Listy do M. 5½ – recenzja filmu „Uwierz w Mikołaja”

Stanisław Sobczyk13 listopada 2023 13:00
Listy do M. 5½ – recenzja filmu „Uwierz w Mikołaja”

Jesień w polskich kinach to nie tylko premiery ambitnych produkcji pokazywanych na wrześniowym festiwalu w Gdyni, ale i znacznie mniej udanych komedii. A jako, że nadszedł już listopad, jak co roku czekają nas premiery produkcji świątecznych. W 2011 do kin trafiły Listy do M. i okazały się dużym sukcesem. Na tyle dużym, że przez ponad dekadę, jaka minęła od ich premiery, doczekały się aż czterech kolejnych części, w większości niestety już znacznie gorszych. Sukces tej serii sprawił, że teraz co roku powstają inne świąteczne filmy próbujące go powtórzyć. W znacznej większości z fatalnym skutkiem. W 2018 mieliśmy na przykład okropne Miłość jest wszystkim, w 2019 nudne i ckliwe 1800 gramów, w 2021 koszmarne To musi być miłość, a w zeszłym roku dziwne Święta inaczej (za które odpowiadał zresztą reżyser Listów do M. 4). Także w 2023 nie mogło zabraknąć bożonarodzeniowej komedii stylizowanej na Listy do M., więc na ekrany kin trafiło Uwierz w Mikołaja i, bez zaskoczeń, okazało się porażką.

Film składa się z trzech luźno powiązanych ze sobą historii osadzonych przed świętami Bożego Narodzenia. Młoda dziewczyna przypadkiem zostaje bez prądu w górskim domku z nieznajomym mężczyzną, starsza kobieta trafia do sympatycznego domu opieki, a matka z małą córką stara się uwolnić od przemocowego partnera.

fot. Uwierz w Mikołaja, reż. Anna Wieczur, dystrybucja Kino Świat

Listy do M. w swoich założeniach były mocno inspirowane To właśnie miłość, kultową, brytyjską komedią romantyczną. Zamiast opowiadać jedną prostą fabułę, były podzielone na różne, przecinające się wątki, które wcale nie musiały łączyć się w finale. Teraz ten sam zabieg stosuje Uwierz w Mikołaja. To jeszcze nic złego, ale każdemu widzowi powinna się odpalić czerwona lampka, kiedy zobaczy kto konkretnie stoi za filmem. Scenariusz napisała Ilona Łepkowska, jedna z najgorszych polskich scenarzystek, która wśród swoich ostatnich dokonań ma między innymi trzecią i czwartą część serii Kogel Mogel, albo Zołzę, która była jej autobiografią, a przy okazji jednym z najgorszych filmów zeszłego roku. Nie lepiej jest jeśli chodzi o reżyserię. Annę Wieczur powinni kojarzyć wszyscy koneserzy złego, polskiego kina. Od 2020 zdążyła wyreżyserować Jak zostać gwiazdą, Koniec świata czyli Kogel Mogel 4 oraz Poskromienie złośnicy – każdy z tych filmów okazał się fatalny. Z takim duetem za sterami wiadomo było, że Uwierz w Mikołaja będzie spektakularną katastrofą.

Gdyby ktoś powiedział mi, że za scenariusz Uwierz w Mikołaja odpowiada chat GPT, uwierzyłbym w to bez większego problemu. Film Anny Wieczur wygląda jakby został wygenerowany tak, by odhaczać wszystkie elementy, które były obecne w Listach do M. i innych produkcjach świątecznych. Pojawia się więc smutne, w założeniu urocze dziecko, weseli staruszkowie, postać przebrana za świętego Mikołaja, ckliwa historia o poszkodowanej rodzinie, sztampowy wątek romantyczny oraz magia Świąt. Wszystko to ograne w jak najbardziej nijaki, schematyczny sposób, bez jakiejkolwiek szerszej wizji. Łepkowska nie chce opowiadać konkretnej historii, woli wywoływać u widzów proste reakcje, takie jak płacz czy wzruszenie, zawsze wykorzystując do tego tandetny szantaż emocjonalny. Wszystko to sprawia, że Uwierz w Mikołaja wygląda jak zbiór odrzutów z Listów do M., które nie dostały się do finalnej wersji filmu.

Jednak spróbujmy powiedzieć o filmie Wieczur cokolwiek dobrego, bo o dziwo jest to możliwe. Jeden z trzech wątków nie wypada nawet tak źle, jest całkiem znośny, momentami nawet urokliwy. Mowa tu o historii osadzonej w domu opieki. Poznajemy w niej grupę przerysowanych, często rzeczywiście zabawnych staruszków. W przeciwieństwie do dwóch pozostałych segmentów są oni przynajmniej wyraziści. Przyjemnie ogląda się grupę starszych, charyzmatycznych aktorów, którzy wyglądają jakby przynajmniej bawili się nieźle na planie. Oczywiście i ten wątek finalnie udało się Łepkowskiej zepsuć. Kiedy docieramy już do finału, on także robi się niepotrzebnie ckliwy i irytujący. Wszystkie zwroty akcji da się od razu przewidzieć, a większość staruszków w pewnym momencie po prostu znika ze scenariusza. Mimo tego wszystkiego wątek w domu opieki to nadal najlepsza część produkcji, przy której można przynajmniej odpocząć od tandetnych romansów i ckliwych dramatów.

fot. Uwierz w Mikołaja, reż. Anna Wieczur, dystrybucja Kino Świat

Uwierz w Mikołaja oczywiście nie mogłoby się obejść bez wątku romantycznego. Właśnie dlatego dostajemy historię pary zamkniętej w górskim domku. Niestety ten segment wypada koszmarnie nudno, bo od samego początku wiemy, co się w nim stanie. Podrywacz będzie usiłował uwieść kobietę, która z początku będzie nieprzekonana, ale w końcu mu ulegnie. Potem odkryje jego kłamstwo, więc się rozstaną. Na koniec podrywacz wróci już zmieniony, po raz pierwszy naprawdę zakochany, więc dostaniemy tandetny happy end. Łepkowska nawet nie próbuje nas niczym zaskoczyć, odhacza wszystkie te klisze bez chwili zastanowienia. Przy okazji nie robi tego nawet szczególnie dobrze. Romans między bohaterami jest kompletnie niewiarygodny, nie ma w nim żadnej chemii.

Jednak najgorszym i najbardziej szkodliwym elementem filmu Wieczur jest trzeci wątek. Historia kobiety w ciężkiej sytuacji, która próbuje zapewnić córce bezpieczne, dobre dzieciństwo, równocześnie żyjąc z mężem alkoholikiem, który nie pracuje i traktuje ją okropnie. Już tutaj pojawia się pierwszy, moralny zgrzyt.. Jaki sens ma wrzucać tak poważną historię do durnego, świątecznego romcomu? Gdyby jeszcze była ona poprowadzona dobrze, z wrażliwością, dojrzałością, ale oczywiście tak nie jest. Łepkowska i Wieczur traktują ten wątek tylko i wyłącznie jako okazję do wywołania u widzów łez. Kolejne ckliwe sceny i szantaż emocjonalny jaki stosują to coś okropnego. Szczególnie, że w finale rozwiązaniem całej sprawy nie są służby, opieka społeczna czy organizacje charytatywne, ale magia Świąt i miła kobieta, która nie ma problemu z zaoferowaniem kobiecie pracy i mieszkania całkowicie za darmo. Film nie ma żadnego wyczucia, żadnej empatii. Postać dziecka stojącego w tragicznej, życiowej sytuacji regularnie jest wykorzystywana przez twórców jako coś uroczego, co ma rozczulić widownię. Niech za ostateczny przykład zerowej empatii posłuży plakat Uwierz w Mikołaja. Obok całej reszty bohaterów pod kiczowatą choinką na czerwonym tle stoi także uśmiechnięty Antoni Pawlicki, który gra w filmie przemocowego męża, alkoholika, który zniszczył życie bohaterce. Tyle by było z tego ważnego przesłania i poważnego wątku.

Uwierz w Mikołaja to dokładnie taki film jakiego można się było spodziewać po Łepkowskiej i Wieczur. Durny, sztampowy i infantylny. Scenariusz w całości opiera się na tym co już widzieliśmy w Listach do M. (tylko, że w lepszym wydaniu) i korzysta z niesamowicie głupich zbiegów okoliczności. Nie ma tu spójnej wizji, nie ma pomysłu na siebie. Jest prosta kalka z popularniejszego cyklu, nieudolnie starająca się powtórzyć jego sukces. Zdarzają się znośne momenty, przeważnie związane z sympatycznymi aktorami. Zdarzają się jednak i takie, przy których zgrzytałem zębami. W ogólnym rozrachunku Uwierz w Mikołaja to tandetny romcom, o którym za tydzień nikt już nie będzie pamiętał. Nam zaś pozostaje mieć tylko nadzieję, że może za rok polscy widzowie przygotują dla nas na Boże Narodzenie coś choć odrobinę lepszego. A może nikomu nie będzie się chciało wymyślać nic nowego i po prostu dostaniemy po prostu Listy do M. 6.