Ikar Hollywoodu – M. Night Shyamalan. Retrospektywa

Stanisław Sobczyk23 stycznia 2023 13:00
Ikar Hollywoodu – M. Night Shyamalan. Retrospektywa

Kiedy zaczynał kręcić filmy, nazywano go nowym Spielbergiem. Już kilka lat później uchodził raczej za kolejnego Eda Wooda i jednego z najgorszych reżyserów działających w Hollywood. Jego obecna twórczość dzieli widzów: ma zarówno miłośników, jak i zatwardziałych krytyków. Kręcił zarówno małe, tanie horrory, jak i wielkie blockbustery. Nawet ci, którzy nie przepadają za jego twórczością, muszą przyznać, że taka kariera – pełna wzlotów i upadków, jest absolutnie fascynująca.

Nowy Spielberg

Gdyby dzisiaj ktoś nazwał Shyamalana kolejnym Stevenem Spielbergiem, prawdopodobnie musiałby się mierzyć z łatką szaleńca. Jednak na początku XXI wieku przydomek ten przylgnął do filmowca i nikogo raczej nie szokował. Do czasu Osady (2004) Shyamalana uznawano za bardzo utalentowanego, dobrze prosperującego twórcę, który zawsze gwarantuje solidny poziom.

Dwa pierwsze produkcje reżysera przeszły kompletnie bez echa. Praying With Anger (1992) – półamatorski komediodramat, w której główny bohater (odgrywany przez samego reżysera) wraca do Indii na wymianę studencką – nie zdobyła szczególnej popularności. Podobnie było z komedią Dziadek i ja (1998), która zebrała raczej kiepskie recenzje. Natomiast z tą pierwszą produkcją wiąże się ciekawa historia. Według reżysera, który przy kręceniu Praying With Anger miał zaledwie 21 lat, ktoś powiedział mu, że ma podobny styl pracy co Steven Spielberg. Mimo to prawdziwy sukces miał czekać Shyamalan wraz z końcem XX wieku i jego pierwszym, poważniejszym thrillerem.

Szósty zmysł trafił do amerykańskich kin w sierpniu 1999 roku i z miejsca został krytycznym oraz finansowym przebojem. Przy budżecie około 50 milionów dolarów, film zarobił aż 672 milionów. Kolejny film Shyamalana – Niezniszczalny – wszedł na ekrany rok później (w listopadzie 2000 roku) i także okazał się dużym sukcesem. Podobnie było ze Znakami (2002), które były najbardziej widowiskowym z pierwszych filmów reżysera. Te trzy produkcje przypadły do gustu widzom i krytykom, utwierdzając tylko wszystkich w przekonaniu, że Shyamalan jest utalentowanym twórcą.

Wydaje się, że to, co zrobiło na widzach tak ogromne wrażenie to dobre budowanie napięcia oraz widowiskowe twisty, które szybko stały się znakiem rozpoznawczym reżysera. Szósty zmysł, Niezniszczalny i Znaki realizacyjnie stały na wysokim poziomie i były bardzo dobrze wyreżyserowane. Mogło to robić szczególne wrażenie, biorąc pod uwagę, że na początku XX wieku M. Night Shyamalan miał zaledwie 30 lat i niewielkie doświadczenie w kręceniu filmów. Wszystkie z pierwszych filmów reżysera cechowały kreatywne, długie ujęcia, nieoczywiste wykorzystanie dźwięku i konsekwentnie budowana tajemnicę. Naprawdę znaczące w kontekście twórczości reżysera jest wykorzystanie kolorów. Czerwony zwiastujący śmierć w Szóstym zmyśle albo charakterystyczny dla postaci Elijah Glassa fiolet w Niezniszczalnym (ten motyw oczywiście wrócił w jednym z późniejszych filmów reżysera – Glass). Charakterystyczna dla twórczości Shyamalana jest również lekko pretensjonalna symbolika, która z mogła trafić do szerokiej widowni. Twórca nigdy tego nie krył i wielokrotnie opowiadał choćby o wodzie jako symbolu świętości i oczyszczenia, tak znaczącym w wielu jego filmach (przede wszystkim w Znakach i Old).

Nawet osoby, które nie znają dokładnie twórczości M. Night Shyamalana, kojarzą go z charakterystycznymi, szokującymi twistami. Dzisiaj choćby Szósty zmysł bardziej kojarzony jest ze względu na finałowy zwrot akcji, a nie samą fabułę. Nie dziwi, że niektóre twisty robiły wrażenie, ale im więcej Shyamalan kręcił, tym więcej było zwrotów akcji wymuszonych i irytujących. Najlepszym przykładem są Znaki, których finał okazał się ogromnym rozczarowaniem.

Szósty zmysł, Niezniszczalny i Znaki były ogromnymi sukcesami i nie bez powodu zapewniły M. Night Shyamalanowi status nowego Spielberga. Po kilkunastu latach te filmy już trochę się zestarzały i nie wszystkie są tak dobre, jakby się mogło wydawać. Natomiast trzeba je docenić za aspekty techniczne, reżyserię i kreatywność. Po trzech dużych sukcesach, Shyamalan nakręcił Osadę (2004) i okazał się to pierwszy krok w kierunku jego upadku.

fot. Niezniszczalny, reż. M. Night Shyamalan

Upadek

Osada nie była porażką. Film zarobił 250 milionów, ale przy tym zebrał już bardzo mieszane recenzje od krytyków. Nie da się ukryć, że produkcja ma swoje problemy (choćby kiczowaty wątek romantyczny), ale nadal jest bardzo dobrze nakręcona, w nieoczywisty sposób wykorzystuje kolory (symbolika żółci i czerwieni) i potrafi budować napięcie. Niestety tak pozytywnych rzeczy nie można już powiedzieć o kolejnych filmach Shyamalana.

Latem 2006 roku do kin weszła Kobieta w błękitnej wodzie, czyli prawdopodobnie jeden z najgorzej przyjętych i najdziwniejszych filmów Shyamalana. Produkcja miała koszmarny scenariusz, brzydkie CGI i dużo ryzykownych, nieudanych pomysłów. Nie było charakterystycznego dla reżysera twistu, jakiegokolwiek napięcia czy nawet solidnej strony realizacyjnej. Najgorsze jednak było to, jak bardzo w Kobiecie w błękitnej wodzie czuć było ego Shyamalana. Jeden z wątków filmu w całości jest szyderczym komentarzem na temat krytyków filmowych. Jest to podwójnie ironiczne biorąc pod uwagę, że to właśnie krytycy nieprzychylnie wypowiadali się o poprzednim filmie reżysera, co musiało go zaboleć. Shyamalan w samym filmie również wystąpił, i to w jednej z najważniejszych ról drugoplanowych. Jego postać okazała się być niedocenionym pisarzem-prorokiem, który swoimi tekstami ma zmienić świat. Widać, że reżyser za bardzo uwierzył w to, że jest nowym Spielbergiem, a wszystko co nakręci, będzie wybitne. To myślenie zemściło się na nim bardzo szybko.

Kolejne projekty M. Night Shyamalana nie zebrały dużo lepszych recenzji niż Kobieta w błękitnej wodzie. Zdarzenie (2008) było koszmarnie nijakie i zdradzało główny twist w połowie, Ostatni Władca Wiatru (2010) uchodzi za tragiczną adaptację i najgorszy film reżysera, a 1000 lat po Ziemi (2013) uznano za okropnie generyczne, nudne science fiction. We wszystkich tych produkcjach brakuje sensownej historii i reżyserskiego talentu, który przecież było widać w Szóstym zmyśle czy Niezniszczalnym. Wszystkie te filmy nie tylko zebrały koszmarnie złe recenzje, ale i okazały się spektakularnymi, finansowymi porażkami. Zdarzenie kosztowało 60 milionów i zarobiło 64. Ostatni Władca Wiatru przy budżecie 150 milionów, zarobił tylko 131. Najgorzej natomiast wypadło 1000 lat po Ziemi, które kosztowało aż 130 milionów, a zarobiło ledwie 60! Wykładanie pieniędzy na filmy, które zbierają koszmarne recenzje od widzów oraz krytyków i ponoszą gigantyczne straty nie ma żadnego sensu z biznesowego punktu widzenia. Nic dziwnego, że Paramount, Fox czy Sony, z którymi Shyamalan pracował nie chciały dłużej wykładać pieniędzy na jego filmy.

W niecałe 10 lat M. Night Shyamalan przeszedł drogę od bycia nowym Spielbergiem do zostania żartem. Z każdym kolejnym filmem, reżyser utwierdzał widownię w przekonaniu, że nie radzi już sobie z tworzeniem kina. Żenujące twisty, niezamierzenie śmieszne sceny oraz słabe sceny akcji. Powodów tego upadku z pewnością jest kilka. Po pierwsze ego reżysera. Shyamalan za bardzo uwierzył w swoje umiejętności i widział siebie jako niezrozumianego przez krytyków wizjonera, co szczególnie dobrze było widać w Kobiecie w błękitnej wodzie. Po drugie reżyser ewidentnie nie poradził sobie z wyższymi budżetami. Jego pierwsze, tańsze filmy były realizacyjnie dużo lepsze oraz bardziej dopracowane, a te droższe wyglądały okropnie generycznie. Wszystko to spowodowało, że mało kto brał Shyamalana na poważnie. Kiedy wszystko wydawało się już stracone, na horyzoncie pojawił się jednak Blumhouse.

fot. Kobieta w błękitnej wodzie, reż. M. Night Shyamalan, dystrybucja Warner Bros

Powrót?

Drugą szansę Shyamalanowi postanowił dać Blumhouse, studio kręcące przede wszystkim mniejsze horrory. Reżyser nie dostawał może dużych pieniędzy na filmy, ale dzięki temu, że mógł kręcić mniejsze rzeczy, wrócił w pewnym stopniu do korzeni. W 2015 do kin weszła Wizyta, czyli skromny horror typu found & footage kosztujący zaledwie 5 milionów dolarów. Niespodziewanie produkcja zwróciła się z nawiązką zarabiając 60 milionów i zebrała bardzo solidne recenzje. Wizyta nie jest może szczególnie zaskakująca, ale ma sporo napięcia, kreatywnie nakręconych scen i bliżej jej do starszych dzieł Shyamalana, a nie jego porażek z lat 2006-2013.

Nic więc dziwnego, że Blumhouse postanowił po raz kolejny wyprodukować film Shyamalana. Tym razem za 9 milionów, reżyser nakręcił thriller Split, który niespodziewanie okazał się być powiązany z Niezniszczalnym. Nie dość, że film zarobił duże pieniądze (138 milionów), to jeszcze zebrał świetne recenzje i bardzo przypadł do gustu masowej publice. Duszna atmosfera, wiszące w powietrzu napięcie i rewelacyjna kreacja Jamesa McAvoya. Widać też, że Shyamalan sporo nauczył się na swoich błędach, bo film nie miał żadnego twistu, co zresztą widzowie także docenili. Split zdecydowanie jest jednym z najciekawszych i najlepszych filmów reżysera, stojąc w jednym szeregu z Szóstym zmysłem oraz Niezniszczalnym.

Shyamalan ewidentnie poczuł się bardzo pewnie po sukcesie Split. Wydawało się, że naprawdę udało mu się wrócić do łask widowni i krytyków. Wkrótce okazało się, że jego kolejnym filmem ma być Glass – zwieńczenie trylogii, na którą składały się jeszcze Niezniszczalny i Split. Niestety Shyamalan wrócił do starych przyzwyczajeń. Glass zebrało naprawdę kiepskie recenzje, miało sporo dziwnych pomysłów i żenujących scen. Wystarczy przypomnieć sobie specyficzny finał filmu, w którym do wielkiej walki dochodzi na podwórku przed szpitalem psychiatrycznym, a jeden z bohaterów ginie utopiony w kałuży. Glass było smutnym przypomnieniem najgorszej ery twórczości Shyamalana i mogło się wydawać brutalnym sprowadzeniem na ziemię dla tych, którzy po Wizycie i Split wierzyli, że reżyser zrozumiał swoje błędy. O ile krytycy nie mieli litości, tak finansowo film był sporym sukcesem i z całą pewnością pozwolił twórcy kręcić kolejne produkcje.

Old, które pojawiło się w kinach latem 2021 roku było zdecydowanie lepsze niż Glass. Film miał całkiem ciekawy koncept, sporo samoświadomości i okazał się niezłą rozrywką. Niestety miał też sporo bolączek i charakterystyczny dla reżysera, okropny twist. Jedni uznali Old za świetny, oryginalny horror, a inni za porażkę w stylu Zdarzenia czy 1000 lat po Ziemi. Z pewnością jednak należy docenić reżysera za to, że nauczony błędami przeszłości, nie próbował kręcić znowu wielkich blockbusterów. Zarówno Old, jak i Pukając do drzwi (tegoroczny film Shyamalana) to raczej mniejsze, kameralne filmy oparte na oryginalnych konceptach, a nie wysokich budżetach.

fot. Split, reż. M. Night Shyamalan, dystrybucja UIP

M. Night Shyamalan zdecydowanie przeszedł bardzo długą i wyboistą drogę. Był na szczycie i na samym dnie, raz będąc nowym Spielbergiem, a raz pośmiewiskiem. Można by go przyrównać do Ikara, który za bardzo wierząc w swoje umiejętności podleciał zbyt blisko słońca i spadł. Natomiast, co chyba najciekawsze w karierze Shyamalana, udało mu się wrócić do łask i zdobyć wielu miłośnikó1) kręcąc mniejsze produkcje. Trudno ocenić, co dalej będzie robił reżyser, ale z całą pewnością będzie kręcił dalej i czymś nas jeszcze zaskoczy.

Kolejny film M. Night Shyamalana – Pukając do drzwi – trafi do kin już 3 lutego.