Ósmy dzień na festiwalu na papierze wydawał się najmocniejszy. To między innymi najnowszy projekt Seana Bakera, twórcy fantastycznego Red Rocket, pod tytułem Anora oraz oczywiście najnowszy film od włoskiego mistrza — Paolo Sorrentino. Jak wyszło w praktyce? Przekonajcie się o tym z naszej relacji.
W pierwszej połowie piękny sen i teledyskowe życie z bajki, a w drugiej brutalne zderzenie z rzeczywistością. Anora to amerykański Kopciuszek oraz kolejny świetny film Seana Bakera. To błyskotliwa, przewrotna, perfekcyjnie łącząca humor z dramatem opowieść. Najjaśniejszym punktem okazuje się fantastycznie napisana i zagrana (Mikey Madison to aktorskie odkrycie roku) protagonistka, walcząca o to, aby nie stracić świeżo zdobytego statusu księżniczki.
Stanisław Sobczyk
Anora to wspaniałe kino! Śliczne, świetnie napisane, z cudowną, zniuansowaną i charakterną główną bohaterką, a także humorem trafiającym w punkt czy świetnym tempem, gdzie w ogóle nie czuć metrażu.
Paweł Szruba
Początek tego filmu nie zapowiada tak odjechanej historii. Nic nie przygotowuje widza na to, że po 20 minutach porwie go rwący nurt niekończącego się rave’u. Spodziewałem się smutnej, bakerowskiej opowieści o kopciuszku, a otrzymałem najlepszą komedię ostatnich lat, która swoim absurdem rozbawiła mnie do łez. Duet Igora i Anory to jedna z najlepszych rzeczy, jakie ostatnio widziałem w kinie.
Paweł Krajewski
Baker zrobił przezabawną komedię, która i tak potrafi złapać za serducho. Złote dialogi, genialna chemia między aktorami, a do tego nienachalny komentarz społeczny. Reżyser ewoluuje, zmienia się i wychodzi mu to fenomenalnie. Czekam z wypiekami na twarzy na kolejne projekty.
Łukasz Mikołajczyk
Niezwykle przykro patrzy mi się na to, jak Paolo Sorrentino, twórca tak wyrazisty i pomysłowy, kręci film, który wygląda jak marna kopia jego poprzednich dzieł. Parthenope to absolutny chaos, zbiór topornie podanych metafor i losowo powrzucanych motywów, które były zgłębione znacznie lepiej i konsekwentniej we wcześniejszych filmach reżysera. Oczywiście dalej wygląda to ślicznie, niektóre sceny w oderwaniu od całości mi się podobają, ale to wszystko to dalej artystyczna porażka, projekt cynicznie nastawiony na festiwalowy sukces.
Stanisław Sobczyk
Koszmar, tortury, męczarnia. Parthenope to kolejny taki sam film Sorrentino, więc fani reżysera powinni być zadowoleni. Nudne, nie angażujące śpiulkogenne pieprzenie starego dziada i co z tego, że miejscami atrakcyjne formalnie, jak oglądanie tego w moim przypadku zakrawa o masochizm. Wytrzymałem ponad 1,5h, przysnąłem 6 razy. Nie dałem rady i nie mam zamiaru już nigdy nawet próbować podchodzić do tego włoskiego cynika.
Paweł Szruba
Chyba największy, obok nowego Cronenberga, zawód na tym festiwalu. Sorrentino stworzył poetycką opowieść o Neapolu z milionem połączonych ze sobą metafor, której niektóre elementy zostają podane topornie widzowi na tacy, a inne rozszyfrować może jedynie on sam. Nie ma nic pomiędzy. Gubi się w swojej miłości do tego miasta, tworząc piękną wizualnie pustkę. Bo tym właśnie jest ten film, pustym pięknem.
Paweł Krajewski
Kolejny na festiwalu upadek wielkiego mistrza. Sorrentino chyba za dużo nasłuchał się, jaki to on wybitny i postanowił wystawić sam sobie pomnik za życia, poprzez stworzenie obrazu, który zawrze w sobie absolutnie każdy motyw, nad którym pochylił się w karierze. W efekcie dostajemy niestety film śliczny wizualnie, ale płytki, przebrzmiały, chaotyczny i okropnie toporny.
Łukasz Mikołajczyk
Dawno nie widziałem filmu, który byłby tak skrajnie niezainteresowany swoimi bohaterami. Jia Zhang-ke zabiera nas w podróż po Chinach początku wieku, w których bieda miesza się z kiczowatą muzyką i obskurnymi klubami. Dużo tu scen ładnych, mało fabuły, a nawet te udane elementy są powtórką po Nawet góry przeminą, gdzie reżyser ogrywał je lepiej.
Stanisław Sobczyk
Mistrz upada. Ciekawe na papierze koncepty i motywy znikają pod toną nudy, drewna oraz nijakości. 2 godziny czuć jak co najmniej 20, a najgorsze w tym to, że i tak akcja całości zostaje nam na wszelki wypadek streszczona w ciągu 3 linijek tekstu 10 minut przed super niesatysfakcjonującym zakończeniem.
Łukasz Mikołajczyk
Fajnie ukazane tworzenie się monstrum znanego jako Donald Trump, ale całościowo nie powala. Bardzo dobre kreacje aktorskie i świetna stylizacja na lata 70.
Łukasz Mikołajczyk
Sam pomysł na pokazanie próby odnalezienia swojej tożsamości i odcięcia się od tego (choć nie zapomnieniu), kim byli twoi rodzice, jest świetny. Jednak wydaje się, że kreatywności wystarczyło twórcom jedynie na pierwsze 20 minut filmu. Później dostajemy żmudną, dość nudną telenowelę, która może ma parę ładnych scen, ale nie potrafi zbudować satysfakcjonującego zakończenia. Na dokładkę dostajemy dość przestrzelone nawiązania do arcydzieł Felliniego.
Paweł Krajewski
Agresywnie nijaki i toporny. Pierwsze wyjście w trakcie projekcji na festiwalu i oby ostatnie.
Łukasz Mikołajczyk
I, the Executioner, czy po prostu Veteran 2 jest mieszanką wszystkiego, co najlepsze w azjatyckim kinie akcji. Film jest wciągający od początku do końca, tempo jest zawrotne, a sceny akcji satysfakcjonują swoją brutalnością. Choreografia walk i sam pomysł na nie imponują. Są tu sceny, które śmiało mogą być porównywane z najlepszymi z serii John Wick (choć muszę przyznać, że tutaj wykonane są w mniejszej skali). Czasami miałem wrażenie, że mimo wszystko w filmie powinno być więcej właśnie takich scen, ale z drugiej strony to nie może być uznane przeze mnie jako wada.
Paweł Krajewski
Nie zapomnijcie zajrzeć również na nasze inne media społecznościowe, gdzie codziennie wrzucamy w formie wideo różne relacje czy krótkie opinie na temat obejrzanych filmów. Już wkrótce na kanale Immersji na YouTube następne studia z gośćmi oraz vlogi.