Czasy ostateczne – recenzja filmu „Dziewczyna z igłą”

Stanisław Sobczyk09 września 2024 19:00
Czasy ostateczne – recenzja filmu „Dziewczyna z igłą”

Choć Magnus von Horn jest reżyserem jeszcze stosunkowo młodym, jego kariera rozwija się w zawrotnym tempie. Już debiut szwedzko-polskiego twórcy, Intruz, odniósł duży sukces, będąc pokazywanym na festiwalach w Cannes, Toronto i Gdyni (na tym ostatnim zebrał cały szereg istotnych nagród). Podobnie było z późniejszym Sweat, które jest chyba jedyną naprawdę udaną, polską produkcją poruszającą temat Internetu i influencerów. Nawet pomimo tego, że film debiutował w ciężkich dla kin, pandemicznych latach, udało mu się odnieść duży, międzynarodowy sukces. W tym roku zadebiutował nowy film von Horna i to z przytupem. Dziewczyna z igłą trafiła bowiem do konkursu głównego tegorocznego Cannes, gdzie cieszyła się sporym powodzeniem. Teraz film jeździ po kolejnych festiwalach: Toronto, Karlowe Wary, Nowe Horyzonty, Gdynia, a już w październiku otworzy 15. edycję łódzkiej Kamery Akcji.

Akcja Dziewczyny z igłą rozgrywa się w Kopenhadze, chwilę po zakończeniu I wojny światowej. W czasach, w których panuje bieda, a kolejni pokiereszowani żołnierze wracają z frontu, młoda szwaczka, Karoline, zachodzi w niechcianą ciążę. Zdesperowana dziewczyna przypadkiem trafia na Dagmar, pomagającą innym kobietom, które zmagają się z podobnymi problemami.

Dziewczyna z igłą mocno różni się od wcześniejszych filmów von Horna. To na wielu płaszczyznach najambitniejsze i najbardziej wymagające przedsięwzięcie twórcy. Intruz i Sweat były historiami bardzo kameralnymi i przyziemnymi, osadzonymi we współczesności, skupionymi na pojedynczych bohaterach oraz ich emocjach. Z jego najnowszym dziełem jest inaczej. To kino osadzone w konkretnych realiach historycznych, ze stylizowanymi zdjęciami i elementami horroru. Można rzec, że to dla reżysera także zerwanie z pewnymi dokumentalistycznymi tendencjami, które były wyraźnie widoczne w jego wcześniejszej twórczości. Niestety, chociaż na papierze wygląda to wyjątkowo obiecująco, von Horn nie do końca sobie z tą nową formą poradził, a finalny efekt pozostawia wiele do życzenia.

fot. Dziewczyna z igłą, reż. Magnus von Horn, 2024

Wiele bolączek Dziewczyny z igłą jest widoczne już na poziomie scenariusza. Reżyser dysponuje wieloma interesującymi wątkami, które nie do końca składają się w spójną całość. Razem z bohaterką skaczemy po wątkach i tematach, najistotniejszy element historii pojawia się dopiero w drugiej połowie. Rozumiem, że von Horn chce budować z wątków swego rodzaju mozaikę, która ma odzwierciedlać brutalność powojennych czasów, ale mimo wszystko dało się to zrobić znacznie lepiej. Kiedy film przeplata ze sobą tematy podziałów klasowych, fizycznych deformacji, biedy, utraconej miłości i innych, żaden z nich nie jest tak naprawdę wyczerpująco podjęty. Scenariusz byłby znacznie lepszy, gdyby skupiał się na konkretnym aspekcie historii od początku do końca i nie skakał aż tak po tematach.

Dziewczyna z igłą to przede wszystkim opowieść o ciężkich czasach i o tym, jak zmieniają one ludzi. W powojennej Kopenhadze nie obowiązują już żadne zasady – moralność kompletnie zanika, kiedy jedynym, co się liczy, jest przetrwanie. Zdaje się, że wojna wyssała z ludzi całe życie. Snujące się po szarych ulicach sylwetki równie dobrze mogłyby należeć do duchów. Nikt nie myśli tu o przyszłości, każdy chce tylko przeżyć kolejny dzień. Świat budowany przez von Horna jest niezwykle przygnębiający. W tej kwestii pochwały należą się nie tylko reżyserowi, ale i całej ekipie odpowiedzialnej za stronę realizacyjną filmu. Michał Dymek już po raz kolejny potwierdził, że jest jednym z najlepszych współczesnych, polskich operatorów. Jego zdjęcia są duszą Dziewczyny z igłą. Statyczne ujęcia, depresyjne portrety brukowanych ulic i prymitywnych fabryk. Wszystko to w czerni i bieli, nieraz z fantastyczną zabawą światłem. Świetnie sprawdzili się także ludzie odpowiedzialni za scenografię i kostiumy, bezbłędnie odwzorowując realia historyczne z początku XX wieku.

Kolejną rzeczą, za którą należy pochwalić von Horna, są jego zabawy z gatunkami. Choć film korzysta ze stylistyki charakterystycznej dla artystycznego, europejskiego kina historycznego, jest tu też wiele scen horrorowych. Cały wątek męża Karoline jest oparty na portretowaniu deformacji ludzkiego ciała tak, by te wywoływały w nas dyskomfort i niepokój. Równie dużo budowania napięcia jest w scenach z Dagmar. Im towarzyszy przede wszystkim mroczna tajemnica wisząca nad bohaterkami. Najmocniejszą sceną jest ta ze studnią – nakręcona w taki sposób, że naprawdę potrafi mrozić krew w żyłach. Podczas seansu Dziewczyna z igłą kojarzyła mi się mocno z Wysoką dziewczyną Kantemira Balagova, innym filmem osadzonym w podobnych realiach historycznych, który potrafił portretować nieuzasadnione niczym okrucieństwo w sposób tak beznamiętny, że aż przerażający.

fot. Dziewczyna z igłą, reż. Magnus von Horn, 2024

Tu należy niestety przejść do największego problemu Dziewczyny z igłą i powodu, dla którego ciężko jest mi uznawać ją za udany film. Sposób, w jaki von Horn portretuje okrucieństwo i powojenne czasy, jest okropnie wykalkulowany. Kolejne wycyzelowane ujęcia mają za zadanie jedynie estetyzować ciężkie tematy. Doskonale widać tu sceny, które zostały nakręcone tylko po to, aby wywołać w widzach konkretne emocje – przeważnie szok albo smutek. Mając do dyspozycji tak mocną, moralnie złożoną i niejednoznaczną historię, von Horn wcale się w nią nie zagłębia. Zamiast realnie zastanowić się nad pobudkami bohaterek, woli obstawać przy bezpiecznych pouczeniach. Bo w gruncie rzeczy czy jego film ma do powiedzenia cokolwiek poza tym, że „trudne czasy sprawiają, że ludzie posuwają się do złych rzeczy”? Jasne, kreacja tego mrocznego świata wychodzi mu świetnie, ale kiedy wejdziemy pod tę powłokę nie znajdziemy tam prawdziwych emocji. Dagmar, na papierze najbardziej interesująca postać filmu, w rękach von Horna jest tylko pustą figurą, kolejną sztuczką, która ma zszokować widownię. W tej kwestii Dziewczyna z igłą nie jest wyjątkiem i zdaje się odzwierciedlać tendencje współczesnego kina festiwalowego. Zdarzają się twórcy, którzy potrafią rzeczywiście wywoływać dyskomfort i zadawać niewygodne pytania, ale spora część woli zamiast tego estetyzować ciężkie tematy i wywoływać emocje w prosty sposób, za pomocą ckliwości czy, jak właśnie von Horn, szoku.

Dziewczyna z igłą nie jest na pewno zła, ale jest ogromnym zawodem. Magnus von Horn udowadniał już kilkukrotnie, że jest bardzo utalentowanym twórcą i szkoda, że mając do dyspozycji tak mocną, niejednoznaczną historię zrobił z niej tak nierówny film. Jest tu trochę udanych elementów – świetnie zbudowany świat, rewelacyjna warstwa realizacyjna czy odpowiednio wplecione elementy horroru. Niestety scenariusz pozostawia wiele do życzenia, a podejście reżysera do poruszanych tematów jest po prostu rozczarowujące.

Dziewczynę z igłą będzie można zobaczyć przedpremierowo 24 października w Łodzi podczas 15. Festiwalu Kamera Akcja. Po seansie odbędzie się spotkanie z Magnusem von Hornem i Mariuszem Włodarskim, producentem filmu.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to