Dno dna i pajęcze DNA – recenzja filmu „Madame Web”

Filip Grzędowski16 lutego 2024 19:10
Dno dna i pajęcze DNA – recenzja filmu „Madame Web”

Madame Web to najnowszy epizod w superbohaterskim uniwersum Sony. Każdy spodziewał się porażki. Każdy widział, jak tragicznie wyglądają pierwsze zapowiedzi. Każdy słyszał, co o filmie mówi Dakota Johnson. Każdy już także słyszał, że film się, kolokwialnie mówiąc, nie udał. Ale czy rzeczywiście jest tak źle? Czy Madame Web to beznadziejna i wielopoziomowa porażka, której nijak nie da się obronić?

Tak, Madame Web to dno dna i jeden z najgorszych przedstawicieli gatunku w jego całej, dość bogatej historii. Trudno nie odnieść wrażenia, że Sony nie chce zrobić dobrego filmu wokół Spider-Mana i jego świata. Venom, Morbius i Madame Web sugerują, że nie chodzi im o stworzenie czegoś interesującego, zajmującego czy po prostu trzymającego przyzwoity poziom. Zatrudnienie do Madame Web Matta Sazamy i Burka Sharplessa, scenarzystów takich przebojów jak Morbius, Power Rangers czy Bogowie Egiptu dowodzi, że nie chodzi o to, by zrobić film, ale by robić film. Najważniejszy jest proces, najważniejsze jest produkowanie filmów i rozliczanie podatków. Kolejne finansowe wtopy i artystyczne sromotne porażki nie sprawiły, że cokolwiek się zmieniło. Perspektyw także nie ma. Marvel w wykonaniu Sony to zwyczajnie jedna wielka katastrofa.

Madame Web – czy musiało być tak źle?

Najnowszy popis Sony to adaptacja komiksów o kolejnej postaci ze świata Spider-Mana. Tym razem mowa o Madame Web – zdolnej przewidywać przyszłość tajemniczej bohaterce. Całość stanowi dopiero genezę głównej bohaterki i ma ją ustanowić w kontekście całego filmowego świata. Losy Cassandry Webb przecinają się z Ezekielem Simsem, którego polscy fani komiksów Marvela mogą kojarzyć z pierwszego tomu Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, gdzie przedrukowano serię J. Michaela Straczynskiego. Sims podobnie jak Web przewiduje przyszłość, choć nie potrafi swoich wizji w pełni kontrolować. Co jakiś czas nawiedza go senna wizja, w której zostaje zamordowany przez trzy Spider-Woman. Chcąc zapobiec przedwczesnemu pogrzebowi, postanawia odnaleźć nastolatki, które w przyszłości mają stać się jego oprawczyniami. Wtedy jego droga przecina się z nieświadomą zagrożenia ani swoich mocy Cassandrą Webb.

Nie brzmi to tragicznie. Materiał źródłowy pozwalał na dość odważną, choć politycznie poprawną, opowieść o trzech osieroconych kobietach, które łączą siły w starciu z imitującym Spider-Mana przeciwnikiem. Nietrudno sobie wyobrazić, że przy odrobinie scenariopisarskich umiejętności oraz wizualnej odwadze mógłby wyjść z tego przyzwoity film, będący adaptacją komiksu, choć pozbawioną ciężaru łączonego uniwersum. Zamiast tego całość stanowi przydługie origin story Madame Web, w którym scena akcji musi gonić scenę akcji, a co 10 minut musi coś wybuchnąć.

fot. Madame Web, reż. S.J. Clarkson, dyst. United International Pictures Sp z o.o.

To naprawdę tragiczny film, w którym trudno znaleźć coś pozytywnego. Te postacie nikogo nie interesują, sceny akcji są byle jakie, wizualnie poza piękną skórzaną kurtką Dakoty Johnson i niekiedy podbiciem czerwonego kolory nie ma nic ciekawego. Ta historia jest nudna i przewidywalna, a dialogi porażająco mdłe. Nawet na poziomie treści nie kryje się tu nic ciekawego. Szkoda, że filmy superbohaterskie przestały mieć treść. W Madame Web wątek kobiet radzących sobie z utratą rodziny pozostaje tłem, na którym malują się te wszystkie okropności. Ktoś wpadł także na pomysł, by istotną rolę w filmie odgrywała umiejętność przeprowadzenia resuscytacji krążeniowo-oddechowej, ale nawet to wygląda potwornie tandetnie i banalnie. W tym filmie nie ma po prostu nic, to kolejny spisany na straty produkt.

Ta porażająca nijakość co jakiś czas zostaje jednak wzbogacona przez kolosalny i widowiskowy absurd. Nie będę spoilerował tych licznych smaczków, jednak zapewniam, że Ben Parker ma tu większą rolę niż można było się spodziewać. Chociaż gdybym nawet napisał, że Madame Web ratuje rodzącą matkę Petera Parkera poprzez przebicie się przez ścianę teatru rozpędzoną karetką, to i tak nikt by w to nie uwierzył.

Madame Web, ale w sumie to Spider-Man

Nawiązań do Spider-Mana jest niestety bardzo dużo. Scenarzyści obejrzeli chyba jakiś wideoesej o Rianie Johnsonie i odwracaniu oczekiwań, bo czują kolosalną potrzebę zabawy ujawnianiem tego, że w brzuchu tej ciężarnej blondynki jest właśnie Peter Parker. Dialog o odpowiedzialności i mocy zostaje tu poddany monstrualnej transformacji, a żarciki ze strzelania do wujka Bena dobijają do wyższego poziomu żenady.

Osobnym tematem jest tutaj Dakota Johnson, która intencjonalnie stała się symbolem porażki Madame Web. Aktorka w licznych wywiadach i wypowiedziach odcina się od projektu, szydzi z niego oraz wyśmiewa jego kształt. Całość uchodzi jej na sucho, krytycy podkreślają, że nie jest winna tej porażki oraz cytują jej zabawne wywiady promujące film. Istnieją nawet mocno uzasadnione teorie, że podpisując kontrakt, myślała, że będzie częścią Marvel Cinematic Universe. To wszystko bardzo zabawne i urocze, ale dlaczego mamy pomijać w tym rolę Dakoty Johnson? Tak, nie chciała grać w takim filmie, ale w nim zagrała. Dakota Johnson zagrała słabą rolę w tragicznym filmie, ale obrywa się tylko scenarzystom. Nic nie dało się z tych dialogów wycisnąć? Może i tak, ale aktorka w żaden sposób nie próbowała jakkolwiek uratować tego projektu. Choć żarciki niestety przykrywają jej porażkę, to warto zastanowić się, czy rzeczywiście aktorka jest w tym wszystkim „niewinna”.

Madame Web i co dalej?

Superbohaterskie uniwersum Sony jest w tragicznej kondycji. Kolejnym zapowiedzianym filmem jest Kraven Łowca. Trudno nie spodziewać się kolejnej mizernej porażki. Madame Web to także kolejny przykład upadku całego gatunku, którego niedawną świetność tak przecież kochaliśmy. Po seansie tak głębokiej beznadziei trudno spodziewać się, by cokolwiek się poprawiło.