Między dydaktyzmem a formalizmem – recenzja filmu „IO”

Filip Grzędowski10 września 2022 12:00
Między dydaktyzmem a formalizmem – recenzja filmu „IO”

Jak tytułowy osiołek przemierza Europę, tak i film IO nie zatrzymuje się w drodze przez festiwale filmowe. Po canneńskim sukcesie, zgłoszeniu w konkursie do Oscara, pokazach na Nowych Horyzontach oraz w Ińsku (festiwali, które dla was relacjonowaliśmy), przyszedł czas na Gdynię, gdzie najnowszy film reżysera Ręce do góry jest murowanym faworytem.

Pierwsze informacje na temat IO wprawiły w spore niedowierzanie. Wszystko brzmiało bowiem jak projekt przedziwny. Inspirowany arcydziełem Roberta Bressona film o osiołku, w którym gra Isabelle Huppert (pierwsze doniesienia mówiły o Sophii Loren) oraz Jacek i Mateusz Murańscy. Za kamerą Jerzy Skolimowski, którego wczesny dorobek należy traktować w kategorii wybitnych osiągnięć, a ostatnie projekty z 11 minut na czele jako sromotne i nieoglądalne porażki. Aż do canneńskiej premiery trudno było przewidzieć, jak to wszystko wyjdzie. No i wyszło. IO to wspaniała i pełna czułości, zawieszona między dydaktyzmem a formalizmem, opowieść o wyjątkowym stworzeniu. To wielki powrót Jerzego Skolimowskiego.

Za zdjęcia odpowiada Michał Dymek, twórca którego w tym momencie należy już wpisywać do grona najlepszych współczesnych polskich operatorów. Dla szerszej widowni nazwisko to pozostaje zapewne wciąż anonimowe, a to przecież autor rewelacyjnych zdjęć do Supernovy Bartosza Kruhlika, Sweat Magnusa von Horna czy Najpiękniejszych fajerwerk ever Aleksandry Terpińskiej. Nie będzie przesadą powiedzieć, że bez Dymka nie byłoby IO. Połączenie niby impresjonistycznych ujęć, odważnych kolorów z bliskością i naturalistyczną refleksją nad osiołkiem doskonale oddaje intencje Skolimowskiego. Taki operator to skarb, który został perfekcyjnie wykorzystany przez ręce doświadczonego reżysera.

fot. IO, reż. Jerzy Skolimowski, dystrybucja Gutek Film

Jednakże stwierdzenie, że IO to ekologiczny manifest byłoby niedokładne. Owszem, za filmem stoją idee przypominające nawoływanie do troski o zwierzęta. Jednak Skolimowski przez swoją niezmierzoną wrażliwość ucieka do afirmacji natury i spokoju. Reżyser nie szokuje tanim kosztem, wszystkie łopaty z siermiężnym przekazem zostają w szafie. Dla Skolimowskiego ważne jest uczucie, jakim można obdarzyć osiołka.

Ostatnie lata (a właściwie rok) to zresztą wzrost pewnej tendencji do podobnej tematyki. Jako pierwsze do głowy przychodzą rewelacyjna Krowa Andrei Arnold oraz przeceniona Gunda Viktora Kossakovskiy’ego. IO rekompensuje jednak potknięcia obu tych filmów. Czarno-biały eksperyment Kossakovskiy’ego imponował przesłaniem i formą, ale przez brak fabularnej konstrukcji i nieco dyskusyjne rozłożenie sfilmowanego materiału był filmem potwornie nużącym. Krowa Andrei Arnold śledziła natomiast historię jednej krowy (duża w tym zasługa brawurowej operatorki – Magdaleny Kowalczyk). Fabularna konstrukcja filmu Arnold angażowała, ale i tak daleko jej do tak sprawnego konstruowania opowieści jak w przypadku IO. Skolimowski okrasza historię osiołka artystycznym sznytem oraz mnogością wizualnych impresji.

IO to z pewnością jeden z najciekawszych polskich filmów ostatnich lat, a jednocześnie wielki powrót Jerzego Skolimowskiego. Nagroda w Gdyni jest już niemal pewna. Czas kibicować osiołkowi w drodze po oscarową nominację. Film trafi do szerokiej dystrybucji w polskich kinach już 30 września. Jeżeli jeszcze nie widzieliście tej pięknej opowieści, to koniecznie musicie to zmienić. Natomiast jeżeli widzieliście, to idźcie jeszcze raz. Nie pożałujecie. 

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to