Wspominamy nasze najlepsze Nocne Szaleństwa na festiwalu Nowe Horyzonty!

Filip Grzędowski04 czerwca 2024 16:08
Wspominamy nasze najlepsze Nocne Szaleństwa na festiwalu Nowe Horyzonty!

Trudno opisać, po co właściwie jest nam dziś kino. Znacząca część filmowych emocji przeniosła się na kanapę. Kilka przycisków na pilocie czy nawet pobranie jednej aplikacji na telefon umożliwia dostęp do największych i najważniejszych filmów na świecie – często również tych, które zasilają programy festiwali filmowych. To oczywiście truizm, by napisać, że kino potrzebne jest jako miejsce wspólnego odczuwania filmu. Prawdę mówiąc, dziś to już za mało. Sale kinowe stopniowo zaczynają przegrywać technologiczny wyścig ze sprzętem domowym. By kino żyło, potrzebne jest dziś coś więcej niż dobre warunki i repertuar. Tym czymś jest nie tylko wyświechtane pojęcie atmosfery, ale przede wszystkim poczucie niepowtarzalności. Ta nieosiągalna dla kina jednorazowość to jedna z cech Nocnego Szaleństwa – corocznego cyklu szalonych filmów na festiwalu Nowe Horyzonty. Sekcja, którą kochamy całym sercem. Sekcja, która pokazała nam kino na nowo.

Na pewno znacie to uczucie, kiedy jesteście na zajebistym koncercie. Ze sceny migają intensywne kolory, wokół was same znajome twarze, a na scenie odwala się coś, co nie zawsze brzmi dobrze, ale robi niezwykłe wrażenie. Trochę tak jest z Nocnym Szaleństwem. To nie zawsze najlepsze filmy na świecie. To nie zawsze nawet są „filmy”, jednak wspólne przeżywanie tak naprawdę niepowtarzalnego widowiska z pewnością jest stałym elementem X Muzy.

Jasne, być może brzmi to tak dobrze, bo jesteśmy patronem medialnym sekcji. Pewno trochę tak, ale nawet bez tego chętnie będę opowiadał o moich najlepszych festiwalowych przeżyciach. A luźne 90% z nich to właśnie Nocne Szaleństwo. To kino, które pobudza. Kino, które łączy.

Są Nowe Horyzonty. Cały dzień oglądałem filmy o paragwajskim hamaku lub zbieraniu mchu i gotowaniu zupy. Jestem, prawdę mówiąc, nieco zmęczony, ale muszę obejrzeć pięć filmów dziennie (festiwalowa specyfika – nie pytajcie). Na ratunek przybywa Nocne Szaleństwo – seans o 22:00, który będzie nie tylko idealnym odpoczynkiem, ale nowym wydaniem kultury filmowej. Tuż po spocie festiwalowym i tym charakterystycznym przypomnieniu, by wyłączyć telefon, na ekranie pojawi się galeria kolorowych wspaniałości, które znacząco będą odbiegać od filmu o Tildzie Swinton, która słyszy jakieś uderzenia.

Moje ulubione Nocne Szaleństwa to seanse filmów, takich jak Mona Lisa i krwawy księżyc (jak to w ogóle brzmi XD), Wenus w Najkach oraz Kapitan Fagottron zbawia świat (znów, tytuł mówi wszystko). Nie chodzi o same filmy – choć te również są mocne: Mona Lisa to cudownie kiczowata opowieść o anty-superbohaterce, która nazywa się Mona Lisa Lee i ucieka przed policjantem, który łudząco przypomina Darryla z The Office; Wenus w Najkach to bardzo eksperymentalny wideo-esej, który popularne money shot traktuje niemal jak normalne przejście między kolejnymi scenami; a Kapitan Fagottron rzeczywiście zbawia świat, choć scena jedzenia hot dogów była odrobinę przydługa. Nie chodzi jednak tylko o filmy – Nocne Szaleństwo to fantastyczna wspólna zabawa. Odbijające się od ekranu kolorowe światła trafiają na grupę kinofili, którzy może i są trochę snobami, ale udowadniają, że kino potrafi być zajebistą rozrywką.

A jak Nocne Szaleństwo wspominają moi redakcyjni koledzy?

fot. Deerskin, reż. Quentin Dupieux

Moje pierwsze Nowe Horyzonty były w 2019 roku, a co za tym idzie – wtedy również pierwszy raz doświadczyłem Nocnego Szaleństwa. Dla festiwalowego żółtodzioba był to okres eksperymentów i próbowania nowych rzeczy z repertuaru takich wydarzeń. Pierwszym moim seansem w ramach Nocnego Szaleństwa był Deerskin Quentina Dupieux i z dzisiejszej perspektywy wiem, że lepiej nie mogłem rozpocząć mojej przygody z tą sekcją. Światła gasną, zaczyna się film, a woń pewnego napoju unoszącego się w powietrzu wprowadza na salę aurę potrzebnego rozluźnienia po dniu filmowych zmagań. Dla 19-latka, który wówczas pierwszy raz zetknął się z Nowymi Horyzontami było to jakże ogromne, ale i potrzebne zaskoczenie, które złamało to poczucie niepewności, izolacji. Wtedy po raz pierwszy poczułem wyjątkową więź z tym miejscem, ludźmi i festiwalem, razem głośno się śmiejąc, reagując i po prostu przeżywając film o gościu w wypasionej, skórzanej kurtce, który chce zostać filmowcem. I podobnie, jak w świecie piłki nożnej mówi się, że noce z Ligą Mistrzów są magiczne, myślę, że możemy to przerzucić na świat filmowy i pewnie stwierdzić, że noce z Nocnym Szaleństwem są równie piękne oraz pamiętliwe. Człowiek unosi się w wyjątkowym transie z kolegą lub koleżanką obok siedzącą, pełną salą, a po skończeniu czasem daje 3/10 z serduszkiem. Lecz tu ocena nie ma znaczenia, a to serduszko i wspomnienia, które nosi się w sobie przez lata i nie można tego porównać do żadnego innego doświadczenia w trakcie roku.

Filip Mańka

fot. Świnka, reż. Carlota Martínez-Pereda

Nocne Szaleństwo to zawsze niezapomniane seanse, czasem ze względu na wyświetlany film, a czasem ze względu na okoliczności dookoła niego. Wybaczamy Nocnemu Szaleństwu zachowania nieprzystojące na regularnych festiwalowych seansach – choć wciąż wszystko trzyma się w granicach kultury i wspólnego przeżywania X Muzy. Ktoś śmieje się nieproporcjonalnie głośno, kto inny chrapie, a jeszcze inni wchodzą już trochę po rozpoczęciu seansu. I właśnie spóźnienie na jeden z seansów Nocnego Szaleństwa zostanie ze mną na zawsze.

Pamiętam to, jak dziś: 40 stopni w cieniu i seans filmu Świnka, który rozpoczął się dziwnie wcześnie jak na Nocne Szaleństwo, chyba koło 21:30. Przed Świnką razem z Filipem Mańką wróciliśmy do pokoju oddalonego od kina o jakieś trzydzieści minut, aby się trochę odświeżyć. Myślicie, że to kobieta dużo czasu spędza w łazience? Moi drodzy, w takim razie nie widzieliście redaktorów Immersji w akcji! Pielęgnacja redaktorskich twarzy, pach i włosów zaburzyła nam absolutnie upływ czasu i gdy przyszła już pora na wyjście do kina, zorientowaliśmy się, że do seansu zostało 15 minut. Pobiegliśmy więc co sił w stronę oddalonego o pół godziny kina (w 40-stopniowym upale). Wtedy też padło kultowe już w naszym środowisku „Widzowie, nie wyrobimy się, Paweł gdzieś tam w … daleko, kino jeszcze (też) daleko”, a to wszystko w towarzystwie biegnącego na złamanie karku redaktora naczelnego. Ja ze swoimi kilkoma (XD – przyp. FG) dodatkowymi kilogramami faktycznie nie dotrzymałem kroku i byłem „daleko”. Filip dobiegł przed regulaminowymi 15 minutami po rozpoczęciu seansu i ostrzegł fantastyczną oraz niesamowicie pomocną wolontariuszkę, że nadciągam. Dobiegłem, jakieś 20 minut później, niestety odświeżenie, które było przyczynkiem całej sytuacji okazało się już raczej nieaktualne, ale hej, są też pozytywy – przynajmniej film był kiepski. Ale ubawiłem się jak prosię! Warto było biec!

Paweł Szruba

fot. Przygody Iron Pussy, reż. Apichatpong Weerasethakul

Nocne Szaleństwo stanowi dla mnie absolutnie kluczową część każdej edycji Nowych Horyzontów. Oglądanie złożonych arthouse’owych dzieł, czy zapoznawanie się z klasyką kinematografii w ramach retrospektyw potrafi przytłoczyć. Szczególnie, gdy ogląda się pięć filmów dziennie. Dlatego potrzebny jest nam czasem reset. Przypomnienie, że filmy mogą być czymkolwiek, co twórcy sobie wymarzą, a więc także ordynarnymi B-klasówkami, czy też absurdalnymi komediami. Moim ulubionym przykładem z edycji, w których brałem udział, są bez wątpienia Przygody Iron Pussy. Edycja festiwalu z 2021 roku była moim pierwszym pełnoprawnym starciem z wydarzeniem i chciałem wyciągnąć z niego tyle, ile się da, a więc pokusiłem się o eksplorację twórczości Apichatponga Weerasethakula. Po przeżyciu Memorii, Cmentarzu wspaniałości i Wujaszka Boonmee w krótkich odstępach czasowych byłem wrakiem, reagującym na próby wymówienia poprawnie nazwiska reżysera ze zgrozą w sercu. Nagle, w tym wszystkim dochodzi do mnie informacja, że ma on na swoim koncie komedię, która dodatkowo służy za queerową parodię kina szpiegowskiego… Nie potrzebujecie wiedzieć o Iron Pussy nic więcej, po prostu nastawcie się na odkrycie nowego oblicza arcymistrza slow cinema, zbierzcie grupę znajomych i otwórzcie piwo. Nie zawiedziecie się.

Łukasz Mikołajczyk

Tegoroczna edycja mBank Nowe Horyzonty odbędzie się w dniach 18-28 lipca we Wrocławiu. Immersja jest partnerem medialnym sekcji Nocne Szaleństwo. Do zobaczenia w salach kinowych!

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to