Donato Carrisi, twórca filmu Jestem otchłanią, to artysta dość wyjątkowy. Przede wszystkim ambitny i wielozadaniowy. Chociaż obecnie znamy go głównie jako reżysera i scenarzystę, to swoją karierę rozpoczynał jako ceniony pisarz. Teraz sam zresztą własne powieści przenosi na duży ekran, romansując z tropami kina gangsterskiego, kryminału czy horroru. Jestem otchłanią to jego trzeci reżyserski projekt, najprawdopodobniej najmroczniejszy i pod wieloma względami najciekawszy. Przed seansem warto jednak przyjrzeć się bliżej sylwetce jego autora!
Carrisi przyszedł na świat w 1973 roku w miejscowości Martina Franca. Początkowo nic nie sugerowało, że koniec końców zdecyduje się wybrać świat sztuki i kultury – studiował kryminologię i prawo. W trakcie nauki przede wszystkim skupiał się na psychologii oraz zgłębianiu zagadnień behawiorystyki. Pracę magisterską poświęcił Luigiemu Chiattiemu – włoskiemu mordercy, nazywanemu Potworem z Foligno. Chiattiego możemy śmiało nazywać seryjnym mordercą, którego ofiarami głównie padały dzieci. Policji udało się ustalić, że zamordował przynajmniej dwójkę, ale ofiar było prawdopodobnie znacznie więcej. Jedna z ofiar miała 13 lat, a druga 4. Chiatti sam rozgłaszał swoje zbrodnie, uprzedzając policję, że będzie atakował raz po raz. Tak okropne wyzwanie, rzucone włoskiemu wymiarowi sprawiedliwości prosto w twarz, jedynie pogłębiło histeryczne nastroje. W efekcie doszło do aresztowań niewinnych ludzi, ale również do samobójstwa chorego psychicznie mężczyzny, który najprawdopodobniej sam sobie wmówił, że to on jest Potworem.
Carrisi, przygotowując się do pracy, spotkał Chiattiego i usiadł z nim do rozmów. Spotkanie to coś w nim otworzyło i pchnęło w stronę mroczniejszych zakątków ludzkiej duszy, dając początek przerażającym historiom, które wyjdą spod jego pióra w kolejnych latach:
„(…) ostatecznie zorientowałem się, że to moja mroczna strona reagowała na tajemnicze wezwanie ciemności. Wierzę, że to jest naturalne, uświadamia nas, że jesteśmy w stanie kontrolować złą część siebie. Od tamtego czasu rozumiem, że nie ma ludzi jednoznacznie dobrych lub złych, a każdy kto uważa inaczej, jest niebezpieczny”
Karierę scenopisarską Carrisi rozpoczął dość wcześnie; już w wieku 19 lat pisząc pierwsze teksty teatralne. Pisał również dla Corriere della Sera – historycznie jednej z najważniejszych włoskich gazet. Od 1999 roku przygotowywał także teksty dla telewizji, ciągle czekając jednak na swój wielki przełom.
Jego pierwsza powieść – Suflet – trafiła do księgarni w 2009 roku i opowiadała o grupie śledczych poszukujących grupy zaginionych dziewcząt. Przez kolejne lata kontynuował losy tych samych bohaterów, którzy przeskakiwali od jednej opowieści do drugiej, w każdej jednak znajdując się na tle przestępstw i skrywającego się w duszy ludzi mroku. W sumie Carrisi ma na koncie trzy pełnoprawne cykle powieściowe (na które składa się aż 10 różnych tomów) oraz kilka „jednostrzałowców” – pośród nich możemy znaleźć Dziewczynę we mgle oraz Jestem otchłanią.
Dziewczyna we mgle została zamieniona na film w 2017 roku, stając się jednym z głośniejszych i ważniejszych debiutów włoskich zeszłej dekady. Fabuła, nie ma tu żadnej niespodzianki, skupiała się na losach agenta specjalnego, którego celem było odnalezienie zaginionej nastolatki. Znów na pierwszy plan wychodziły tematy zawodowo fascynujące autora. Nie bez znaczenia było również miejsce wydarzeń. Miasteczko w górach, znajdujące się na uboczu, otoczone gigantycznymi, niepokojącymi lasami.
Filmowych inspiracji Carrisi szukał rzecz jasna u najlepszych. Film od początku porównywany był z dziełami Davida Finchera czy historiami autorstwa Gillian Flynn. Bardzo ważny był również casting – Carrisi do głównej roli zatrudnił Toniego Servillo. Weteran sceny i ekranu nie tylko nadał filmowi odpowiedniego prestiżu, jako najważniejszy żyjący włoski aktor, ale wprowadził również dodatkowe konteksty. W końcu w 2007 roku Servillo zagrał niemalże bliźniaczą rolę w filmie zatytułowanym, a jakże, Dziewczyna znad jeziora. Kryminał autorstwa Andrei Molaioliego okazał się niemałym sukcesem, zgarniając szereg nagród i dumnie zdobywając miejsce na półce z innymi klasykami gatunku. Podobieństw z filmem Carrisiego znajdziemy bez liku – od samego punktu wyjściowego fabuły aż po klimat i scenografie. Poza Servillo reżyser sprowadził również Jeana Reno, innego ikonicznego aktora, którego jednak kariera od wielu lat wydaje się raczej martwa.
Dziewczyna we mgle przyniosła Carrisiemu duże uznanie, również na arenie międzynarodowej. Od swoich rodaków natomiast otrzymał nagrodę David di Donatello (najważniejsza nagroda filmowa we Włoszech) za najlepszy reżyserski debiut. Autor powrócił do kina dwa lata później z filmem W labiryncie.
Punkt wyjściowy drugiego filmu reżysera jest banalny. Zaskakujące jest natomiast jego wykorzystanie i rozwinięcie. Tym razem Carrisi ucieka od klimatów fincherowskich i romansuje z thrillerem bardziej psychologicznym, surrealistycznym, szczodrze czerpiąc z tradycji horroru. Znajdziemy tu mnóstwo mniej lub bardziej oczywistych zapożyczeń z Davida Lyncha. W głównej roli znów powraca niezastąpiony Toni Servillo, tym razem partneruje mu natomiast Dustin Hoffman. Ten odważny casting jest zapewne jedynym z powodów, dla którego W labiryncie ostatecznie nie odnosi dużego międzynarodowego sukcesu. Hoffman w końcu od paru lat jest osobą na marginesie Hollywood, zmagając się z oskarżeniami dotyczącymi nadużyć i przemocy seksualnej. Dopiero teraz do aktora rękę wyciągnął Francis Ford Coppola proponując mu rolę w Megalopolis. Carrisi u siebie dał mu jednak szansę na zagranie roli złożonej, nieoczywistej i skonfrontowanie się na planie z samym Tonim Servillo. Jest to dość zaskakujący pomysł, biorąc pod uwagę, że włoski aktor słynie z kompletnej nieznajomości języka angielskiego.
Wybuch pandemii zahamował niektóre z pomysłów reżysera. Wśród nich był chociażby zamysł kolejnej współpracy z Servillo i stworzenie filmu osadzonego w Watykanie. Teraz jednak powraca z Jestem otchłanią, pierwszy raz bez gwiazdorskiej obsady. Znów jednak zobaczymy kolejnego seryjnego mordercę. W którą jednak stronę Carrisi pójdzie formalnie? Cóż, o tym przekonamy się już 5 maja!