Rok 2021 był wielkim powrotem dla Guillermo del Toro. Po 4 latach od zdobycia Oscara za Kształt wody, reżyser powrócił z dobrze przyjętym Zaułkiem koszmarów. Meksykanin nie zwalnia tempa i już rok później prezentuje kolejne projekty. W październiku mogliśmy oglądać wyprodukowaną przez niego antologię horrorów – Gabinet osobliwości Guillermo del Toro. Na początku grudnia na Netfliksie zadebiutuje natomiast nowa, animowana poklatkowo wersja klasycznej historii o Pinokiu. Reżyser pracował nad tym projektem już od bardzo wielu lat i dopiero teraz ujrzał on światło dzienne. Film w ramach specjalnych pokazów od zeszłego piątku prezentowany był w dwóch kinach w Polsce. Czy więc warto było czekać na Pinokia i czy del Toro utrzymał wysoki poziom swoich ostatnich produkcji?
Guillermo del Toro: Pinokio to nowa, luźna adaptacja klasycznej powieści Carla Collodiego. Akcja osadzona jest w faszystowskich Włoszech. Zrozpaczony po stracie syna Dżepetto postanawia wystrugać chłopca z drewna. Jest zszokowany, kiedy marionetka ożywa.
W ostatnich latach widzieliśmy na ekranach już kilka nowych wersji Pinokia. W 2019 mogliśmy obejrzeć historię w interpretacji Matteo Garrone, która co prawda zachwycała efektami praktycznymi, ale miała swoje scenariuszowe bolączki. Jeszcze w tym roku swojego Pinokia nakręcił dla Disneya Robert Zemeckis. Film okazał się absolutnie koszmarny, od brzydkiego CGI po kompletną utratę morału historii. Projekt Guillermo del Toro zdecydowanie różni się na tle innych ekranizacji powieści. Przede wszystkim bardzo luźno adaptuje fabułę. Wykorzystuje oczywiście klasyczne motywy, ale przekształca je mocno i dodaje wiele wątków od siebie. Może dzięki temu wypada też dużo lepiej i ciekawiej niż wspomniane wyżej produkcje.
Główną osią swojego Pinokia del Toro uczynił wątek Dżepetta. Dobrze widać to już od pierwszych scen, które w całości skupiają się na relacji stolarza z synem i jego żałobie po jego tragicznej śmierci. Sam Pinokio pojawia się w filmie dopiero na późniejszym etapie, po kilkunastu minutach wstępu. Warto podkreślić, że Dżepetto, którego widzimy w filmie, mocno różni się od innych interpretacji tej postaci. Daleko mu do urokliwego Roberto Benigniego czy dobrodusznego Toma Hanksa. U del Toro poznajemy go w żałobie, jako człowieka, który stracił wszystko i nigdy nie pogodził się ze śmiercią syna. Stolarz nie je, jest alkoholikiem, a stworzenie drewnianego chłopca jest aktem jego desperacji. Dżepetto Guillermo del Toro jest ciekawy właśnie dlatego, że nie jest jednowymiarowy. Popełnia błędy, jest zniszczonym człowiekiem, a relacja z Pinokiem jest jedynym, co pozostało mu w życiu. To właśnie jego wątek jest najmocniejszą stroną najnowszego Pinokia. Jest konsekwentnie poprowadzony, emocjonalnie angażujący i szczery.
Chyba najbardziej oryginalnym elementem najnowszego Pinokia jest wątek wojny i włoskiego faszyzmu. Guillermo del Toro przedstawia nam obraz zniszczonej Italii, w której dominują nacjonalistyczne postawy. Już od samego początku meksykański reżyser zaznacza bezsensowność i brutalność wojny. Robi to oczywiście w prosty sposób, ale nic dziwnego, skoro film ma też trafić do młodszych widzów. W Pinokiu pojawia się nawet scena, w której główny bohater zostaje skonfrontowany z samym Benito Mussolinim (przedstawionym oczywiście w odpowiednio przerysowany sposób). Najciekawszy w kontekście wojny jest wątek Candlewicka – chłopca, który próbuje spełnić ogromne wymagania ojca-faszysty i za wszelką cenę mu zaimponować. Temat faszyzmu nie do końca współgra z resztą fabuły. Ten wątek nie jest spójnie prowadzony, ale przy tym to i tak odważne rozwiązanie i coś, czego nie spotyka się w tego typu produkcjach.
Skonfrontowanie brutalnej, historycznej rzeczywistości z magicznym, baśniowym światem wydaje się być rozwiązaniem ekscentrycznym, ale jest szczególnie charakterystyczne dla twórczości del Toro. Wystarczy wspomnieć o Kręgosłupie diabła i Labiryncie fauna, w których reżyser zastosował bardzo podobne rozwiązanie. W obydwu produkcjach tło dla magicznych historii z udziałem duchów i czarodziejskich stworzeń stanowiła brutalna wojna domowa w Hiszpanii. Pinokio robi to samo, by mówić o wojnie i włoskim faszyzmie. Jest przy tym naturalnie bardziej komediowy. W niektórych scenach przywodzi wręcz na myśl Jojo Rabbit Taiki Waititiego. Wydaje się, że taki sposób poruszania ciężkich tematów jest już standardem w dziełach del Toro i jak na razie sprawdza się bardzo dobrze.
Kolejną rzeczą, jaką do klasycznej historii wprowadza Guillermo del Toro: Pinokio są kwestie bardziej metafizyczne i wątek śmierci. Film rezygnuje z klasycznej interpretacji postaci wróżki i dekonstruuje ją, tworząc dwie bohaterki – Opiekunkę oraz Śmierć. Reżyser zgłębia temat nieśmiertelności Pinokia zastanawiając się nad znaczeniem człowieczeństwa czy naturalnością przemijania. Sceny, w których drewniany chłopiec spotyka się ze Śmiercią są bardzo klimatyczne i z pewnością jednymi z ciekawszych w filmie. Oczywiście nadal należy zaznaczyć, że del Toro nie tworzy skomplikowanych metafor. Porusza tematy w prosty, ale błyskotliwy sposób, tak, by trafiły do widzów w każdym wieku.
Jeśli chodzi o humor, Pinokio sprawdza się po prostu przyzwoicie. Slapstick nie jest głupi czy męczący. Zgniatanie Świerszcza, wygłupy tytułowego bohatera czy występy na scenie nie są przesadzone, mają swój urok i ogląda się je po prostu dobrze. O ile przy wersji Roberta Zemeckisa zgrzytałem bez przerwy zębami na kolejne żenujące gagi i rozwiązania, tak przy filmie Guillermo del Toro bawiłem się całkiem nieźle. Meksykańskiemu reżyserowi udało się zachować bezpieczny balans, tak, by jego film przypadł do gustu i młodszym, i starszym.
Najwięcej zarzutów mam do finału Pinokia. Produkcja porzuca niektóre wątki i idzie w kierunku rozwiązania z klasycznej historii. Trzeci akt jest mało angażujący. Doskonale wiemy, co musi się stać, a film nie potrafi trzymać w napięciu. Motyw ryby ograno leniwie i dopiero w ostatnich scenach Pinokio wraca na właściwe, spokojniejsze tory. Dużym problemem finału jest też to, że jest po prostu brzydki. Przez to, że film w starciu z rybą wykorzystuje dużo kiepskiej jakości CGI, traci gdzieś swój urok. Połączenie dobrze wyglądających, praktycznych postaci z wygenerowaną komputerową wodą i scenerią nie wypada dobrze.
Poza wspomnianym już finałem, animacja poklatkowa w Pinokiu wypada odpowiednio dobrze. Bohaterowie wyglądają świetnie. Miło było wreszcie zobaczyć w adaptacji powieści Collodiego Świerszcza, który wygląda jak owad czy Pinokia, który rzeczywiście jest zrobiony z drewna i nie ma w pełni ludzkiej fizjonomii. Film radzi też sobie z bardziej dynamicznymi scenami i to właśnie wtedy jest szczególnie satysfakcjonujący. Choreografia przy piosenkach, przejścia przez miasto, albo walka o flagę to jedne z najciekawszych scen produkcji. Mimo wszystko filmowi sporo jeszcze brakuje do animacji poklatkowych Wesa Andersona. Pinokio nie jest tak kreatywny, zachwycający i stylistycznie spójny jak Fantastyczny Pan Lis czy Wyspa psów.
Bardzo cieszę się, że Guillermo del Toro: Pinokio prezentowano w polskich kinach z napisami. Film ma imponującą obsadę, która sprawdziła się świetne i oglądanie go z dubbingiem z pewnością sporo mu odbierze. Ewan McGregor jest idealnym Świerszczem. Idealnie sprawdza się jako narrator historii i radzi sobie w scenach komediowych. Jest dużo bardziej charyzmatyczny niż Joseph Gordon-Levitt, który podkładał głos pod tę samą postać w Pinokiu Zemeckisa. Dużo bardziej emocjonalna jest rola Davida Bradleya. Idealnie sprawdził się jako zniszczony życiem, zagubiony Dżepetto. Odpowiednio wypadł także cały drugi plan, a w szczególności Tilda Swinton z podniosłym, wręcz hipnotyzującym głosem.
Guillermo del Toro: Pinokio to kolejny bardzo udany projekt reżysera i solidna rozrywka. To produkcja kreatywna, dużo głębsza i bardziej rozbudowana niż klasyczna powieść. Meksykański reżyser zdecydował się na kilka naprawdę nieoczywistych rozwiązań. Nie wszystko wypaliło, są elementy, które nie sprawdziły się najlepiej. Natomiast nowy Pinokio to nadal produkcja bardzo oryginalna i autorska. Teraz pozostaje mieć nadzieję, że film zostanie doceniony przez Akademię, a del Toro wróci szybko z kolejnym, równie udanym projektem.
Guillermo del Toro: Pinokio zadebiutuje na Netfliksie 9 grudnia, a obecnie nadal można oglądać go w Kinie Nowe Horyzonty we Wrocławiu oraz kinie Muranów w Warszawie.