi raczej bardzo dobrze. Lorenzo Ferro stworzył imponującą kreację. Tym bardziej szkoda, że potencjał na opowiedzenie intrygującego dramatu został aż tak zmarnowany. Systemowa znieczulica i obojętność dorosłych co najwyżej wydają się w ostatecznym rozrachunku running gagiem, a nie wątkiem przewodnim.
Film ładny, ale raczej wielu widzów na nim zaśnie (jak pewien siedzący obok mnie dziennikarz).
Paweł Krajewski
Ma intrygujący punkt wyjściowy, z którym nic nie robi. Stoi przede wszystkim bardzo dobrym występem Lorenzo Ferro, który buduje postać niejednoznaczną i niepokojącą. Przy tym film nie do końca wie, o czym chce być, gubi się gdzieś między dziwnym thrillerem a społecznie zaangażowanym dramatem, nie potrafiąc odnaleźć właściwej drogi.
Stanisław Sobczyk
Cinéma-vérité zazwyczaj mi nie siada, ale tutaj naprawdę się wciągnąłem. Historia życia w serii obrazów, okraszona narracją ich autora, ukazujące tylko to i aż to.
Łukasz Mikołajczyk