Są w historii kina schematy fabularne, które na stałe zadomowiły się w świadomości zarówno samych twórców, jak i widzów. Przykładem mogą być choćby różne tropy pochodzące z adaptacji Jądra ciemności, choć od dawna filmowcy sięgają po te mniej skomplikowane motywy, które pozwalają im sięgać w dosłownie każdym kierunku, oferując nieskończony potencjał opowiadania historii. Jednym z takich rozwiązań jest wprowadzenie samotnego wędrowca, który zjawia się znikąd, całkowicie burząc dotychczasowy styl życia innych bohaterów, którzy byli na tyle pechowi, że stanęli na jego drodze. Czy Kuchenna rewolucja wykorzystała szansę, którą daje ta historia?
Takim właśnie otwarciem zachęca nas Kuchenna rewolucja, czyli najnowsza produkcja duetu Joseph Schuman i Austin Stark. Koniec wojny, niekontrolowany przepływ osób ocalałych z konfliktu i kolejne widmo zbliżającej się katastrofy, tym razem epidemii hiszpanki. W takich okolicznościach poznajemy naszego głównego bohatera, granego przez Petera Sarsgaarda Floyda Monka. Hedonistyczny kanciarz przybiera nową tożsamość i wyrusza na poszukiwania swojego miejsca w burżuazyjnym świecie panów i ich służących.
Początek bardzo szybko odkrywa przed nami większość kart dotyczących tej historii. Otrzymujemy dość prostą satyrę pokazującą hipokryzję liberałów, tu ubranych w strój pana Hortona, w którego wciela się Billy Magnussen. Jest on dosyć karykaturalnie przedstawionym człowiekiem, który zamknięty w swojej bańce, niczym Alex Jones epoki hiszpanki, uprawia oportunizm ukryty pod płaszczykiem moralnego oburzenia.
Kiedy Monk pojawia się w rezydencji Hortona bardzo szybko dochodzi do małej rewolucji. O ile w filmie potrzebny fabularnie jest zdrajca klasowy, to tu niestety nie mamy co liczyć na tak ciekawie zarysowaną postać, jaką na przykład był Stephen w Django. Kuchenna rewolucja oferuje nam jedynie starszą panią McMurray, która stoi po stronie Hortona raczej z przyzwyczajenia do stabilnego świata, w jakim od lat żyje.
Dla samego Hortona to zderzenie z nowym niebezpieczeństwem, choć mogło być śmiertelnym zagrożeniem, okaże się jedynie małą nierównością na drodze wybrukowanej złotem i kłamstwami z pierwszych stron gazet. Z początku zostaje on zakładnikiem kłamstw Monka, których z początku sam z resztą był świadom. Z pana domu staje się po prostu zbędnym cieniem przechadzającym się po niegdyś własnym domu. Jednak twórcy nie chcieli zakończyć tej historii w pozytywnym tonie. Podobnie jak w prawdziwym życiu, możemy od samego początku być pewni, że bogaci zwyciężą, a to biedni poniosą wszystkie możliwe konsekwencje.
Dla ludzi szukających powiewu świeżego powietrza w kinie i ciekawego filmu o walce klas Kuchenna rewolucja będzie raczej lekkim rozczarowaniem. Fakt, satyra jest poprawnie napisana i ogląda się ją całkiem dobrze. Jednak nie można nie odnieść wrażenia, że jest to jedynie naiwne spojrzenie na współczesny świat, zakamuflowane odniesieniami do powojennej Ameryki. Zamiast koherentnej historii czeka nas raczej ciąg luźno powiązanych skeczy, który bezboleśnie zmierza do przewidywalnie przerysowanego zakończenia, które na siłę powtórzy widzowi, kto w tym filmie był negatywną postacią.