Widmo nad Haddonfield – Recenzja filmu „Halloween. Finał”

Stanisław Sobczyk03 listopada 2022 20:00
Widmo nad Haddonfield – Recenzja filmu „Halloween. Finał”

Halloween z 2018 roku było nie tylko rewelacyjnym filmem samym w sobie, ale i wielkim powrotem slasherów na kinowe ekrany. Kto wie, czy gdyby ta produkcja nie powstała, moglibyśmy dzisiaj cieszyć się nową Laleczką Chucky, Krzykiem, Teksańską masakrą piłą mechaniczną czy tegorocznym X. Jego kontynuacja, czyli Halloween Kills mogła nie cieszyć się już tak ogromnym uznaniem uznaniem wśród widowni, ale nadal trudno mu było odmówić kilku ciekawych rozwiązań. Teraz przyszedł czas oficjalnie pożegnać się z serią i postacią Michaela Myersa, a przynajmniej do kolejnego rebootu. Jak wypada zatem finał nowej trylogii Halloween i czy jest w zasadzie godnym zamknięciem cyklu?

Wydarzenia z Halloween. Finał rozgrywają się 4 lata po tragicznej nocy halloweenowej, którą mieliśmy okazję przeżyć, oglądając ją w dwóch poprzednich odsłonach serii. Laurie Strode wraz z wnuczką, Allyson, próbują ułożyć sobie życie na nowo po terrorze, jaki zgotował im Michael Myers. Nad Haddonfield wciąż czyha jednak widmo ciągle ukrywającego się gdzieś seryjnego mordercy.

fot. Halloween. Finał, reż. David Gordon Green, dystrybucja UIP

W zasadzie już od pierwszych scen wiemy, że Halloween Ends w swoim założeniu różni się znacząco od dwóch poprzednich części i próbuje zrobić coś całkowicie nowego. O ile pierwszy film był hołdem dla oryginalnego dzieła Johna Carpentera, a drugi dla jego słabszych sequeli (takich jak Halloween II, Halloween 4: Powrót Michaela Myersa, albo Halloween 5: Zemsta Michaela Myersa), tak finał serii skupia się na czymś zupełnie nowym, tym samym zrzucając samego Michaela na drugi plan.

Przez pierwszą połowę Halloween Ends nie oglądamy nawet prawie żadnych morderstw, a kultowy, cichy zabójca w białej masce dopiero w finale wychodzi na pierwszy plan. Decyzja, żeby w produkcji reklamowanej jako wielkie zwieńczenie trylogii, rozwijać kompletnie nowy wątek z bohaterem, którego widzowie jeszcze nie znają, jest ryzykowna, ale zarazem odważna. Tym samym przyznać trzeba, że wypada całkiem nieźle. Nie ma sensu zdradzać żadnych szczegółów, bo sporą zaletą filmu jest właśnie element zaskoczenia. Należy zaś podkreślić, że próba ukazania wpływu morderstw Michaela z 2018 roku wyszła twórcom ciekawie.

Największym problemem Halloween. Finał jest to, że wypada nad wyraz niespójnie. Podoba mi się, że David Gordon Green rozwija nowy wątek, równocześnie chcąc jeszcze zakończyć na stałe główny motyw nowej trylogii Halloween. Trzeci akt dzięki temu jest w całości poświęcony ostatecznemu starciu między Laurie a Michaelem. W efekcie jednakże czuć po prostu przesyt. Z jednej strony temat Haddonfield i jego społeczności, z drugiej nowy bohater, z trzeciej konflikt między Laurie a Allyson. Z czwartej wreszcie wspomniany już pojedynek. Halloween Kills nie zmieniło prawie nic w status quo serii i było w bardzo jasny sposób powiązane z poprzednią częścią. Halloween Ends idzie w kompletnie innym kierunku. Dzięki temu jest zaskakujące i ciekawe, ale też niekonsekwentne i niespójne, nawet jako samoistna całość.

Finał serii Davida Gordona Greena rozwinął także wątek, który miał już kluczowe znaczenie w Halloween Kills. Mowa tu o społeczności Haddonfield i jej reakcji na sytuację z Michaelem Myersem sprzed kilku lat. O ile poprzednia część pokazywała społeczne polowanie na mordercę, tak Halloween Ends skupia się na dalekosiężnych konsekwencjach wydarzeń z pamiętnej nocy. Cały wstęp filmu poświęcony jest temu, w jaki sposób morderstwa zniszczyły miasteczko. W zasadzie Haddonfield, nad którym grasuje widmo Michaela Myersa, to przewodni motyw filmu, który może wybrzmieć przez wątek Corey’ego.

Pod tym względem także samo zakończenie filmu wypada świetnie i podkreśla wreszcie, że morderca nękający miasto od lat nie jest wcale potworem, a zwykłym człowiekiem. Trylogii Davida Gordona Greena udało się to, co chyba żadnemu innemu cyklowi slasherów. Przedstawienie nie tylko mordercy, ale i dalekosiężnych konsekwencji jego działań oraz społeczności, którą terroryzuje z szerszej perspektywy. Seria nie była w tym może szczególnie subtelna, ale mimo wszystko wątki powiązane z Haddonfield wybrzmiały odpowiednio.

fot. Halloween. Finał, reż. David Gordon Green, dystrybucja UIP

Halloween. Finał z pewnością powinno usatysfakcjonować tych, którzy docenili dwa poprzednie filmy za elementy gore. David Gordon Green po raz kolejny wykazał się kreatywnością i sprawnością podczas obrazowania morderstw Michaela. Otwarcie filmu czy scena z językiem z pewnością zrobią wrażenie na niejednym z widzów. Film nie rozwija się może tak szybko jak Halloween Kills, ale nadal jest bardzo satysfakcjonującą rozrywką, a finalne starcie dostarcza odpowiednich emocji.

Finał serii Halloween to nieoczywiste, ale całkiem udane zwieńczenie trylogii. Film ma dużo ciekawych, odważnych pomysłów i sprawdza się jako bezwstydna, kinowa rozrywka. Produkcja na pewno przypadnie do gustu tym, którzy docenili już Halloween Kills, ale nawet ci, którzy za nim nie przepadają, powinni dać jej szansę. Film oczywiście ma sporo problemów, jest niespójny, czy miewa dłużyzny. Nie zmienia to jednak faktu, że jest czymś nowym i zaskakującym. Halloween już co prawda za nami, ale mimo to warto wybrać się na Halloween Ends, bo obecnie trudno o ciekawszy horror w kinach. A tym, którzy film już widzieli, pozostaje czekać na przyszłorocznego Egzorcystę i liczyć na to, że i z tą marką David Gordon Green zrobi coś interesującego.