Trudno było czekać na premierę filmu Każdy wie lepiej z dużym podekscytowaniem. Wszystkie zwiastuny sugerowały, że doczekamy się kolejnej taśmowo wyprodukowanej komedii, która odhaczy znane schematy i zostanie zapomniana po tygodniu. Nie pomagał także fakt, że na stołku reżysera zasiadł Michał Rogalski, który co prawda kilka lat temu nakręcił całkiem niezłe Gotowi na wszystko. Exterminator, ale w 2021 zyskał status wyrobnika bez własnego stylu, wypuszczając aż trzy różne, nieudane projekty: Ciotkę Hitlera, To musi być miłość oraz Dawida i elfy. Mimo tych wszystkich obaw, trzeba przyznać, że Każdy wie lepiej wcale nie jest złe, a wręcz wyróżnia się pozytywnie na tle innych, polskich komedii romantycznych. Co zatem przemawia na korzyść filmu?
Głównymi bohaterami Każdy wie lepiej są Ania i Grzegorz, którzy budują szczęśliwy związek od kiedy rozwiedli się ze swoimi wcześniejszymi partnerami. Po jakimś czasie para postanawia zamieszkać razem, tworząc patchworkową rodzinę. Pomysł nie podoba się rodzicom Ani i Grzegorza, którzy knują intrygę, by nie dopuścić do ich małżeństwa.
Jedną z lepszych decyzji twórców okazało się postawienie na pierwszym planie rodziny, a nie romansu. Kiedy poznajemy Anię i Grzegorza, są już parą, a film nie każe nam oglądać rozwoju ich relacji od początku. Całkiem przyzwoicie został także poprowadzony konflikt w związku, który jest (jak na standardy polskich komedii romantycznych) w miarę subtelny. Kłótnie głównych bohaterów nie wynikają z niedomówień czy pomyłek, ale są konsekwentnie podbudowywane od początku filmu. W kilku momentach bałem się, że scenariusz wykorzysta najprostsze i najbardziej pretekstowe rozwiązania fabularne, ale na szczęście udało się tego uniknąć.
Doceniam również, że twórcy zrezygnowali z wielkich rozstań, ckliwych przeprosin, czy długich scen pocałunków. Zamiast tego dostaliśmy wiarygodną relację dwójki dorosłych ludzi i próbę stworzenia szczęśliwej rodziny. To wszystko nie znaczy oczywiście, że Każdy wie lepiej jest wyjątkowo oryginalne czy dojrzałe, ale w konwencji ciepłej komedii rodzinnej sprawdza się przyzwoicie. Film ma niezłe tempo, głównych bohaterów da się lubić, a dialogi są w miarę naturalne. Jak na standardy polskiego kina komercyjnego, jest to naprawdę solidny wynik.
Mimo tego, że film Michała Rogalskiego w wielu aspektach wypada po prostu nieźle, nie da się pominąć faktu, że nadal jest produkcją dla mas pozbawioną jakiejkolwiek autorskiej ręki. Z fabuły w szczególności wybijały mnie pojedyncze ujęcia, które znalazły się w filmie tylko po to, by zareklamować konkretny produkt spożywczy. Nie podoba mi się też to, że o ile wątek związku Ani i Grzegorza jest prowadzony naprawdę naturalnie, tak wątek dziadków jest okropnie przerysowany.
Matka Anny to zatem zawzięta katoliczka ze wsi, która wierzy w patriarchat i uważa zdradę męża za normalną, męską sprawę, a rodzice Grzegorza to progresywni, bogaci mieszkańcy dużego miasta, którzy nie lubią Polski i próbują uchodzić za niezwykle oczytanych. Ten karykaturalny kontrast służy zwykle za źródło powtarzalnych żartów i kłótni, które mają popychać fabułę do przodu. Przez to jak stereotypowo są napisani dziadkowie, trudno mi było brać na poważnie niektóre dramatyczne sceny. Zresztą finalnie wątek światopoglądowego konfliktu ma dość dziwną puentę, która pojawia się zupełnie znikąd. Dobitnie pokazuje to, że na stołku reżysera przydałby się ktoś z autorskim pomysłem i spójniejszą wizją filmu. Ktoś, kto byłby w stanie uporządkować fabułę i kosztem kilku żartów, nadać postaciom drugoplanowym więcej wiarygodności.
Trudno mówić o sukcesie Każdy wie lepiej bez wspomnienia o naprawdę dobrej obsadzie. Zamiast aktorów znanych z większości komedii romantycznych, możemy oglądać takich, którzy już nieraz udowodnili swoje umiejętności w poważniejszych produkcjach. Między Joanną Kulig a Michałem Czerneckim jest wiele chemii, a ich związek na ekranie jest wiarygodny oraz naturalny. Nie potrzeba wielu ckliwych, kiczowatych scen, by uwierzyć, że bohaterów rzeczywiście łączy uczucie.
Dobrze poradził sobie także aktorski drugi plan. Andrzej Seweryn i Grażyna Szapołowska sprawdzają się w karykaturalnych rolach i swoją charyzmą ratują kilka scen, które na papierze są zupełnie nieśmieszne. Podobnie jest z Maciejem Musiałowskim. Jego bohater napisano w oparciu o jeden prosty żart. Jest cały czas na haju, bo pali dużo marihuany. Ten głupi dowcip nie wypada w filmie tak żenująco (a nawet raz potrafi rozbawić), bo aktor ma masę pozytywnej energii i jest w swojej roli całkiem urokliwy. Ten przypadek dobrze pokazuje, jak wiele produkcja zawdzięcza odpowiedniemu castingowi. Gdyby główne role w Każdy wie lepiej obsadzono aktorami znanymi z innych polskich komedii romantycznych, film byłby prawdopodobnie dużo bardziej irytujący.
Na tle dużych polskich produkcji, które mogliśmy już zobaczyć w kinach w tym roku, najnowszy film Michała Rogalskiego wcale nie prezentuje się tak źle. Seans jest angażujący, przeważnie nie irytuje, a bohaterów rzeczywiście łatwo polubić. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że Każdy wie lepiej to krok w dobrą stronę i dobrze by było, gdyby na ekranach znalazło się też miejsce dla takich, bardziej obyczajowych niż romantycznych komedii. Nadal jednak nie da się pominąć faktu, że produkcji brakuje lepszych twórców. To, że za scenariusz odpowiada Krzysztof Rak, który wcześniej pracował raczej nad poważniejszym, głównie biograficznym kinem, dało filmowi wiele świeżości. Szkoda tylko, że na stołku reżysera nie usiadł ktoś z własnym stylem i wyraźnym pomysłem. Miło, że można pójść latem do kina na polską komedię i nie wyjść zażenowanym, ale nie ma się co łudzić, że za tydzień, czy dwa, ktokolwiek będzie pamiętał o Każdy wie lepiej.