Pamięć i wspomnienia to tematy wielu filmów, które mieliśmy okazję oglądać w ciągu kilku ostatnich lat. Działanie ludzkiego mózgu i świadomość człowieka pozostają — pomimo ogromnego postępu nauki — równie wielką tajemnicą, co niezbadane zakątki wszechświata.
Nadal więcej mamy pytań i wątpliwości niż odpowiedzi. Nie dziwi więc, że twórcy chętnie sięgają po tematy związane z funkcjonowaniem mózgu i pamięci. Co więcej robią to z zaangażowaniem. Dzięki temu wiele filmów możemy w znacznej mierze uznać za dobre, ciekawe, a przede wszystkim różnorodne. O problemach wywołanych chorobą opowiadał w Ojcu Florian Zeller, dając nam dostęp do świadomości chorego. Wtórował mu Viggo Mortensen z Jeszcze jest czas, gdzie starał się nam pokazać, jak na człowieka zmagającego się z demencją reaguje otoczenie. Zaledwie dwa lata temu wszystkich zachwyciło Aftersun — wyjątkowa, poruszająca podróż w przeszłość, śladem subiektywnych wspomnień skonfrontowanych z chłodnym obiektywizmem kamery. Teraz, wszystkie te motywy zbiegły się w nowym dziele Michela Franco — filmie Pamięć.
Sylvia (Jessica Chastain) to samotna matka. W ciągu dnia pracuje w domu opieki społecznej, wieczorami udziela się na spotkaniach AA. Nie ma jednak żadnych wątpliwości, że centrum jej życia jest córka. To jej poświęca każdą wolną chwilę i na niej koncentruje myśli. Chociaż na pierwszy rzut oka obie świetnie się dogadują, to szybko dowiadujemy się o szczelnym murze otaczającym dziewczynkę, izolującym ją od wszelkich zagrożeń a tym samym od prawdziwego życia. Obok córki ukrywa się też Sylvia. Sytuację zmienia przypadkowo poznany mężczyzna, Saul (Peter Sarsgaard).
Pamięć to bardzo powolny, metodycznie prowadzony obraz procesu leczenia. Podróż w przeszłość, mierzenia się z własnymi demonami i szukania nadziei w tym co leży przed nami.Bez wielkich, krzykliwych scen. Franco stawia na spokojną narrację. Regularnie dystansuje się od przedstawionych wydarzeń, nigdy jednak nie traci empatii i czułości, z jakimi traktuje swoich bohaterów. Zarówno Saul jak i Sylvia są postaciami złożonymi, wielowarstwowymi, których nigdy w pełni nie poznajemy. Ich największe problemy leżą właśnie w tytułowej pamięci. W tym jak postrzegają przeszłość, jaką jej wizję ułożyli sobie w głowie, by móc żyć. Co zrobią, kiedy mroczne wspomnienia ich dogonią i staną się teraźniejszością? Jak poradzą sobie w obliczu konfrontacji z dawnym oprawcą i konieczności ponownego stanięcia we własnej obronie? Bohaterowie okazują się dla siebie wsparciem, którego wcale łatwo nie akceptują, nieustannie walcząc z otaczającym światem, który raz po raz zmusza ich do rozdrapywania ran, o których woleli by nie pamiętać. Wyparcie i zapomnienie nie są jednak możliwe, jeśli Sylvia i Saul chcą znów żyć naprawdę.
W tym krótkim opisie historia zapowiada się pięknie, ale niestety w praktyce Pamięć rozczarowuje. Przede wszystkim wydaje film nie wydaje się być do końca przemyślany i przygotowany. Franco ma ogromny problem z odpowiednim żonglowaniem motywami oraz konsekwentnym prowadzeniem dwutorowej opowieści. Początkowo duży nacisk kładzie na Saula. Kiedy jednak zwraca się ku Sylvii, to o mężczyźnie praktycznie zapomina, przez co cały motyw jego wewnętrznej walki oraz choroby, z którą się mierzy, zostaje zamieciony pod dywan. Demencja Saula szybko staje się jedynie fabularnym narzędziem, które pozwala Franco do inicjowania kolejnych wydarzeń i popychania fabuły do przodu. Robi się to niemalże kuriozalne, gdy przez jeden z takich zabiegów Pamięć zostaje wydłużona o kilkanaście minut. Bez jakiegokolwiek uzasadnienia dla przekazu. Poważny zdrowotny problem mężczyzny zostaje sprowadzony do najlżejszej, najłatwiejszej do zniesienia wersji tej choroby, jaką widziałem na ekranie. To samo w sobie nie jest problemem (należy pamiętać, że mówimy o rzeczach, które przyjmują różnorodne oblicza, a mnie nie jest nawet blisko do miana specjalisty w temacie). Przeszkadza przede wszystkim brak konsekwencji i niejasność prezentowanej wizji. Film faktycznie zyskałby na dodatkowych minutach tyle że w środku historii (żebyśmy mogli pobyć więcej z Saulem), a nie na jej końcu.
Na szczęście silnej i bardzo wiarygodnej chemii pomiędzy bohaterami nie zaburza niedopracowany wątek mężczyzny. Dzieję się tak dzięki grze aktorów. Chastain jest absolutnie fenomenalna, najlepsza od lat, a partnerujący jej Sarsgaard zdecydowanie dotrzymuje jej kroku. Oboje są uroczy, poruszający i przejmujący. Stronią od wielkich gestów i dramatycznej ekspresji. Tworzą role wyciszone, spokojne, przez co niezwykle naturalne. Wynagradzają nam każdą bolączkę scenariusza i reżyserii, których niestety nie brakuj. Franco radzi sobie nieźle, gdy może pokazywać bohaterów wykonujących proste czynności lub spędzających wspólnie czas. Wtedy znakomicie kreśli piękno ulotnych chwil, zwyczajnych gestów. Uśmiechy, delikatne muśnięcia dłonią, niezręczne żarty i wygłupy przy domowych obowiązkach. Te szczere, wspaniale sceny są właśnie siłą Pamięci. Tylko, że…no właśnie. Pamięć jest filmem o najtrudniejszych tematach, porusza m.in. kwestie seksualnego wykorzystania. I gdy Franco do nich dociera, przestaje sobie radzić. Najciekawsze sceny są filmowane bez jakiegokolwiek pomysłu (co pozwala aktorom zabłysnąć, wykazać się inwencją, ale jednocześnie odsłania wszystkie problemy ze scenariuszem). Nagle, bohaterowie do tej pory naturalni zaczynają wypowiadać niezręczne, odpychające frazy (absurdalny moment z siostrzeńcami Sylvi), a motywacje bohaterów i konsekwencje ich działań zaczynają się twórcy kompletnie mieszać.
Franco próbuje stworzyć pocieszającą opowieść, która widzowi i bohaterom zapewni katharsis. Opowieść, która będzie przy okazji mrocznym psychologicznym dramatem. Niestety i w tej żonglerce nieszczególnie się odnajduje. Za jednym zamachem kręci o parę scen za dużo i za mało, irytuje dopowiadaniem, jednocześnie niedostatecznie zgłębiając ważkie kwestie. Gdy bezpośrednio porusza mroczne sekrety Sylvii, to te, wypowiedziane na głos, zaczynają — jak demencja Saula — do złudzenia przypominać jedynie narzędzia i sztuczki mające zawiązać konkretną sytuacje. W paru momentach czuć też, że nawet jeśli Franco umie coś powiedzieć to już nieszczególnie pokazać (problem Sylvii z samym zbliżeniem seksualnym).
Problemy Pamięci nie przytłaczają, nie ma w niej także błędów kardynalnych. Wszystkie można produkcji wybaczyć, tym bardzie, że wiele potknięć i niedociągnięć uświadamiamy sobie dopiero po seansie. Najlepszym podsumowaniem tego filmu jest słowo niedosyt. Widać wielki potencjał, który w Pamięci drzemał. Niektóre tropy i pomysły są naprawdę rewelacyjne, a główny aktorski duet uniósłby każdy film. Niestety, gdy wszystkie wątki i nici spróbujemy połączyć w całość, by utkać spójny obraz, wszystko przestaje funkcjonować, tkanina zaczyna się rozchodzić, słabsze nitki pękają.
Pamięć jest jednak udanym zaproszeniem do dyskusji nad wieloma tematami. Przekonująco pokazuje, że zawsze jest nadzieja. Że lepsze jutro nie jest jedynie złudną historyjką, frazesem reklamowym, a rzeczywistością, która bez względu na to jak by się odległa nie wydawała, jest w naszym zasięgu. Przypomina, że drzwi nowego życia otworzyć nam może, przede wszystkim, drugi człowiek. Bez względu na to jak bardzo byśmy o siebie nie dbali, jak wielkiego nacisku na samorozwój byśmy nie położyli, bez drugiego człowieka jesteśmy niczym. Franco idzie w opozycji do idei – jakże ostatnio popularnej – że uzdrowienie można odnaleźć tylko w skupieniu się na sobie. Reżyser wierzy w miłość, wierzy w empatię i nieocenione znaczenie dotyku ciała drugiej osoby i to za te szczere, piękne intencje trzeba go docenić.
Pamięć na ekrany polskich kin wejdzie 22 marca dzięki Galapagos Films. Światową premierę obraz miał na Festiwalu w Wenecji.