Po weselu – recenzja filmu „Chrzciny”. Ińskie Lato Filmowe 2022

Filip Grzędowski16 sierpnia 2022 13:30
Po weselu – recenzja filmu „Chrzciny”. Ińskie Lato Filmowe 2022

Fabularny debiut Jakuba Skocznia zapowiadany był jako pewien punkt zwrotny w karierze Katarzyny Figury. Kojarzona głównie z odgrywaniem raczej frywolnych bohaterek, Figura zaczęła ostatnio przedstawiać się jako „Katarzyna”, zamiast „Kasia”. Figura dojrzewa i rozpoczyna zwrot ku poważnym i stonowanym rolom (chociaż zagra niedługo w krótkometrażowym filmie o wibratorze, co wydaje się pewną niekonsekwencją dotychczasowych decyzji.) Chrzciny to film dla Figury, to ona jest tu najważniejsza. Jej występ to, niestety, katastrofa. Szkoda, bo film sam w sobie nie jest taki zły.

Debiut Skocznia przez pandemię przeczekał na półce dwa lata. Szerokiej kinowej dystrybucji doczeka się dopiero w listopadzie, ale już teraz można było go obejrzeć, chociażby podczas Ińskiego Lata Filmowego. To komedia obyczajowa, która podejmuje natrętnie i nadmiernie podejmowany temat „podziałów społecznych w kraju”. Tak, Chrzciny to kolejny film o Polakach i o tym, jacy to jesteśmy podzieleni. O tym, że brat da bratu w mordę. O tym, że komuch i solidaruch muszą usiąść podczas rodzinnego święta przy innym stole. W filmie Skocznia w żadnym momencie nie podejmuje tego tematu ciekawie, innowacyjnie, a tym bardziej sprawnie. Całość gdzieś tam przemyka w tle, ale zdaje się finalnie nie obchodzić nawet samego reżysera.

Oprócz tego to także komedia obyczajowa, która rzeczywiście bywa zabawna. Wyjściowy pomysł – ukrywanie przez postać Figury przed rodziną informacji o wprowadzeniu stanu wojennego „by się pogodzili”, zapowiada ciekawą komedię pomyłek. I można się tu uśmiechnąć, a czasami nawet zaśmiać. Ale trudno też mówić tu o kreatywności. To udane kino popularne, które trafi w gusta szerokiej publiki.

Oszczędny w pomysły scenariusz trafił w ręce naprawdę utalentowanych aktorów. Oprócz Figury na ekranie pojawia się Maciej Musiałowski (Sala samobójców: Hejter), Tomasz Schuchardt, Michał Żurawski, Andrzej Konopka i Piotr Włosok (który przechodzi ostatnio pasmo aktorskich sukcesów z Piosenkami o miłości na czele). Obsada robi więc spore wrażenie, a większość z nich wypada całkiem okej. Warto szerzej pochylić się nad Musiałowskim i Figurą.

fot. Chrzciny, reż. Jakub Skoczeń, dystrybucja Galapagos Films

Kariera tego pierwszego to skomplikowana sprawa. Jego rola w filmie Komasy była rozpatrywana raczej w ramach wielkiego sukcesu, tymczasem jego kolejne wybory wydają się zdecydowanie odbiegać od szans na zaprezentowanie się na swoim poziomie. Musiałowski wydaje się zapracowany, ale projekty takie jak nadchodząca tragedia o tytule Kryptonim Polska czy ostatni Polot nasuwają myśl, że aktor rozmienia się na drobne. W Chrzcinach wypada różnie – o ile jego końcowe sceny i druga połowa filmu to interesująca kreacja o śmieszno-gorzkim zabarwieniu, tak początek jest istnym festiwalem żenady i próbowania za bardzo. Sceny tańców i nadmiernej gestykulacji przyprawiają o grymas na twarzy. Nie wiem, czy oglądając Musiałowskiego bardziej skrzywiłem się ja, czy grająca na jednej minie Figura.

Także ze zgrozą na twarzy słuchałem pochwał w stronę Katarzyny Figury na festiwalowym korytarzu. Aktorka wypada doprawdy tragicznie. Poważna Figura nie nadaje żadnej głębi swojej bohaterce. Dosłownie przez cały film towarzyszy jej ten sam grymas na twarzy. Nieważne, czy mówi o tym, że jej mąż nie żyje, czy o tym że zapomniała wyjąć kaszanki z lodówki.

Ale chyba jeszcze gorzej od Figury wypada w tym filmie muzyka. Całość to bodajże mniej niż trzy utwory, które co jakiś czas napadają i dręczą widza, przy okazji nijak nie pasując do emocjonalnego tonu filmu. Jest infantylnie i pusto.

Największym plusem filmu są za to zdjęcia Bartka Cierlicy. Kompozycje kadrów wypełnione chłodną paletą kolorów oraz fascynującą grą światłem zachwycają. Gdyby puścić ten film bez napisów i dźwięku na zagranicznym festiwalu, z pewnością wszyscy pialiby z zachwytu nad jego autorskością. To tym bardziej zaskakujące, że Cierlica do tej pory robił zdjęcia do takich potworów jak adaptacje Blanki Lipińskiej (obie części) czy filmy Macieja Kawulskiego. Chrzciny to jego złoty strzał i wielki sukces. Szczególnie chłodne plenery wypadają przekonująco i pozwalają chociaż na chwilę zapomnieć o tym, jak irytująca jest tu Figura.

Zakończenie filmu to oszczędna puenta, która niczego nie domyka i nikogo nie zadowala. Pod względem treści to raczej nieudany film, ale jego wizualia oczarowują tak bardzo, że trudno się na niego długo gniewać. Nie będzie to zapamiętany projekt. Nie jest to jednak aż taka katastrofa jak ostatnie Wesele Smarzowskiego, jeżeli już szukamy podobnego na poziomie idei tworu. Lepiej obejrzeć jeszcze raz Teściów Jakuba Michalczuka, którzy są lepszą komedią i ciekawszym komentarzem o społecznym zabarwieniu.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to