Relacja z #Cannes2025: Dzień 5.

Szymon Rogowski18 maja 2025 11:15
Relacja z #Cannes2025: Dzień 5.

Piąty dzień w Cannes to przede wszystkim premiera nowego filmu Lynne Ramsay (Nigdy cię tu nie było). W Die, My Love uznana brytyjska reżyserka zaproponowała widzom wstrząsającą historię o trudach macierzyństwa, rozpadzie związku i zmaganiach z chorobą psychiczną.

Die, My Love, reż. Lynne Ramsay

Stylowy i fluorescencyjny psychothriller o macierzyństwie i depresji poporodowej, umiejętnie łączący surowe, zwierzęce pożądanie z subtelnymi, ukrytymi sensami. Jennifer Lawrence zapewnia znakomitą fizyczną rolę – jej najsilniejszą kreację od lat. Wpadnie pewnie nagroda w Cannes za występ aktorski.

Filip Mańka

O macierzyństwie od innej strony niż zwykle, z bohaterką uwięzioną w codziennym życiu, popadającą w szaleństwo i prezentującą swoją zwierzęcą, nieokiełznaną stronę. „Die, My Love” to przede wszystkim bardzo ciekawy film, imponujący inteligentnie napisanym scenariuszem, piękną formą, mnóstwem symboli i niejednoznacznością z jaką podchodzi do postaci. To też projekt, który nie mógłby się udać bez Jennifer Lawrence, która dała tu najlepszą rolę w całej karierze – dziką, wyrazistą i niepokojącą.

Stanisław Sobczyk

Formalny masterclass, życiówka Jennifer Lawrence i scenariusz, który pozostawia dużą przestrzeń do interpretacji. Chyba będzie pierwszy rewatch podczas na festiwalu w mojej canneńskiej karierze.

Łukasz Mikołajczyk

New Wave, reż. Richard Linklater

Zabawny, ładnie nakręcony i angażujący, ale nigdy nie wychodzący poza ramy prostej laurki wystawionej nowej fali i Jean-Lucowi Godardowi. Głównym problemem „New Wave” jest to, że nie ma nic ciekawego do powiedzenia – to pomysłowa zabawa ze stylistyką, ale nie żaden komentarz na temat kina czy choćby świeże spojrzenie, bo kinofilskość ogranicza się tu do cameo kolejnych, kultowych francuskich reżyserów i obrazków inspirowanych ich twórczością. Natomiast trzeba podkreślić, że film to nadal świetna rozrywka i kolejny już w ostatnich latach dowód na wszechstronność Richarda Linklatera, do tego okraszony fantastyczną obsadą.

Stanisław Sobczyk

The Wave, reż. Sebastián Lelio

Opowiada o feministycznej rewolucji i walce z seksualnymi nadużyciami, ale raczej za pomocą haseł i sloganów zalatujących banałem aniżeli realnych analiz czy próby zrozumienia systemowych problemów. Tak płytkie spojrzenie raczej nie byłoby warte uwagi, gdyby nie świetnie wykorzystana konwencja musicalu, szczególnie w drugiej połowie, w której film zmienia się w nieprzerwaną serię numerów muzycznych z rozbudowaną choreografią. Trudno mi nie doceniać „The Wave” za tak odważne, artystyczne wybory, ale nie ulega wątpliwości, że to ciągle film pełen problemów: za długi, z nudnym pierwszym aktem i niepotrzebnie przeciągniętym finałem.

Stanisław Sobczyk

Mirrors No. 3, reż. Christian Petzold

Skromna, melancholijna historia o radzeniu sobie ze stratą i odbudowywaniu rodzinnych relacji. Po ostatniej, świetnej passie Christiana Petzolda oczekiwałem jednak projektu bardziej rozbudowanego i znaczeniowo ciekawszego niż „Mirrors No. 3”. Film ogląda się przyjemnie, ale trudno zagłębiać się w jakiekolwiek jego aspekty, jest bardzo prosty, a do tego zupełnie niepotrzebnie rozwiązanie fabularne, które dla każdego widza będzie oczywiste od początku, próbuje rozgrywać jako finałowy zwrot akcji.

Stanisław Sobczyk

Renoir, reż. Chie Hayakawa

Śmierć jest momentem wręcz transcendencji dla bliskich, do dzisiaj niepojętym dla człowieka czy tym bardziej dziecka. Stosunkowo ciepły i melancholijny w swojej formie w kontekście poruszonej tematyki, lecz chwyta się zbyt wielu brzytw naraz, przez co brakuje mocniejszego zahaczenia o konkretny wątek. Nudny seans.

Filip Mańka

O próbie poradzenia sobie ze stratą z perspektywy dziecka, które naturalnie nie rozumie jeszcze własnych emocji i skomplikowanego świata dorosłych. „Renoir” to kino czułe, powolne i wyważone, ale cierpiące na nadmiar wątków, których reżyserka wrzuca do historii mnóstwo, większość gubiąc gdzieś po drodze. Przez to przeładowanie film tylko traci, bo gdyby trwał trochę krócej i skupił się w pełni na sytuacji w domu rodzinnym protagonistki, działałby o wiele lepiej.

Stanisław Sobczyk

Opowieść o trudnym godzeniu się ze śmiercią osoby, która odchodzi na naszych oczach. Troszkę nie gra tu reżyseria, ale serduszko w dobrym miejscu.

Łukasz Mikołajczyk

Orwell: 2+2=5, reż. Raoul Peck

Bardzo chciałby być nowym Adamem Curtisem, ale to tylko i aż ładne dopasowanie orwellowskich motywów pod współczesne realia, które trąci liberalnym populizmem oraz dziwnymi zestawieniami (porównanie bombardowania Mariupola do Berlina w 1945???) Przypominajka dla tych, którzy jeszcze jakimś cudem nie wiedzą, co poruszał Orwell i że jego słowa pozostają ponadczasowe.

Filip Mańka

Film z gatunku reżyser: wchodzi na mównicę i wylewa wszystkie frustracje polityczne z tonem kaznodziei. Szanuję prawo do takiej działalności, nawet jeśli pewne skojarzenia w filmie są… ciekawe. Fajny formalnie, ale jeśli nie macie już poglądów jak twórca, to produkcja ich nie zmieni.

Łukasz Mikołajczyk

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to