„Iluzja” – recenzja. 47. FPFF Gdynia

Stanisław Sobczyk13 września 2022 16:00
„Iluzja” – recenzja. 47. FPFF Gdynia

Tegoroczny program Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni jest o tyle ciekawy, że obok kilku głośnych nazwisk, w konkursie głównym znalazło się wiele filmów debiutantów albo jeszcze mało doświadczonych twórców. Takim filmem jest właśnie Iluzja. Pokazywana była już na tegorocznej edycji Nowych Horyzontów, a 9 września trafiła do kin. Chociaż wydawała się być całkiem intrygująca, okazało się, że nie jest szczególnie udana i dobrze oddaje wiele problemów współczesnego, polskiego kina artystycznego.

Główną bohaterką filmu jest Hanna – nauczycielka, której dorosła córka zaginęła jakiś czas temu. Kiedy policja nie okazuje się być szczególnie pomocna, kobieta zaczyna szukać swojego dziecka na własną rękę.

Pierwszy akt Iluzji jest jeszcze obiecujący. Film jest całkiem subtelny i nie podaje nam żadnych informacji wprost. Tak więc oglądamy powolną egzystencję Hanny i jej męża, którzy żyją monotonnie i próbują odnaleźć córkę. Scenariusz jest w zasadzie całkowicie pozbawiony ekspozycji, a duszny klimat, atmosfera tajemnic oraz enigmatyczna kreacja Agaty Buzek pozwalają rzeczywiście zaangażować się w historię. Problem w tym, że po jakimś czasie można zorientować się, że film nie ma nic ciekawego do przekazania, a drugi akt to w zasadzie jedna, wielka dłużyzna.

fot. Iluzja, reż Marta Minorowicz, dystrybucja Aurora Films

Jednej rzeczy Iluzji nie można odmówić: ma kilka naprawdę dobrych pomysłów, które pojawiają się gdzieś między długimi, nic nieznaczącymi scenami. Szczególnie poruszający jest krótki wątek męża Hanny, który pojawia się w pewnym momencie i nigdy więcej nie wraca. Mężczyzna, aby policja w ogóle mogła kontynuować śledztwo, musi wykreować fałszywy trop wskazujący na to, że to on zamordował córkę, żeby poszukiwanie kolejnych dowodów miało sens. Ten motyw jest rzeczywiście ciekawy i absolutnie przerażający. Gdyby Iluzja w pełni skupiła się na temacie niekompetencji polskich służb i dramatycznych poświęceń rodziców zaginionego dziecka, mogłaby być udanym, wartościowym dramatem.

Najlepiej problemy filmu oddaje jedna z jego najdłuższych scen. Hanna siedzi w pokoju hotelowym na łóżku. Po dłuższej chwili rozbiera się i bierze prysznic. Scena trwa dobre kilka minut, nakręcono ją w statyczny sposób i nie wnosi do fabuły absolutnie nic. Tak wygląda spora część Iluzji. Długie, zbędne sekwencje, które tylko udają, że coś znaczą. Są zwykle banalnym, płaskim okazaniem smutku bohaterki. Gdyby pozbawić film Marty Minorowicz wszystkich takich momentów, mogłoby się okazać, że byłby dużo lepszy jako średni metraż.

Chociaż Iluzja mocno pozuje na tajemnicze, subtelne kino, tak naprawdę okazuje się bardzo prosta, a czasem okropnie łopatologiczna. Marta Minorowicz nie potrafi ukazać w ciekawy, nieoczywisty sposób tragedii bohaterki, więc decyduje się na irytujące zabiegi. Mamy więc wątek bezdomnego napastującego protagonistkę, tragiczną historię jej męża czy spotkania z ludźmi, którzy w żaden sposób nie mogą jej pomóc. Czasem trudno nie ulec wrażeniu, że reżyserka próbuje po prostu wymyślić kolejne sposoby na to, jak uczynić życie Hanny jeszcze tragiczniejszym. Wiele wątków pojawia się gdzieś w środku filmu, utrudnia jeszcze bardziej losy bohaterki, a potem znika i nigdy już nie wraca.

Równocześnie sama Hanna jest bardzo jednowymiarową postacią. Agata Buzek nie wypada źle w tej roli, ale problem leży raczej w scenariuszu. Wiemy o bohaterce tylko to, że szuka córki. Nie ma własnych zainteresowań, nie przechodzi żadnej drogi. Jej relacje z innymi bohaterami są kompletnie płaskie. Z początku pojawia się jedna scena, w której Hanna rzeczywiście okazuje jakieś ludzkie emocje i charyzmę, ale gdzieś od drugiego aktu, przestaje robić cokolwiek znaczącego, wyrazistego.

fot. Iluzja, reż. Marta Minorowicz, dystrybucja Aurora Films

Najsmutniejsze jest to, że pod masą pretensjonalnych, pustych scen kryje się prosta historia o kobiecie, która chce po prostu dzielić z kimś swój żal i stratę. Te kilka scen, które próbują jakkolwiek rozwinąć ten wątek, są całkiem znośne i mają potencjał. Naprawdę można by wyciągnąć z Iluzji w miarę udany, solidny dramat. Gdyby tylko film nie udawał, że jest czymś więcej niż tak naprawdę jest i nie był tak okropnie pretensjonalny. Marta Minorowicz miała do dyspozycji niezły koncept i świetną aktorkę w roli głównej, a mimo to nakręciła film, który nie wybrzmiewa odpowiednio i z którego nic nie wynika.

Dosyć irytującym elementem Iluzji są także zdjęcia. Operatorem jest Paweł Chorzępa, który potwierdził już swoje umiejętności, kręcąc choćby pięknie wyglądającą Magnezję. Praca kamery w filmie Marty Minorowicz natomiast niestety wypada podobnie jak cała reszta. Akcja rozgrywa się w Gdyni, która jest ciekawym miastem i zdecydowanie można ładnie pokazać ją na wielkim ekranie. Problem polega na tym, że zdjęcia w Iluzji są nijakie i próbują uchodzić za bardzo artystyczne. Są tak szare i przytłumione, że poszczególne kadry można by wyciąć i byłyby nie do odróżnienia od czarno-białego filmu. Wszystkie ujęcia są statyczne, mało kreatywne i kiepsko oświetlone. Rozumiem, że chodziło o to, żeby ukazać za pomocą pracy kamery, jak Hanna widzi świat, ale efekt jest nudny, męczący i niesamowicie monotonny.

Gdzieś w środku Iluzji kryje się całkiem udany dramat. Gdyby rozwinąć niektóre pomysły, dać protagonistce trochę charyzmy, skrócić metraż i pozbyć się wszystkich pretensjonalnych, nic niewnoszących scen, coś mogłoby z tego być. Niestety film Marty Minorowicz to przykład polskiego kina artystycznego, które udaje, że ma coś ciekawego do powiedzenia, podczas, gdy jest po prostu nudne i puste. Produkcji brakuje naturalności, średnio radzi sobie z prowadzeniem wątków i często gubi się w tym, co chce powiedzieć. Chociaż nic tego nie sugerowało, Iluzja to kolejny pretensjonalny projekt, który trafił do programu tegorocznego festiwalu w Gdyni.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to