Czy „Nope” to najciekawszy film Jordana Peele’a?

Stanisław Sobczyk23 sierpnia 2022 15:00
Czy „Nope” to najciekawszy film Jordana Peele’a?

Trzy tygodnie po oficjalnej, amerykańskiej premierze, najnowszy horror Jordana Peele’a – Nope – trafił wreszcie do polskich kin. Bez wątpienia była to jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tego lata, albo i całego roku. Po dwóch świetnie przyjętych horrorach, Jordan Peele wyrobił sobie status jednego z najciekawszych i najbardziej błyskotliwych twórców współczesnego kina grozy. Z pewnością pomaga temu fakt, iż w 2018 zdobył Oscara za swój scenariusz do filmu Uciekaj!. Nie! już od pierwszych zapowiedzi wydawało się w pewien sposób różnić od poprzednich filmów reżysera. Wyższy budżet, inne miejsce akcji czy wreszcie lekkie odejście od przyziemnego horroru na rzecz science fiction. Po seansie okazuje się, że Nope rzeczywiście odstaje od Get Out i Us, ale przy tym zachowuje charakterystyczny styl Jordana Peele’a i zawiera motywy, które ten od zawsze eksploruje w swojej twórczości.

Dalsza część tekstu zawiera spoilery do filmu Nope.

fot. Nie!, reż. Jordan Peele, dystrybucja UIP

Blockbuster

Główną cechą wyróżniającą Nope na tle innych projektów Peele’a jest budżet. Podczas gdy Get Out kosztowało 4,5 miliona, a Us 20, na najnowszy film reżysera studio wydało aż 68 milionów. Efekt oczywiście widać. O ile wcześniej Peele decydował się na stylistycznie dopracowane, ale mimo wszystko kameralne horrory, tak przy Nie! poszedł w kierunku pełnoprawnego science fiction z dużym, widowiskowym finałem. Widząc sam film i odważne wizualne pomysły, na które reżyser się zdecydował, nietrudno się zorientować, czemu potrzebował prawie 70 milionów. Zresztą za wysokim budżetem Nope stoi także osobna historia, o której twórca opowiadał w wywiadach przed premierą. Scenariusz do filmu powstawał w erze pandemii koronawirusa oraz lockdownu, kiedy przyszłość kina nie była pewna. Peele chciał nakręcić duży film, który zachęci wielu widzów do wybrania się na seans. Nie powinno więc dziwić, że motyw kina i jego mocy jest dobrze widoczny w Nie!. Cała fabuła opiera się na tym, że główni bohaterowie próbują uwiecznić UFO na nagraniu. Bronią w ich rękach jest kamera. Zresztą reżyser od początku podkreśla znaczenie k i n a w historii, czyniąc głównych bohaterów potomkami dżokeja, który wystąpił na pierwszym, zmontowanym z fotografii filmie. Nope w całości jest komentarzem na temat kina, jego znaczenia i wpływu na ludzi, czy obecnej kondycji. Historia jest pełna niuansów, odwołujących się do problemów współczesnego Hollywood. Już na początku filmu dostajemy scenę, w której prawdziwy koń zostaje wyrzucony z planu, bo sprawia kłopoty ekipie filmowej i w związku z tym zostaje zamieniony na efekty komputerowe. To tylko jedna z sekwencji, w których reżyser bardzo wyraźnie zaznacza leniwość oraz sztuczność współczesnego kina. W tym kontekście bardzo istotna jest postać reżysera – Antlera Holsta. Dowiadujemy się, że jest on filmowcem z pasji, który słynie z tego, że potrafi nakręcić to, czego nie umie nikt inny. W jednej ze scen z jego udziałem Jordan Peele podkreśla, jak współcześni producenci, szukając tylko prostego zarobku, podcinają skrzydła wizjonerskim twórcom. Holst mówi, że pracuje w układzie, w którym najpierw tworzy duży film dla studia, żeby potem mógł nakręcić coś, co rzeczywiście go interesuje. Dlatego bohater angażuje się w temat UFO i poświęca się, by pokazać to, czego nie pokazał jeszcze nikt inny. Z całego Nope bije zachwyt nad dawnym Hollywood, które stanowiło fabrykę marzeń oraz nad reżyserami, którzy byli prawdziwymi wizjonerami i chcieli pokazać światu coś nowego. Nie bez powodu przecież film bardzo wyraźnie nawiązuje do twórczości Stevena Spielberga czy klasycznych westernów, które w latach 50. i 60. były ekwiwalentem współczesnych blockbusterów.

Oczywiście Jordan Peele nigdy nie krył swoich inspiracji innymi dziełami kultury. Jego poprzedni projekt – Us – był oparty na koncepcie zaczerpniętym z serialu Strefa mroku. Jednak nigdy wcześniej reżyser nie mówił w swoich produkcjach tak wyraźnie o Hollywood i kinie. Nope jest blockbusterem od początku do końca i zupełnie się tego nie wstydzi. Rozgrywa się na dużych, otwartych przestrzeniach, ma epickie sceny, sporo humoru i bohaterów, którym możemy kibicować. Get Out oraz Us były w swoich założeniach raczej kameralnymi horrorami. Bawiły się oczywiście konwencją czy stylistyką, ale rzadko kiedy decydowały się na sceny akcji albo pościgi. Trudno było nazwać je blockbusterami w klasycznym tego słowa rozumieniu. Z Nope jest inaczej, co idealnie oddaje finał, który w całości rozgrywa się na równinie w środku dnia. Ma wiele emocjonalnych momentów związanych z bohaterami i bezpośrednich starć z „antagonistą”. Żaden z poprzednich filmów Peele’a nie miał tak epickiego, spektakularnego zakończenia.

fot. Nie!, reż. Jordan Peele, dystrybucja UIP

Kapitalizm

Chociaż Nope zgłębia temat Hollywood i jego kondycji, nietrudno też zauważyć, że porusza motywy, które stale powracają w twórczości Peele’a. Tak, jak w Get Out i Us mogliśmy oglądać klasowe podziały i rasizm, tak w Nope mamy kilka motywów oraz scen, które ewidentnie odnoszą się do kapitalizmu. Wątek studia filmowego, które podcina skrzydła wizjonerom i decyduje się na najprostsze, najszybsze rozwiązania to tylko jeden z nich. W zrozumieniu tego, co Peele chce nam przekazać, kluczowa wydaje się być postać Jupe’a odgrywana przez Stevena Yeuna. Poznajemy go jako właściciela rancza, które jest parkiem rozrywki dla całych rodzin. Popularność zyskał, występując jako aktor dziecięcy w klasycznym filmie przygodowym.

Z Jupem wiąże się jedna z najważniejszych scen filmu. Mowa o incydencie na planie sitcomu, w którym bohater grał. Jedna z małp wcielających się w głównego bohatera – Gordy’ego – dostała szału i zaatakowała aktorów. Sama scena jest wyjątkowo niepokojąca i zrealizowana w charakterystycznym dla Peele’a stylu, ale to nie ona ma największe znaczenie. Dużo ciekawsze jest to, jak po latach Jupe traktuje tamto wydarzenie. Wypowiada się o nim bez szczególnych emocji, wspominając głównie telewizyjne skecze, które powstały na jego podstawie. Dodatkowo ma ukryty pokój, w którym trzyma rekwizyty związane z serialem, w tym but jednej z ofiar ataku Gordy’ego. Jakby tego było mało, wspomina, że wpuszcza do niego osoby, które zapłacą odpowiednią kwotę. Jupe nie tylko zdystansował się od tragedii z dzieciństwa, ale wręcz ją skapitalizował. Po latach nie wydaje się ona być dla niego traumą, ale raczej jedną z odnóg dochodowego biznesu.

Nic więc dziwnego, że dokładnie ten sam mechanizm Jupe stosuje, kiedy w okolicy pojawia się UFO. Nie widzi w nim problemu, ale kolejną okazję do łatwego zarobku. Urządza cały spektakl z wykorzystaniem własnej rodziny i tworzy wizerunek kosmitów tylko po to, by sprzedawać maskotki. Jupe w filmie reprezentuje późny kapitalizm, który wszystko jest w stanie sfinansować i zamienić w swoje show. Dla swoich korzyści igra z naturą, nie uczy się na błędach i nie czuje żadnej odpowiedzialności. Finalnie to podejście doprowadza do jego klęski i dobitnie pokazuje, że są siły, których nie jest w stanie kontrolować. W tym kontekście przeciwieństwem Jupe’a w filmie są główni bohaterowie – OJ i Em. Chociaż też chcą zarobić na sfotografowaniu UFO, finalnie to nie pieniądze są dla nich najważniejsze. Kiedy w ostatniej scenie Emerald udaje się osiągnąć cel, zostawia zdjęcie, by iść do brata. Ten wybór jest kluczowy w znaczeniu filmu i odróżnia rodzeństwo próbujące zarobić pieniądze potrzebne do uratowania rancza od Jupe’a rozszerzającego swój biznes.

Kapitalizm oczywiście nie po raz pierwszy pojawia się w twórczości Jordana Peele’a. Uciekaj! wyraźnie pokazywało świat, w którym bogacze są w stanie traktować innych jak towar, a To my opowiadało o klasowych podziałach w pozornie idealnej, kapitalistycznej Ameryce. Nic więc dziwnego, że reżyser wrócił do tematu w Nie!, poświęcając mu w całości jeden z pobocznych wątków. Można też zauważyć, że Jupe jest jedną z najbardziej niejednoznacznych i złożonych postaci w twórczości reżysera. Chociaż z początku widzimy go jako wyrachowanego showmana, z czasem można dostrzec, że jest ofiarą własnej przeszłości.

fot. Nie!, reż. Jordan Peele, dystrybucja UIP

Zwierzęta

Ten, kto uważnie oglądał filmy Peele’a z pewnością zauważył, że zwierzęta przewijają się w nich wielokrotnie. Jelenie w Get Out, króliki w Us czy konie w Nope. Kluczem do zrozumienia roli, jaką zwierzęta odgrywają w tych dziełach, jest jedna z wypowiedzi reżysera. Peele stwierdził, że „zwierzęta pokazują jak traktujemy wszystko, co nie jest ludzkie i w pewien sposób symbolizują w jego filmach zło człowieka”. Tak się składa, że wątek natury i stworzeń największe znaczenie odgrywa właśnie w Nie! i przewija się w wielu wątkach.

Zwierzęta w Nope odgrywają znaczącą rolę już od pierwszej sceny. Od Gordy’ego, przez konie, którymi OJ zajmuje się na ranczu aż po UFO, które okazuje się nie być wcale statkiem, ale żywą istotą. Za pomocą tych wszystkich wątków Peele pokazuje wykorzystywanie zwierząt i ludzką próbę igrania z siłami natury. Jupe usiłuje oswoić Jean Jacketa (jak nazywają UFO główni bohaterowie), ale nie bierze pod uwagę tego, że istota ma swoją świadomość, a z czasem uczy się i zmienia swoje zachowanie. Kluczem do jej powstrzymania okazuje się być respekt, jaki okazuje OJ stając z nią twarzą w „twarz”.

Jean Jacket w gatunku filmów o UFO i obcych jest w pewien sposób przełomowy. Trudno go nazwać kosmiczną inteligencją, bo jedynym, na czym mu zależy jest zdobywanie pożywienia. Na szczególną uwagę zasługuje także jego wygląd. Design Jean Jacketa jest inspirowany stworzeniami żyjącymi na dnie oceanów. W jednym z wywiadów konsultantka naukowa filmu podkreślała, że Peele’owi bardzo zależało na tym, żeby UFO, chociaż przerażające i wyglądające niepokojąco, było naukowo wiarygodne. Nawet niektóre zachowania Jean Jacketa, jak hipnotyzowanie swojej ofiary przed atakiem, są zaczerpnięte ze świata przyrody. Główną inspiracją była mątwa, ale znaczące elementy wyglądu istoty pochodzą też od ogonic czy ośmiornic. Pokazuje to nie tylko, że Jordan Peele przywiązuje ogromną uwagę do szczegółów, ale też jeszcze bardziej podkreśla symbolikę natury w filmie. W Nie! ani razu nie pojawia się nic, co sugerowałoby tak naprawdę, że Jean Jacket pochodzi z jakiejś innej galaktyki. Nie ma to tak naprawdę dużego znaczeniu, a w swoim zachowaniu istota przypomina inne, znane człowiekowi drapieżniki.

Zwierzęta to kolejny motyw, który od zawsze przewijał się w twórczości Peele’a, ale to właśnie w jego najnowszym filmie wychodzi na pierwszy plan. W Get Out i Us różne stworzenia były raczej symbolami i odnosiły się do głównego tematu filmów. Tymczasem w Nope sama relacja człowieka z naturą, czy właśnie jego podejście do zwierząt jest jednym z tematów przewodnich.

fot. Nie!, reż. Jordan Peele, dystrybucja UIP

Podsumowanie

Nie uważam Nope za najlepszy film Peele’a. Trudno jednak nie zauważyć, że to właśnie on najbardziej wyróżnia się z filmografii reżysera i jest prawdopodobnie najbardziej otwarty na wiele ścieżek interpretacji. Nie! nie skupia się na jednym temacie, przypomina raczej filmowe puzzle, które widz będzie układał jeszcze długo po seansie. Każdy znajdzie w nim co innego. Niedzielni widzowie obejrzą po prostu angażujący blockbuster, miłośnicy kina dostrzegą w dziele Peele’a opowieść o kondycji Hollywood, a ci, którzy skupiają się na społecznym przesłaniu uznają, że film mówi wiele o kapitalizmie i systemie, w jakim żyjemy. Wszyscy w swoich przekonaniach zapewne będą mieli sporo racji. Najważniejsze jest jednak to, że Nope to kolejny błyskotliwy, fascynujący horror Jordana Peele’a, który już teraz zapisał się w historii jako jeden z najważniejszych współczesnych twórców.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to