„Father Mother Sister Brother”. Recenzja filmu – Ci obcy

Stanisław Sobczyk28 grudnia 2025 16:02
„Father Mother Sister Brother”. Recenzja filmu – Ci obcy

Po ponad sześcioletniej przerwie Jim Jarmusch wraca z nowym filmem i niespodziewanie zwycięża festiwal w Wenecji. Czy Father Mother Sister Brother zasłużyło na Złotego Lwa?

Festiwal w Cannes z 2019 roku jest przez większość widzów wspominany wyjątkowo dobrze. W końcu to tam zadebiutował ostatni film Quentina Tarantino, świat odkrył Parasite, a The Lighthouse zrobiło furorę i zostało okrzyknięte jednym z najlepszych horrorów dekady. Mało kto pamięta jednak, że festiwal otwierał film, o którym słuch szybko zaginął. Truposze nie umierają zapowiadały się świetnie, miały być kolejnym po Patersonie sukcesem Jima Jarmuscha i pierwszą jego tak mainstreamową produkcją. Okazały się jednak krytyczną porażką i jedynym tak źle ocenianym projektem w całym dorobku reżysera.

Przez to wszystko o kolejnym projekcie Jarmuscha usłyszeliśmy dopiero cztery lata później, w 2023 roku, kiedy twórca zapowiedział, że pracuje nad czymś nowym, subtelnym i kameralnym. Father Mother Sister Brother już od początku mierzyło się z pewnymi problemami. Jako, że Jarmusch od lat powiązany jest z festiwalem Cannes, to właśnie tam wszyscy spodziewali się debiutu jego nowego dzieła. Tymczasem okazało się, że film nie został przyjęty do konkursu głównego, a jako, że reżyser nie chciał pokazywać go w pobocznych sekcjach, projekt zadebiutował kilka miesięcy później, w Wenecji. Decyzja, choć podyktowana niepowodzeniem, okazała się niezwykle korzystna, gdyż, pomimo kiepskich ocen krytyków, Father Mother Sister Brother zwyciężyło we Włoszech główną nagrodę – Złotego Lwa. Decyzja wzbudziła wiele kontrowersji. Teraz, kiedy nowy film Jarmuscha trafia na ekrany polskich kin, możemy się przekonać czy mamy do czynienia z wyborem równie nietrafionym jak zeszłoroczny, kiedy Lwa przyznano Almodóvarowi czy może z powrotem reżysera do formy.

Na Father Mother Sister Brother składają się trzy historie, osadzone w Stanach Zjednoczonych, Irlandii i Francji. Opowiadają one o relacjach dorosłych dzieci ze swoimi rodzicami, rodzinnym wyobcowaniu i dziwnym uczuciom, które towarzyszą wspólnym spotkaniom.

Rodzeństwo w filmie „Father Mother Sister Brother”. Recenzja filmu – Ci obcy
fot. Father Mother Sister Brother, reż. Jim Jarmusch, dystrybucja Gutek Film

Ostatnie lata w twórczości Jarmuscha można uznać za eksperymentalne. Reżyser wplatał w swoje filmy zaskakujące wątki. W Limits of Control żartował ze schematu kina sensacyjnego, w Tylko kochankowie przeżyją eksperymentował z ideą wampiryzmu, a w Truposze nie umierają dekonstruował filmy o zombie. Przy tych zabawach z konwencją Father Mother Sister Brother mieni się jako powrót do początków twórczości Jarmuscha. W końcu jeszcze w latach 80. i 90. reżyser regularnie realizował filmy nowelowe. Podzielone na trzy części Mystery Train, osadzona w pięciu różnych miastach Noc na Ziemi czy złożona z krótkich, komediowych krótkich metraży Kawa i papierosy. Wszystkie one do dziś uchodzą zresztą za jedne z najlepszych tytułów w dorobku twórcy. Father Mother Sister Brother oczywiście różni się w wielu aspektach od tych filmów i nie dorównuje im kreatywnością czy poziomem, ale to bez wątpienia powrót do niezobowiązującej konstrukcji, powolnego tempa i codziennej, życiowej tematyki.

Nowemu filmowi Jarmuscha zarzuca się, że nie jest ciekawy.

Widzowie nudzili się długimi, rodzinnymi spotkaniami, rozmowami przy stole i beznamiętnymi, wymuszonymi dialogami. To wszystko prawda. Father Mother Sister Brother jest nudne, a relacje między bohaterami płytkie. Sedno tkwi jednak w tym, że dokładnie to jest intencją Jarmuscha.

Father Mother Sister Brother to film o rodzinnych relacjach. Jarmusch stara się zrywać zarówno z wyidealizowanym obrazem szczęśliwych rodzin, jak i z tym, co możemy oglądać w emocjonujących dramatach pełnych kłótni i pogodzeń. Spojrzenie reżysera zdaje się dużo bliższe rzeczywistości, która sama w sobie nie jest szczególnie ciekawa. Większość relacji rodzinnych wygląda tak samo – są powtarzalne, nudne, wynikają raczej z obowiązku, a nie prawdziwego przywiązania. Kiedy bohaterowie filmu siadają przy stole, spotykając się po raz pierwszy od wielu miesięcy, nie mają tematów do rozmowy. Mówią o głupotach, błahostkach, byle tylko utrzymać dialog i zabić czas. Podział na trzy osadzone w różnych krajach segmenty tylko podkreśla uniwersalność historii. Chociaż bohaterowie poszczególnych segmentów nie mają ze sobą nic wspólnego, przy ich rodzinnych stołach powtarzają się dokładnie te same schematy, wzory czy tematy rozmów. 

Ojciec w filmie „Father Mother Sister Brother”. Recenzja filmu – Ci obcy
fot. Father Mother Sister Brother, reż. Jim Jarmusch, dystrybucja Gutek Film

Father Mother Sister Brother to opowieść o tym, jak mało znamy swoich bliskich.

Ojciec z pierwszej historii dla swoich dzieci jest jedynie tracącym kontakt z rzeczywistością staruszkiem, ale kiedy tylko wyjeżdżają, diametralnie zmienia swoją personę, tak jakby po prostu wychodził z roli. Podobnie w trzeciej noweli, w której brat i siostra odkrywają, jak mało wiedzieli o swoich rodzicach. Podczas prawie wszystkich rodzinnych spotkań, jakie oglądamy w filmie, bohaterowie, choć w teorii powinni być sobie najbliżsi, zachowują się, jakby byli kompletnie obcy. Nie wchodzą głęboko w swoje życia, ograniczają się do bezpiecznych formułek, a pytania zadają tylko z grzeczności, żeby jakoś podtrzymać rozmowę. Wszystko to buduje obraz relacji, które są wymuszone, wynikają z przyzwyczajeń i obowiązków. Trudno tu mówić o miłości czy nawet przywiązaniu.

W wielu opiniach Jarmusch krytykowany jest za dydaktyczne podejście. Sprowadzony do roli dziadka, który narzeka na to, że w obecnym świecie nie ma prawdziwych, rodzinnych relacji. Po seansie Father Mother Sister Brother ten wniosek wydaje mi się skrajnie błędny. Reżyser wcale nie ocenia przedstawianych bohaterów, nie użala się nad kondycją współczesnych relacji. Jego podejście jest po prostu ironiczne. Historie są utrzymane w komediowym tonie, bazują na niezręcznościach, nieznośnie powolnym tempie i wyśmiewaniu rodzinnej etykiety. Jarmusch nie krytykuje, raczej się nabija, próbuje oddać doświadczenie, przerysowywać związany z takimi spotkaniami dyskomfort.

Jeśli ktoś nie lubi wcześniejszych filmów Jarmuscha, nie ma szans, żeby spodobało mu się Father Mother Sister Brother. Na tle całej filmografii reżysera to projekt nieprzystępny, męczący i mocno subtelny w swoim humorze. Zresztą to bez wątpienia także film, któremu daleko do najlepszych w dorobku twórcy. Nieszczególnie złożony, z nieco nietrafionym trzecim segmentem. Mimo to, jeśli ktoś lubi Jarmuscha, ze wszystkimi jego dziwactwami i ironicznymi zabawami, w najnowszym projekcie również znajdzie coś dla siebie. Humor bazujący na dyskomforcie, długie pauzy w dialogach czy komediowe powtarzanie tych samych motywów i kwestii we wszystkich trzech nowelach. 

Jarmusch ma to do siebie, że nigdy nie zależało mu na tym, żeby jego sztuka była przystępna.

Zamiast tego lubił zagłębiać się w swoich dziwnych fiksacjach, wystawiać odbiorcę na próbę. W przypadku Father Mother Sister Brother takim ekscentrycznym zainteresowaniem reżysera są na przykład powracający w każdym rozdziale skejterzy, którzy robią tricki na deskach w slow motion. Dla jednych pomysł kompletnie urojony, dla innych zabieg po prostu zamierzenie zabawny, ciekawie korespondujący ze stylem twórcy.

Matka w filmie „Father Mother Sister Brother”. Recenzja filmu – Ci obcy
fot. Father Mother Sister Brother, reż. Jim Jarmusch, dystrybucja Gutek Film

Aktorzy dostali w filmie na tyle mało przestrzeni, że trudno tu mówić o jakichś pojedynczych, wyróżniających się nazwiskach. Natomiast Jarmuschowi udało się zebrać ciekawą ekipę, a w dwóch pierwszych segmentach manieryzmy i różne style grania aktorów tworzą dwa świetne trio. W otwierającym segmencie podoba mi się jak rzeczowi i prostolinijni Adam Driver i Mayim Bialik kontrastują z roztrzepanym, niechlujnym Tomem Waitsem. Równie ciekawie jest w drugiej noweli, gdzie między nienaganną nestorką rodu odgrywaną przez Charlotte Rampling a jej dwiema córkami – naiwną, niewinną Cate Blanchett i nierozgarniętą, ironiczną Vicky Krieps – wytwarza się fascynująca dynamika.

Strona realizacyjna Father Mother Sister Brother to twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony jestem przekonany, że niektóre z zabiegów, takie jak kiczowate slow motion w scenach ze skejterami, są w pełni zamierzone i komediowe. Z drugiej trudno powiedzieć to samo o fatalnych green screenach we wszystkich sekwencjach z autami. W takich aspektach film Jarmuscha wydaje się po prostu niedopracowany, niechlujny. Nie można jednak zapominać, że wciąż znajdziemy tu wiele świetnie nakręconych scen. Cała druga nowela wygląda świetnie, a zabawa z przestawianiem wazonu to rewelacyjny, operatorski pomysł.

Father Mother Sister Brother podzieli widownię.

Nic dziwnego, to projekt specyficzny, nawet jak na standardy Jima Jarmuscha. Dziwny, zamierzenie nudny i nieciekawy. Nawet ja, jako osoba, która lubi w zasadzie wszystkie filmy twórcy, muszę przyznać, że ten ma swoje bolączki, takie jak gorszy trzeci segment czy fatalnie wyglądające green screeny. Natomiast nadal mnóstwo jest tu pomysłów równie dziwnych co fascynujących, błyskotliwych spostrzeżeń i dobrych żartów. Poza tym, szczególnie w okresie świątecznym, tak ironiczne i celne spojrzenie na rodzinne spotkania, podkreślające ich niezręczność i powierzchowność, może być naprawdę odświeżające. W zalewie bożonarodzeniowych reklam i filmów o sile rodziny, złośliwy Jarmusch wydaje się całkiem dobrą alternatywą.

Father Mother Sister Brother trafi na ekrany polskich kin 16 stycznia. Obecnie film można oglądać w ramach pokazów przedpremierowych.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to