W 2017 roku krótkometrażowy Fanatyk w reżyserii Michała Tylki jako pierwszy polski film w historii podjął się nieoczywistego zadania zekranizowania internetowej copypasty. To w nim poznaliśmy Kubę i jego ojca Andrzeja, fanatyka wędkarstwa, którego obsesja na punkcie ryb – i złowieszczego Polskiego Związku Wędkarskiego – wyniszczała rodzinę od środka. Po ośmiu latach Tylka wraca do zaadaptowanego przez siebie mikro-uniwersum, tym razem w formie pełnometrażowego debiutu. W filmie Wujek Foliarz Kuba (Mikołaj Kubacki) zostaje porwany przez tytułowego bohatera (Adam Woronowicz), by pomóc mu w odkryciu spisku władz w Słupczynie. Czy za drugim razem (i to w dłuższym formacie) udało się przekuć magię past na język kina?
W DNA prawie każdej pasty leży jej prostota. Już sama nazwa tego gatunku literackiego, copypasta, wskazuje na to, jakie zadanie ma spełniać: być kopiowana (copy) i wklejana (paste), gdzie tylko popadnie. Od momentu narodzin na niszowych internetowych forach nadrzędnym celem twórcy pasty było napisanie jej w sposób dający możliwie najbardziej wirusowy potencja. Toteż pasta idealna była zwykle krótka oraz wypchana po brzegi humorem zrozumiałym i trafiającym jednocześnie do stałego bywalca Karaczana, jak i do cioci na Facebooku. Nie wydaje się więc, że to format wdzięczny do realizacji w formie pełnoprawnej, filmowej narracji. Bohater pasty to zwykle bezimienny i pozbawiony twarzy anonim, a pod względem prowadzonej historii często przypomina raczej okrutny limeryk niż klasyczną prozę. Tylka był świadomy wszystkich tych ograniczeń już przy realizacji Fanatyka. Nazwał więc zarówno swojego głównego bohatera, jak i jego starego, ale mimo szlachetnych prób forma udramatyzowania legendarnej pasty o fanatyku wędkarstwa czasem wydawała się zbyt rozdarta między chęcią oddania hołdu swoim internetowym korzeniom, a stworzeniu pełnoprawnej historii dla szerokiej widowni.
Wujek Foliarz nie powtarza już tego błędu. Kompromis w tym przypadku nie był możliwy: czuć, jakby film nie był do końca dumny ze swojego pastowego rodowodu, a hermetyczny humor internetowy od samego początku wymienia na żarty, z których pośmiać będzie się mogła cała rodzina. Chociaż taka decyzja mogła odbić się rykoszetem, to stanowcze ustandaryzowanie tego, jak Wujek Foliarz podchodzi do materiału źródłowego, wychodzi produkcji na plus. Traktuje go raczej jako luźną inspirację, a nie stelaż własnej ramy narracyjnej, tak jak robił to Fanatyk. To przystępna komedia dla każdego widza, a chociaż reklamuje się jako spin-off Fanatyka, to stoi na własnym nogach i wystrzeliwane jak z karabinu żarty rzeczywiście celnie trafiają.
Tylka jednocześnie nie czyni z tytułowego wujka parodii: łatwo byłoby tu stworzyć z niego przesadzoną hiperbolę i wytykać jej idiotyczne teorie spiskowe palcem. Postać Woronowicza dostaje jednak szansę być człowiekiem z krwi i kości, jednocześnie bez zbędnych ckliwości czy płaczliwej sceny, w której wyjawiłby, że tak naprawdę został foliarzem z poczucia samotności. Wręcz przeciwnie, jego krucjata przeciwko skorumpowanym władzom Słupczyna zdecydowanie nie jest walką jednego człowieka przeciwko całemu światu: towarzysząca mu zgraja tworząca zespół telewizji Prawda TV to dość proste, ale charakterne postacie, spośród których najbardziej wybija się grany przez Andrzeja Grabowskiego Pułkownik. Związany z nim running gag nie nadużywa gościnności i cierpliwości widza, a gdy tylko powraca, to bawi za każdym razem tak samo mocno, a mamroczący Grabowski kradnie praktycznie każdą scenę, w której się odzywa. Nieco gorzej wypada Katarzyna Figura w roli oświeconej ezoteryczki i wcielający się w typowego młodego od zadań specjalnych Michał Sikorski, ale trudno nie być przyćmionym przez Pułkownika nucącego po hiszpańsku komunistyczne przyśpiewki.
Przeczytaj też: „Balladyna” w konwencji gotyckiego horroru od Jana Komasy
Zaskakująco mało w Wujku Foliarzu jest cóż, foliarstwa. Oprócz wyposażonego odpowiednio schronu gotowego na moment, gdy to wszystkie pie*dolnie, to Tylka powstrzymuje się przed uczynieniem tytułowej postaci fanem choćby i najbardziej popularnych teorii spiskowych. Ba, wujek w swoich teoretycznie oderwanych od rzeczywistości pomysłach koniec końców ma rację, bo szybko okazuje się, że władze Słupczyna rzeczywiście mają swoje za uszami, co zresztą raz za razem sprawia, że Kuba rezygnuje z prób ucieczki od swojego wuja na rzecz pomocy w ujawnieniu knowań lokalnych urzędników. Z jednej strony można się na tym nieco zawieść, z drugiej, ponownie, byłaby to ekspresowa droga do skrętu w zmienienie postaci Woronowicza w karykaturę. Wujek Foliarz odcina się od tej mniej zabawnej, a bardziej w przykry sposób niebezpiecznej twarzy spiskowości, tej, która w polskiej popkulturze kojarzona jest z wojskowym beretem na głowie, zamiast tego trzymając się w bezpiecznym, być może nieco zbyt bezpiecznym, rejonie, w którym spiskowanie to raczej zabawa dla poczciwie dziwacznych indywiduów.
Podobnie jak Tylka po latach powrócił do świata zapalonych wędkarzy i ekscentrycznego wujostwa, tak też Mikołaj Kubacki ponownie wciela się w Kubęz – zblazowanego dwudziestokilkulatka, tym razem jednak o wiele innego niż ten, którego poznaliśmy w Fanatyku. Tam, zgodnie z pastowym oryginałem, miał w sobie o wiele więcej z neurotycznego piwniczaka, tymczasem Kuba w Wujku Foliarzu to bohater zdecydowanie śmielszy i bardziej ludzki, ale wciąż równie zagubiony, co osiem lat temu. Kubacki nadaje mu walorów studenta-stonera, jednocześnie wciskając gaz do dechy, gdy przychodzi pora na komediowe wygibasy i krzyki, co z jednej strony kontrastuje, a z drugiej dobrze dopełnia się z nieco spokojniejszym występem Woronowicza. Chociaż światła reflektorów zawsze są na wujku, gdy tylko ten wkracza na scenę, to Kubacki nie daje za wygraną i wyciska z siebie, ile może, by Kuba zasłużył sobie na miano głównego bohatera. Droga, którą przechodzi w filmie nie należy do szczególnie odkrywczych, ale poprowadzona jest na tyle sprawnie – łącznie z naprawdę uroczym i szczerym romansem z miłością lat dziecięcych, Gosią (Kamila Urzędowska) – że nie sposób mu nie kibicować.
Wujek Foliarz wypada najlepiej, gdy zamiast odpinać wrotki stawia na większą metodyczność. Tempo od pierwszej sceny nie zwalnia ani na chwilę, ale od tego ciągłego skakania od jednej obłąkanej sceny do kolejnej łatwo jest złapać zadyszkę. Kiedy więc film rezygnuje tymczasowo z zalewania nas bodźcami na rzecz bardziej przemyślanych i lepiej skonstruowanych scen komediowych, jak choćby rozwiązanie głównej intrygi z pomocą pewnego bohatera-niespodzianki, śmiechy na sali kinowej były najgłośniejsze. Wyważenie humoru nierzadko cierpi przez montaż, bo często miało się poczucie, jakby sceny urywały się o kilka sekund za wcześnie, zbyt mocno śpiesząc się do wrzucenia widza w kolejny pokręcony scenariusz.
Na tym formalne bolączki Wujka Foliarza się nie kończą, bo chociaż Tylka ewidentnie ma klarowną wizję reżyserską, to czasem wizja ta wydaje się wygrywać nad sensem samej sceny. Kamera kręci się jak karuzela wokół bohaterów, podskakuje, najeżdza i odjeżdża, ale cały ten wizualny blichtr bardziej dokłada się do wspomnianego wcześniej przebodźcowania i filmowej kakofonii, aniżeli wynosi całość do wyższej rangi. Bywały też momenty, gdzie ostrość w ujęciu wołała o pomstę do nieba, przez co Wujek Foliarz wahał się gdzieś między wyglądaniem cholernie dobrze, wręcz o kilka poziomów wyżej, niż to, do czego przyzwyczaił nas standard polskiej komedii, a wywoływaniem u widza bólu głowy. Dużo serca i pieczołowitości włożono jednak w uczynienie Słupczyna żywym ekosystemem – wyrazy uznania należą się odpowiedzialnej za scenografię Aleksandrze Klemens, która dołożyła wszelkich starań, by każde pomieszczenie, każdy skrawek bunkra wujka, każda obdarta reklama na osiedlowym sklepiku przenosiły nas do świata wiecznych letnich wakacji w małej miejscowości. Wykreowana w ten sposób hiperrzeczywistość, z jednej strony namacalna, z drugiej jakby wyjęta z czasu, doskonale współgrała z co bardziej kampowymi momentami, w których film pozwalał sobie na nienachalne mrugnięcia okiem do widowni.
Do ideału Wujkowi Foliarzowi brakuje, ale takich debiutów – i takiego kina gatunkowego – przyda się polskiemu światu filmowemu jak najwięcej. Nie da się Tylce odmówić kompetencji, a wypchana po brzegi talentami obsada wkłada w tę produkcję równie dużo serca, co reszta twórców, serwując na srebrnej tacy komedię świadomą i dumną z tego, czym jest. Nie sposób powiedzieć, czy i w jakiej formie Tylka i Kubacki zamierzają w przyszłości powrócić do swojego quasi-pastowego uniwersum, ale jego pierwsze pełnometrażowe rozwinięcie śmiało można uznać za udane.
Wujek Foliarz trafi na ekrany polskich kin 14 marca.