Kiedy autorka w podziękowaniach pisze, że nie miała w planach tworzenia drugiej części książki i przyznaje, że powstała ona dzięki fanom, nie do końca wiemy, czego możemy się spodziewać. W końcu, jaki sens ma zmuszanie autora do stworzenia kontynuacji? W tym roku mieliśmy okazję obejrzeć adaptację jednej z najgłośniejszych książek Colleen Hoover. It Ends with Us jest historią poruszającą wiele tematów: nastoletnią miłość, trudne dzieciństwo, przemoc domową czy trudy rodzicielstwa. Można by pomyśleć, że kiedy ktoś podejmuje się tworzenia historii z takimi wątkami, powinien traktować je poważnie. Niestety, autorka nie zna definicji tego słowa.
Hoover twierdzi, że jej inspiracją do stworzenia tej powieści w 2016 roku była sytuacja matki, która sama okazała się ofiarą przemocy domowej. Autorka bestsellerów powiedziała, że była to najtrudniejsza książka, jaką kiedykolwiek napisała, zamierzała ją kilkukrotnie odrzucić i przepisać, ponieważ sama również zakochała się w postaci, która była sprawcą przemocy domowej. Samo takie stwierdzenie powinno zmusić autorkę do zmiany nastawienia. Jak można starać się napisać książkę o przemocy domowej i mówić o ,,miłości’’ do stworzonego bohatera? Krytycy twierdzili, że Hoover romantyzuje przemoc domową, zwłaszcza po tym, jak książka wybiła się jako „seksowna powieść romantyczna” w mediach społecznościowych. W notatce autora powieści możemy przeczytać, że celem autorki w It Ends with Us było ukazanie złożoności kochania kogoś, kto nas rani, i tego, że rozstanie z tą osobą często nie jest takie proste, jak się wydaje. Kiedy Hoover ogłosiła wydanie kolorowanki zainspirowanej powieścią w 2023 roku, fani szybko ją skrytykowali za wykorzystywanie traumy do celów zarobkowych. Kolorowanka została wycofana przed jej wydaniem, jednak niesmak pozostał.
Aby zacząć omawiać drugi tom, musimy przybliżyć sobie wydarzenia i postaci z pierwszej części. Zacznijmy od głównej bohaterki. Lily Bloom to młoda kobieta, która przyjeżdża do Bostonu, aby rozpocząć nowe życie i otworzyć swoją wymarzoną kwiaciarnię. Niespodziewanie w jej życiu pojawia się przystojny lekarz, Ryle Kincaid. Ich relacja wydaje się rozwijać wręcz doskonale, jej partner jest czuły i romantyczny, a wszyscy wokół się nim zachwycają. Jednak mężczyzna nie jest taki perfekcyjny, jakby się mogło wydawać. To, co kryje się za wizją idealnego związku Lily i Ryle’a, jest w stanie dostrzec jedynie Atlas Corrigan, nastoletnia miłość Lily. Dawniej to ona go uratowała, a teraz on zamierza zrobić to samo. Nie będę omawiać całej fabuły, jednak musimy sobie wspomnieć o kilku aspektach, które będą miały znaczenie przy dyskusji o kontynuacji. Ryle okazuje się toksycznym i agresywnym mężczyzną, który nie kontroluje swoich napadów złości i zazdrości. Lily próbuje za każdym razem usprawiedliwiać działania swojego partnera, jednak nawet ona ma swoje granice.
Podczas czytania powieści możemy się natknąć na kilka scen przemocy, które mają ukazać nam trudności toksycznej relacji. Początkowo Ryle, wydaje się nie stwarzać problemów, jednak podczas porannego gotowania, mężczyzna traci panowanie nad sobą i uderza swoją partnerkę. Później jesteśmy świadkami tego, jak Ryle zrzuca Lily ze schodów, a następnie próbuje jej wmówić, że się poślizgnęła. Po brutalnym ataku, podczas którego mężczyzna próbuje przymusić ją do seksu, po czym gryzie jej tatuaż, bo przypomina mu o Atlasie, bohaterka decyduje się w końcu uciec od swojego męża. Podczas pobytu w szpitalu i zakładania szwów na ranę na szyi, dowiadujemy się, że Lily jest w ciąży. Gdy Emerson, ich córka, pojawia się na świecie, relacje między Lily a byłym mężem stają się wyjątkowo napięte. Oboje starają się ze sobą współpracować dla dobra córki, kobieta zgadza się nazwać swoje dziecko imieniem zmarłego brata Ryle’a jako gest dobrej woli i braku niechęci do byłego partnera.
It Starts with Us rozpoczyna się w momencie epilogu It Ends with Us. W drugiej części Lily i Atlas spotykają się ponownie, los daje im drugą szansę na szczęśliwe zakończenie, żadne z nich nie chce stracić tej okazji, dlatego kiedy Atlas zaprasza ją na randkę, kobieta nie jest w stanie odmówić. Nasza bohaterka jest samotną matką, która przeżywa wiele wyzwań w codziennym życiu, trudne stosunki z byłym mężem, pogodzenie pracy z macierzyństwem, brak czasu na poznawanie nowych osób. Jednak powrót jej pierwszej, nastoletniej miłości pozwala kobiecie na nowo poczuć, czym jest szczęście, miłość i bezpieczeństwo. Uważam, że relacja tej dwójki jest poprowadzona całkiem udanie. Atlas wydaje się mieć wręcz obsesję na punkcie głównej bohaterki, nie jest w stanie pracować, bo wyczekuje na jakiś sygnał od niej. Kobieta wydaje się mieć minimalne zawahanie co do szans na ich związek, obawia się reakcji swojego byłego męża na wieść o ich ponownym spotkaniu, a co dopiero o romansie.
Najgłupszym wątkiem tej książki jest trzymanie listy z wypisanymi punktami z rzeczami, które zrobił jej Ryle. Nie jestem w stanie uwierzyć, że kobieta po przejściu tak ogromnej traumy i szoku jest w stanie zapomnieć o tym, co jej zrobiono. Trzymanie listy w pudełku na biżuterię jest abstrakcją. Jestem w stanie zrozumieć, że ofiary przemocy domowej mogą odczuwać potrzebę powrotu do swojego oprawcy, jednak w tej książce wszystko jest pokazane tak sztywno, wręcz podręcznikowo. Lily miała być symbolem wyzwolenia się z toksycznego związku, zrobić coś, czego nie udało się dokonać jej matce. Jednak co z tego, jeśli to wszystko traci znaczenie? Konflikt Lily i Ryle’a jest wprost absurdalny. Raz kłócą się o Atlasa, potem o opiekę nad córką, jednak w kółko jest ten sam schemat. Jej mąż przychodzi znikąd, rozmawiają, on się denerwuje i wychodzi. Nawet tak ważny aspekt jak prośba, aby poszedł na terapię, wychodzi wręcz karykaturalnie, mężczyzna nie ma żadnych wyrzutów sumienia. Nie uważam, żeby kreowanie takich sztucznych sytuacji na siłę wnosiło wiele do fabuły, wszystkie wątki dało się napisać bardziej naturalnie, ukazać przemianę Ryle’a w kontekście tego, że chce być dobrym ojcem dla swojego dziecka. Niestety, stoimy w miejscu w rozwoju innych postaci, gdyż dla autorki liczyła się tylko relacja Lily z Atlasem.
Jeśli chodzi o dramatyczne sceny, to nie ominęły one również Atlasa. Na samym początku książki dowiadujemy się, że ktoś demoluje mu restaurację i robi obraźliwe graffiti na elewacji. Można by się spodziewać jakiegoś dramatycznego wyjaśnienia, jakiejś ciekawej intrygi, która zburzyłaby nam wizję idealnego Atlasa. Niestety, nie ma tak dobrze. Okazuje się, że to jego brat, o którym nie miał pojęcia. Nasz bohater postanawia się nim zająć, przygarnia go pod swój dach i zaczyna układać im wspólne życie, znajduje mu nową szkołę i zagania go do pracy w restauracji, aby odrobił szkody, jakie wyrządził. W gruncie rzeczy sama fabuła nie jest zła, oczywiście uważam, że sporo scen można by zmienić, aby nadać książce nieco poważniejszy ton, zwłaszcza jeśli rozmawiamy o kobiecej postaci, która wyrwała się z opresji toksycznego partnera. Książka zawiera sporo scen seksualnych, które nie do końca są konieczne. Byłam w stanie zrozumieć po pierwszej, że oboje się idealnie dopasowują seksualnie. Lily dostaje w końcu odpowiedniego dla niej partnera, który dba o nią i jej córkę, jednak dlaczego spłaszczamy przez to pozostałych bohaterów?
Podejrzewam, że patrząc na sukces finansowy pierwszego filmu, który zarobił już ponad 250 milionów dolarów, wytwórnia pokusi się o zaadaptowanie również drugiego tomu. Reżyser Justin Baldoni wykupił prawa do książkowej drugiej części, jednak głównym problemem jest aktorka Blake Lively, grająca rolę Lily. Gwiazda zbiera falę negatywnych komentarzy i opinii przez sposób, w jaki reklamuję produkcję jako letni blockbuster. Aktorka zdaje się nie mieć w pełni świadomości, jak ważną grupę odbiorczą stanowią osoby wyrwane ze środowiska przemocy. Przez kontrowersje z tym związane oraz przez problemy w komunikacji na planie między pozostałymi aktorami z filmu, produkcja i ponowny angaż Baldoniego jako reżysera stoją pod znakiem zapytania. Lively objęła stanowisko producentki wykonawczej, dlatego miała spory wpływ na finalny kształt filmu. I wykorzystała tę władzę w pełni, jej mąż napisał słynną już scenę z dachu. Mówi się, że Lively i Baldoni mieli zupełnie różne wizje artystyczne. Na ekrany weszła wersja filmu w pełni zatwierdzona przez aktorkę, nie do końca zgodna z wizją reżysera. Jest spora szansa, że sama Blake nakręci drugą część. Jestem przekonana, że fani serii będą z niecierpliwością wyczekiwać informacji na ten temat. Pozostaje mi życzyć zarówno autorce, jak i aktorce nieco więcej empatii i szacunku do swoich odbiorców.