Pięć Smaków to nie tylko najnowsze, azjatyckie produkcje, ale i starsze tytuły. Retrospektywy to już nieodłączna część festiwalu, a organizatorzy co roku przybliżają widzom twórczość interesujących, wyrazistych reżyserów.
W zeszłym roku dużo mówiło się o sekcji poświęconej filmom Wonga Kar-Waia, a widzowie mieli szansę zobaczyć tak kultowe dzieła jak Chungking Express, Happy Together, albo Spragnieni miłości na wielkim ekranie. Dla mnie jednak większym odkryciem była tegoroczna retrospektywa, w której prezentowano projekty Edwarda Yanga – tajwańskiego twórcy kojarzonego głównie z filmami Jasny dzień lata oraz I raz, i dwa. Po chronologicznym obejrzeniu kilku dzieł reżysera łatwo zauważyć nie tylko charakterystyczne, powtarzające się motywy, ale i jego artystyczny rozwój.
Tym, co nieodłączne dla filmów Yanga, jest Tajpej. Stolica Tajwanu pojawia się w każdej jego produkcji i zawsze odgrywa istotną rolę, będąc kolejnym, cichym bohaterem. Przez lata reżyser pokazywał miasto w różnych kontekstach i okresach historycznych. W Jasnym dniu lata widzieliśmy wewnętrznie skonfliktowane, rasowo podzielone Tajpej, w Terrorystach stolica była wielką, pustą metropolią, a w Konfucjańskiej konsternacji mogliśmy zobaczyć ją już jako nowoczesne, kapitalistyczne miasto, w którym bez przerwy coś się dzieje.
W najbardziej wyrazisty sposób miasto zdaje się być przedstawione w Historii z Tajpej z 1985 roku. Film skupia się na scenach prezentujących stolicę Tajwanu w większym stopniu niż na tych, które mają rozwijać fabułę. Puste ulice, kolorowe billboardy i szare bloki – to obrazy, które dominują w filmie Yanga. Widzom z pewnością zapadną w pamięć piękne ujęcie przedstawiające widoki z wieżowców przedstawiające Tajpej w pełnej okazałości.
Tajpej w filmach Edwarda Yanga odzwierciedla stan bohaterów. Za każdym razem, niezależnie czy reżyser kręci dramat, komedię czy kino historyczne, miasto odgrywa w nim rolę. Przy tym fascynacja azjatyckiego twórcy nie jest bezkrytyczna. W swoich dziełach bardzo często zwraca uwagę na problemy metropolii i nie wróży jej dobrej przyszłości. W Historii z Tajpej pojawia się choćby charakterystyczna scena, w której jeden bohaterów patrząc na widok zza okna stwierdza, że nie pamięta już, które wieżowce to on zaprojektował. Do korzeni miasta Yang wracał zaś w Jasnym dniu lata, gdzie pokazywał Tajwan lat 60-tych i skomplikowane relacje między jego rodowitymi mieszkańcami a chińskimi imigrantami.
Trudno znaleźć drugiego twórcę, który przywiązywałby do swojego miasta równie dużą wagę co Edward Yang. Oglądając chronologicznie filmy tajwańskiego reżysera można w pewien sposób poznać Tajpej: jego przemiany, wewnętrzne konflikty i trawiące miasto problemy. Każda z kolejnych produkcji reżysera mówi o metropolii coś nowego i pokazuje je trochę inaczej.
Yanga można zaliczyć do twórców, którzy w swoich filmach nie poświęcają czasu konkretnie fabule, ale raczej bohaterom. Takie filmy jak Konfucjańska konsternacja, albo I raz, i dwa tak naprawdę nie opowiadają konkretnej historii z prostym, trzyaktowym podziałem. Oglądając dzieła reżysera chronologicznie łatwo dostrzec, że z czasem przestawało mu zależeć na klasycznej konstrukcji fabuły.
Jednym z najciekawszym, a przy tym najmniej docenianych filmów Edwarda Yanga, jest Konfucjańska konsternacja – komedia z 1994 roku będąca satyrą na kapitalistyczne Tajpej i świat korporacji. Produkcja ta ma bardzo specyficzną konstrukcję, która zniechęciła wielu widzów. Akcja toczy się przez dwa i pół dnia, a zamiast klasycznej historii, oglądamy kilku bohaterów, którzy wchodzą ze sobą w interakcje i przez większość czasu tylko rozmawiają. Znaczących postaci jest aż osiem, każda z nich odgrywa ważną rolę i ma swój własny wątek. Poznawanie relacji w tej grupie i obserwowanie kolejnych decyzji, odkryć bohaterów jest zaskakująco wciągające i satysfakcjonujące. Konfucjańska konsternacja nikogo nie demonizuje, przedstawia zagubionych ludzi w szczery, wiarygodny, a przy tym często zabawny sposób.
Dużo bardziej dramatycznym filmem, korzystającym z podobnej struktury, jest I raz, i dwa. Projekt portretuje rodzinę, dając miejsce każdemu z jej członków. Oglądamy ojca, który dostaje szansę powrotu do czasów młodości, matkę, która próbuje pogodzić się z ciężkim stanem babci, córkę dopiero wchodzącą w dorosłe, romantyczne życie i syna, który chce odkrywać świat. Nawet kiedy decyzje bohaterów są głupie czy infantylne, reżyser nie próbuje ich krytykować albo patrzeć na nich z góry. Jedną z najciekawszych postaci w I raz i dwa jest A-di – szwagier głównego bohatera. W życiu najbardziej zależy mu na dobrobycie – jego ślub odbywa się w dniu, który według kalendarza ma być udany, jego dziecko musi dostać niosące szczęście imię. Tymczasem sam A-di jest zadłużony, ma problemy, nie radzi sobie z alkoholem. Widzimy go jako człowieka głęboko nieszczęśliwego, który ma dość swojego życia. I raz, i dwa opowiada o pogoni za szczęściem, ludzkiej naiwności i naszych złudnych marzeniach.
Bohaterowie to absolutny priorytet w filmach Edwarda Yanga. Już w swoich pierwszych obrazach (Historia z Tajpej, Terroryści) przywiązywał do nich dużą wagę i zależało mu na pokazaniu ludzkiego smutku czy samotności. Natomiast to w późniejszych filmach zaprezentował nam najbardziej wielowymiarowe postacie i najciekawsze obrazy ludzkich nieszczęść. W Jasnym dniu lata poświęcił aż cztery godziny, by zarysować skomplikowaną drogę protagonisty i uzasadnić to, co ten robi w finale. Umniejszanie roli fabuły na rzecz skupiania na postaciach jest odważną decyzją, ale może właśnie to czyni filmy Edwarda Yanga tak oryginalnymi.
Elementem, który poruszył mnie w filmach Edwarda Yanga najbardziej jest to, jak bliskie są one życiu. Może to kwestia skupienia na bohaterach, może ignorowania prostej, trzyaktowej fabuły, a może po prostu stylu reżysera. Pierwsze produkcje tajwańskiego twórcy mają jeszcze zbędne wątki czy lekko pretensjonalne sceny, ale z czasem doszedł on do perfekcji w temacie pokazywania losów ludzi w jak najbardziej naturalny sposób. Długie rozmowy, spokojne chodzenie po mieście i sceny dramatyczne przedstawione są w bezpretensjonalny, wyważony sposób. W filmach Yanga nie ma fałszu, wszystko opowiedziane jest z odpowiednim wyczuciem i subtelnością.
Najbardziej kompleksowym i pełnym obrazem życia jest zdecydowanie ostatni film reżysera – I raz, i dwa. Yang nie robi nic na siłę, wątki potrafią się urywać przed trzecim aktem, a przy tym nadal wybrzmiewają odpowiednio. Oglądanie tego dzieła jest niezwykłym, zaskakująco angażującym doświadczeniem. Przez trzy godziny można dostrzec wiele z siebie w członkach tajwańskiej rodziny, zrozumieć wszystkich bohaterów. I raz, i dwa jest emocjonalne w zupełnie niespodziewanych momentach. Nie ma w nim ckliwych scen, to zwykłe, ludzkie rozmowy chwytają za serce. Każdy znajdzie w filmie Yanga coś innego, każdy zwróci uwagę na inne aspekty. Zarówno młodzi, jak i starzy widzowie będą mogli się z nim utożsamić i odkryć siebie w poszczególnych bohaterach.
Edward Yang był jednym z najciekawszych i najbardziej oryginalnych twórców. Każdy z jego filmów ma coś ciekawego do powiedzenia, każdy jest inny i każdy na swój sposób piękny. Nie wiem, czy znam drugiego twórcę, który potrafiłby oddać monotonię, samotność, życie tak dobrze i subtelnie jak on. Niezależnie, czy przemawia do nas slow cinema i kino azjatyckie, warto dać tajwańskiemu twórcy szansę i poczuć to, czego nie da się opisać. To, co sprawia, że filmy Yanga są tak niezwykłym doświadczeniem.