Najnowsze dwa odcinki Parszywej zgrai dały nam kolejny ciekawy, lecz poniekąd zmarnowany wątek. Dwuodcinkowiec Konspiracja klonów zakończył się w sposób iście intrygujący, bez wątpienia wpływający na sezon diametralnie. Pokazał zatem ogrom tej historii w dwóch świetnych odcinkach. Tym razem jednak musimy na chwilę znowu odejść od głównego motywu i na chwilę zwolnić.
Dziewiąty i dziesiąty odcinek to kolejny story arc dający historię na jednym, znanym nam schemacie. Bad Batch otrzymują zlecenie od Cid. Wykonując je, na swojej drodze napotykają na pewne komplikacje. Owe zadanie polega na wydobyciu płynnego i niestabilnego minerału o nazwie Ipsium. Lecą ponownie na planetę, której odcinek nie identyfikuje w żaden sposób. Na swojej drodze napotykają lokalnych złodziei, z których jeden kradnie Maraudera, ich frachtowiec, w momencie kiedy ich uwaga zwrócona jest w stronę jaskiń. Sprawia to, że klony muszą odnaleźć swój statek, tudzież alternatywną drogę powrotną.
Omega nie jest w stanie pogodzić się z odejściem Echo i czuje się nieswojo w związku z jego nieobecnością. Niemniej Tech ma inne do tego podejście. Jego nazbyt analityczny umysł nie potrafi zrozumieć podejścia Omegi. Zauważa, że Echo nie był stałym członkiem Oddziału 99, a tak jak Omega, doszedł w trakcie, po misji na Anaxes. To sprawia, że bohaterowie mają między sobą konflikt.
Odcinek idealnie pokazuje na przykładzie Techa społeczne odizolowanie. Nie zdziwię się, jeśli jest on skierowany stricte pod autystów. Tech bowiem swoim zachowaniem to pokazuje. Nie rozumie emocji, które targają Omegą. Jest to zabieg naprawdę świetny, ponieważ dzięki temu mamy więcej scen i odcinków poświęconych Techowi, co mnie osobiście cieszy. W poprzednich recenzjach pisałem, że nie był on zbytnio rozwijaną postacią na etapie pierwszego sezonu. Dzięki takim odcinkom Tech zwyczajnie może mieć nadanej głębi. Niestety z drugiej strony rozumiem go doskonale. Ja sam nie zauważyłem braku Echo, a to z kolei pokazuje, w którym miejscu był on do tej pory. Szkoda, choć dalej nie mogę ocenić rozwoju tego klona w tym sezonie, ponieważ jestem przekonany, że będzie nam jeszcze dane się z nim zobaczyć.
Co jednak mnie z lekka poirytowało to, ponownie, skrótowość wynikająca z metrażu. Scenarzyści ewidentnie na swoją korzyść wykorzystują nie tylko atuty bohaterów, ale także ich wady, skutecznie je uwypuklając. Wystarczyło tylko odwrócenie uwagi Wreckera, aby złodziej ukradł klonom frachtowiec. Oczywiście jest to skrótowiec, bardzo usilnie popychający ten wątek do przodu.
Drugi odcinek zaś pokazuje dalszą część historii, w której mamy do czynienia bezpośrednio z naszym złodziejem. Okazuje się być nim chłopak imieniem Benni. Ukradł on statek Parszywej zgrai, aby wkupić się w łaski swojego szefa. Benni przekazuje mu statek, lecz nie otrzymuje takiej zapłaty, jakiej by chciał, co później ma skłonić go do refleksji. W międzyczasie Omega i Tech ponownie mogą połączyć swoje umiejętności. Odczytują sygnał Gonkiego, przez co klony wyruszają do górniczego miasteczka, gdzie znaleźć mają swój statek. Tam z kolei łączą siły wraz z Bennim, co skądinąd też jest nazbyt sporym zaufaniem od strony Huntera. On dopiero co ukradł oddziałowi statek!
Oba odcinki łączą się w jedną, spójniejszą historię, która niestety nie jest poziomem równa z poprzednim story arkiem. Ponadto jestem rozczarowany tym, jak bardzo trzyma ona opowieść w tych samych ryzach przez cały czas. Poza wyjątkami nie zdarzyło się w tym sezonie zbyt wiele. Zgraja ma misję, wiele problemów w trakcie, z których prędzej czy później wychodzą. I tyle.
Oczywiście dalej czerpię z tego przyjemność, lecz nie pokazuje nam się jeszcze tego, na czym ten sezon powinien stać. Ponadto odcinek dziewiąty w oryginale nazwano Crossing, co jest niestety hakiem, na który udało się twórcom złowić mnie i moją atencję. Ten tytuł wskazuje, że rozwinie wątek trochę wcześniej porzuconego Crosshaira. Ani na chwilę się nie pojawił, a serial aż prosi się o przeciwwagę dla głównych bohaterów. Nie będę już nawet przypominał, że trzeci odcinek tego sezonu pozostaje póki co odcinkiem najlepszym. Jeśli te epizody, które nie traktują o głównych bohaterach, bywają w serialu najbardziej angażującymi, to nie jest to wbrew pozorom dobry znak.