Przepięknie stylizowany, zrealizowany mockument z pazurem i iskrą lat 60. Sama historia pozostaje jednak nudna, mało angażująca i dopiero na końcu zatrybiła. Formalna ciekawostka i popis, ale nie zostanie ze mną na długo.
Filip
Sama historia nie jest może wyjątkowo ciekawa, ale film imponuje samą formą. The Featherweight to ślicznie nakręcony mockument stylizowany na lata 60., który niestety w pierwszej połowie jest dość nudny. Warto też docenić wątek Lindy, która zaczyna jako drugoplanowy żart, by z czasem okazać się zaskakująco złożoną postacią, którą da się polubić i zrozumieć.
Stanisław
Nowy film Hamaguchiego to trafne uderzenie w zielony kapitalizm w zderzeniu z siłą oraz duchem lokalnej społeczności, wewnętrznymi wartościami przeważającymi pazerność korporacji. Film jest dobrą przeciwwagą do innych tytułów z festiwalu – momentami czuły, relaksujący i w pewien sposób podnoszący na duchu, nie kreując nikogo jako czyste zło. Największy problem zaczyna się pod koniec, kiedy film robi się… dziwny. Udramatycznia wszystko w pseudosymboliczny sposób, co też nie ma zbyt wiele sensu w kontekście całości. Jest to bez wątpienia gorszy film japońskiego reżysera, ale w wielu momentach idzie znaleźć w nim serce i czułość znaną z jego poprzednich pozycji.
Filip
No nie polubimy się z Hamaguchim chyba nigdy. Ja bardzo doceniam jego warsztat, ładne to i sprawnie nakręcone, ale to jest zupełnie przeciwieństwo tego, czego szukam w kinie. Jego wrażliwość zupełnie do mnie nie przemawia. Przez cały film czułem pustkę, zmęczenie i zażenowanie nadętą, podniosłą atmosferą. Ta melancholia zabija mi smak życia.
Paweł
Sofia Coppola jest reżyserką, jaką Greta Gerwig chciałaby być. Priscilla jest jak Barbie, tylko subtelniejsza, lepsza i ciekawsza. To, co robi największe wrażenie, to budowanie filmu na niepokoju wynikającym z małych detali obecnych w każdej, nawet z pozoru błahej czy idyllicznej, scenie. Priscilla Presley sportretowana jest jako dziewczynka osaczona sidłami toksycznej a miejscami przemocowej męskości, jak lalka Barbie w świecie, gdzie dominuje patriarchalne postrzeganie roli kobiet. To, że Priscilla działa tak dobrze, to w sporej mierze zasługa znakomitej Cailee Spaeny która bardzo niuansuje postać, odgrywając ją z manierą wczesnej Natalie Portman i jeszcze bardziej podkreślając tragiczność swojej bohaterki. Formalnie mamy tu mnóstwo kreatywności i ciekawych zabiegów, takich jak fragmenty nagrane na 16mm taśmie, idealnie budujące atmosferę psychicznego i fizycznego więzienia. Takie filmy emancypacyjne chciałbym oglądać!
Paweł
Priscilla to bajkowy portret uwłaczającej, niezdrowej i odpychającej relacji okrążonej murem królestwa, gdzie cała obsługa gra pod dyktando króla. Nie ma tu taniego grania pod tezę, a Coppola kreśli szersze spektrum fasadowości, sprawnie przechodząc między poszczególnymi etapami życia bohaterów oraz dawkując wydzierające się na wierzch strumienie pragnień oraz potrzeb. Zaskakujący, intrygujący i momentami szokujący seans, na płaszczyźnie formalnej budujący w widzu niezręczny konflikt, kładący także do góry nogami arkadyjski wymiar kultury lat 60. Nie ma lepszego sposobu na rewizjonizm kulturowy tamtego okresu, niż zdarcie obrazu cnoty z jego symbolu, w mocny i dosadny sposób.
Filip
Ma sporo pomysłów i motywów, które świetnie działały we wcześniejszych filmach Woody’ego Allena, ale w Coup de Chance wypadają blado. Przez pierwszą połowę oglądamy nijaki, męczący romans, a przez drugą przewidywalną, chociaż całkiem angażującą intrygę. Zabrakło tu charakterystycznej dla reżysera błyskotliwości, mocnych, aktorskich występów czy humoru, bo wszystkie żarty pojawiające się w filmie są zachowawcze i wtórne.
Stanisław