Blockbustery od zawsze kojarzą się z ogromnym nakładem efektów specjalnych, głównie wytworzonych za sprawą komputerowych kreacji. Często pokazują niestworzone dla widza rzeczy, wprowadzając go w fantastyczne i nierealistyczne światy pomiędzy gwiazdami kosmosu lub superbohaterskiego Nowego Jorku. Ostatnimi czasy jednak zdarza nam się, jako widzom, narzekać na jakość efektów wizualnych w nowych produkcjach Marvela (pamiętajmy o tobie Thorze), więc nie bez powodu filmowcy sięgają po efekty specjalne, nawet nie tworząc blockbustera, a niekiedy zwyczajnie w celu polepszenia jakości obrazu w post-produkcji o dodanie kilku obiektów lub też ich stałe usunięcie.
Niestety wspomniane niedoskonałości przekładają się niekiedy również na produkcje Disney+, które reklamowane są najwyższą jakością serialową. I o ile w całości są one filmami rozbitymi na sześć odcinków, tak niestety często padają ofiarą zbyt szybkiego wypuszczania na platformę. Niemniej tekst nie będzie skupiał się na jakości produkcji Disneya, a na najnowszym serialu spod szyldu Disney+, który wbrew pozorom blockbusterem nie jest, ale o tej tematyce traktuje bezpośrednio.
Lawrence Kasdan, znany jako scenarzysta współpracujący z Lucasfilmem niemal od samego początku. Napisał chociażby film o Hanie Solo lub klasyczne Imperium kontratakuje. Tym razem stanął za kamerą jako reżyser, dokumentalista, dając dzieło stosunkowo osobiste i jedyne w swoim rodzaju. Na Disney+, pod koniec lipca, zadebiutował sześcioodcinkowy serial dokumentalny o tytule Light & Magic, który swoją treścią nawiązuje i opowiada o historii największej wytwórni od efektów specjalnych w historii. Wszystkie epizody serii ukazały się w jednym rzucie, a zatem można sobie z góry przygotować kilka godzin, z których ani jedna nie będzie czasem straconym.
Serial opowiada historię firmy od podszewki, starając się rozgraniczyć tematycznie każdy z odcinków, zahaczając o większość kamieni milowych w historii tworzenia efektów specjalnych. Co za tym idzie, będzie nam dane ponownie zobaczyć kulisy powstawania Gwiezdnych wojen, jakie George Lucas miał problemy w trakcie tworzenia swojego epokowego dzieła, jak odbiło się to na nim i ludziach dookoła niego, jak przede wszystkim zebrał ludzi, którzy nagraliby mu sekwencje, o które tak się starał w finalnym obrazie. Przede wszystkim nakreśla relacje pomiędzy poszczególnymi pracownikami Industrial Light and Magic i pokazuje, jakich technik używano w stworzeniu efektów w czasach analogowego nagrywania filmu.
Ogromne ilości makiet, strojów, poklatkowe animacje, wybuchające modele statków. To tylko wierzchołek góry lodowej widziany w Gwiezdnych wojnach, bowiem nie tylko tę franczyzę Light & Magic przywołuje. Prawdą jest, że kosmiczna epopeja była dla nich tylko puntem zapalnym, bowiem bardzo szybko grono innych studiów nienależących do Lucasa szybko angażowało pracowników ILM, w tym nawet twórcy fenomenalnego filmu Star Trek II: Gniew Khana, o którym także dokument zdaje się napomykać, czy także i sam James Cameron w swojej Głębi bądź Terminatorze 2.
Serial udowadnia, ile epokowych dzieł za sobą ma ILM i jak wpłynęli na rozwój efektów cyfrowych, jeszcze w latach 80-tych. Pokazuje także historię Pixara, odkąd pracownicy Lucasa stworzyli sam komputer od kreowania komputerowych animacji do filmów i jak później sam Steve Jobs wykupił urządzenie, które szybko stało się głównym rdzeniem dla filmowego studia o tej samej nazwie, mającego już swoją osobną historię na Toy Story poczynając.
W ramach kolejnego przykładu można przytoczyć Forresta Gumpa, który jako pierwszy sklejał ze sobą nagrane na potrzeby filmu materiały wraz z archiwalnymi filmami. Na koniec twórcy pozwolili sobie na małą prezentację efektów komputerowych w ramach Iron Mana, które na tamtą chwilę robiły niemałe wrażenie, a wiemy też jak istotnym filmem jest dzieło Jona Favreau, bowiem to od niego rozpoczęło się MCU. Co zaś istotne, napomknięto już po raz kolejny na technologię znaną jako StageCraft, stworzoną pod serial The Mandalorian, a także wykorzystywaną w kolejnych gwiezdnowojennych produkcjach po dziś dzień (z małym wyjątkiem w postaci Andora).
Kasdan wręcz trzyma nas, widzów, w napięciu przez cały czas, pomimo że większość z przytoczonych w serialu faktów już było nieraz mówionych, dla przykładu w filmie dokumentalnym Empire of Dreams, czy w samych dodatkach do fizycznych wydań filmów. Mimo tego wiele z nich dalej pozostaje nieznanych dla pewnej części widowni, jak chociażby ogromne niezadowolenie George’a Lucasa z prac Johna Dykstra’y, w jeszcze malutkim garażu w Van Nuys, nad efektami do Gwiezdnych wojen, gdzie reżyser był w stanie wykorzystać zaledwie trzy lub cztery nagrane ujęcia. To zdaje się napomykać dopiero jego biografia pod tytułem Gwiezdne wojny i reszta życia. Ten fakt z kolei skłócił ich obu na długie lata. Dykstra odszedł, dając nam pierwszego Battlestara Galacticę.
Z tego wszystkiego scenarzysta Imperium tworzy dzieło bardzo osobiste i wyjątkowe, nadające pewnej głębi, ukazujące ogrom problemów w tworzeniu wizualnej magii. Jeśli lubicie poznawać zakulisowe fakty, tak jak ja, to powinniście już dawno włączyć Disney+ właśnie na karcie z serialem Light & Magic. Wiedza ta was albo ubogaci, albo wręcz przeciwnie, dając mocny obraz wpływów przytoczonej wytwórni na branżę filmową. Oczywiście ILM nie robiło efektów do każdego, przełomowego filmu, dla przykładu chociażby Władca Pierścieni czy Harry Potter. Bez wątpienia jednak to na nie prace magików z Light & Magic wpłynęły bezpośrednio, pokazując nowatorskie techniki przenoszenia wyobraźni reżysera na kinowy ekran. Dokument pokazuje, że branża filmowa pomimo wielu problemów na drodze ku ukończonemu obrazowi, potrafi być wielką przyjemnością i nieograniczoną zabawą.