Rian Johnson. To imię i nazwisko mówi wszystko. Gwiezdne wojny: Ostatnie Jedi to przecież najlepszy film w historii Gwiezdnych wojen. Rok później oczarował świat jeszcze bardziej – tchnął drugie życie w kryminały z podgatunku whodunnit za sprawą cudownego, świeżego i przewrotnego Knives Out. Nic dziwnego, że co do kontynuacji oczekiwania były naprawdę gargantuiczne, a obawy… chyba jeszcze większe. Tym razem za filmem stoi przecież Netflix, a pierwszym źródłem dystrybucji jest platforma streamingowa. Z perspektywy czasu obawy można wsadzić między bajki. To się udało – Glass Onion: A Knives Out Mystery to film znakomity.
Na ekrany wraca ukochany Benoit Blanc (Daniel Craig), który wraz z kilkoma innymi barwnymi postaciami zostaje zaproszony przez Milesa Brona (ekscentrycznego multimilionera, w którego wciela się rewelacyjny Edward Norton) na weekendowy wypad na grecką wyspę. Rozpoczyna się gra inscenizowana na zabójstwo Brona i jak to w whodunnit bywa – w końcu ktoś ginie naprawdę.
Film, podobnie jak pierwsza część, niesie za sobą komentarz społeczny podany w nadzwyczaj zabawny i inteligentny sposób. Johnson już nie tylko wyśmiewa i krytykuje klasy społeczne, ale bezpardonowo śmieje się ze wszystkich. Przez ekran przewijają się choćby barwne kpiny na temat Elona Muska. To nie wszystko – Rian Johnson posypuje swoją zagadkową układankę komentarzem do woke culture. Nie brakuje też mrugnięć okiem w kierunku szczepionek oraz idiotów, którzy negują ich słuszność. A wszystko to podane w ogromnie błyskotliwych pokładach absurdu. Rian Johnson jak nikt inny potrafi poprzez przerysowanie nadać postaciom głębi.
Najlepszym elementem pierwszej części Na noże był świetnie napisany i zaskakujący scenariusz. W przypadku Glass Onion oczywiście nie jest inaczej. A może jest i trochę lepiej! Intryga jest budowana bardzo konsekwentnie i w nieoczywisty sposób. Fabuła i zagadka to misternie utkana sieć relacji, która sprawia, że nie da się przejść obok tych wydarzeń obojętnie. Glass Onion to film o wiele bardziej rozrywkowy niż pierwsza część. Nie chodzi jednak o sceny akcji, bo tych jest naprawdę niewiele. To humor pełni tu rolę przewodnią – balansuje na granicy inteligenckiego wywodu i absurdu. To wszystko działa tak dobrze!
W najnowszym filmie Riana Johnsona trudno też znaleźć niepotrzebną scenę, dzięki czemu tempo filmu jest fenomenalne. Film angażuje od pierwszej sekundy i nie ma ani chwili na wzięcie oddechu pomiędzy salwami śmiechu. Duża w tym rola dynamicznego montażu, który umiejętnie odwraca uwagę widza od najważniejszych poszlak. Również pod kątem wizualnym film miewa prześliczne oraz ciekawe sceny.
Aktorsko także jest lepiej niż w pierwszej części. Craig jest jeszcze lepszy, znakomicie bawi się postacią Blanca. Wydaje się, że pokochał tego ekscentrycznego detektywa miłością bezwarunkową. Edward Norton z kolei jest bardzo nieoczywisty. Małym zawodem jest za to Kathryn Hanh – wypada chyba najbardziej przezroczyście na tle takiej obsady.
Poza oczywistym porównaniem z Knives Out trudno też uniknąć porównań z prozą Agathy Christie oraz jej adaptacjami. Każda okazja do pastwienia się nad Kennethem Branaghiem jest przecież dobra. Glass Onion jest oczywiście o niebo lepsze od wypierdków z Herculesem Poirotem. To jakby porównać Ligę Mistrzów do Okręgowej Ligii Bytomia.
Podsumowując — Glass Onion jest znakomitym filmem. Idealny w swojej konstrukcji, eksploatujący podgatunek whodunnit do cna. To zdecydowanie lepiej napisana historia niż pierwsze Knives Out. Johnson wnosi pokłady świeżości i operuje absurdem tak zręcznie, jak niegdyś Mrożek. Glass Onion to film, który wszystko robi więcej, mocniej i lepiej od poprzednika.
10/10
Film zadebiutuje na Netflixie 23 grudnia