Relacja z #Venezia80: Dzień 8

Paweł Szruba07 września 2023 09:26
Relacja z #Venezia80: Dzień 8

Ósmy dzień wielkiego kina na włoskiej wyspie Lido to przede wszystkim premiera najnowszego filmu Matteo Garrone, który naszym zdaniem odważnie pretenduje do Złotego Lwa. Jak wypada film reżysera Gomorry? Tego dowiecie się naszej relacji z #Venezia80.

The Captain, reż. Matteo Garrone

Młodzieżowe kino przygodowe w połączeniu z tematem imigracji? Wiele osób będzie krytykować film za estetyzację tego problemu. Prawda jest taka, że momentami ten sielankowy realizm magiczny nadaje całości przejmujący wymiar w przeciwieństwie do brutalności i złudnych marzeń o idylistycznej Europie. Film nie obiera prostego kierunku, a po drodze rozdziera bestialski charakter tułaczki i biznesu stojącego za imigrantami. „Europa” jest przez większą część czasu w tyle, a pierwsze skrzypce odgrywa bezlitosny, afrykański i postkolonialny interes w całej sprawie. Kino pełne prostoty, empatii oraz pogoni za marzeniami, które będą zawsze stanowić słabo rysujący się horyzont.

Filip

Jądro ciemności i wielka afrykańska odyseja, doprawiona szczyptą realizmu magicznego, przerywana mocnym uderzeniem w twarz w paru momentach. Niemniej, czegoś zabrakło — może talentu, może wyciśnięcia większego potencjału i napięcia z poszczególnych scen. Pomimo wielu dobrze wykazanych elementów, kompletnie nie dotknął mnie ten film emocjonalnie i nie zależało mi na samych bohaterach ani trochę, a powinno. Momentami czuć też pewne przeciągnięcie.

Jakub

Snow Leopard, reż. Pema Tseden

Chiński, mitologiczne kino o relacji człowieka z przyrodą, pazerności i zachłanności. Przy naprawdę pięknych krajobrazach całość zyskuje zaskakujący klimat, na pograniczu kina quasi-dokumentalnego, a kulturowej baśni. Nie sposób też nie odnieść wrażenie, że Tseden upchał w historii wątki, które w jakimś stopniu miałyby pełnić odniesienie do uciśnienia tybetańskiej ludności przez chiński reżim. Klatka, umierający język czy zagrożony gatunek. Nie zyskuje to jednak drugiego dna, pogłębienia, a pada ofiarą (niestety) zewnętrznego wpływu cenzury, który w rezultacie sprawia, że film trochę nie wie, co chce przekazać.

Filip

Chciałbym zobaczyć tę samą opowieść w subtelniejszej, trochę wolniejszej wersji, szczególnie bez średnich scen z perspektywy lamparta. Jednak ostatni film Pemy Tsedena to dalej bardzo udana komedia, pełna błyskotliwych dialogów i dobrego, charakterystycznego dla reżysera humoru. Całość nie jest może odkrywcza czy dramatycznie rozbudowana, ale to dalej solidnie poprowadzona historia, która sama w sobie jest interesująca.

Stanisław

Origin, reż. Ava DuVernay

Momentami dziwnie ckliwy, wręcz szkolny, zdecydowanie najgorzej wypada, kiedy skupia się na życiu prywatnym głównej bohaterki. Natomiast Origin ciekawie podchodzi do tematu rasizmu, historii dyskryminacji i systemu kastowego, próbując nakreślić szerszy obraz sytuacji. Trzeba przyznać Avie DuVernay, że próbowała powiedzieć o współczesnych problemach, obierając inną perspektywę, ale nie udało jej się przeskoczyć poprzeczki, którą sama sobie postawiła.

Stanisław

Sprawdza się jako praca naukowa, a nie film. Poruszone kwestie intrygują, ale DuVernay szybko z ciekawego ogniska pytań i analogii popada w typowo-amerykańską ckliwość oraz patos, niwecząc ówczesny poziom relatywnego „trzymania się ziemi”. Końcówka fatalna, rujnuje całkiem podnoszący wątek z czarnym chłopcem, który siłą rzeczy emanuje trochę przyklaśnięciem samej sobie.

Filip

In the Land of Saints and Sinners, reż. Robert Lorenz

Przyjemne narracyjnie kino irlandzkie wpasowane w okres wojny domowej i daremną próbę ucieczki od spirali brutalności i autodestrukcji jednostek. Nic specjalnie nowego czy oryginalnego, ale całkiem rozrywkowa i lekko przerysowana rzecz na płaszczyźnie relacji postaci. Kerry Condon cudownie wpisuje się w konwencję i w sumie, jako jedyna dostarcza wartościowy występ aktorski.

Filip

Prosty thriller, który broni się uroczym, irlandzkim klimatem i bardzo udanym występem Kerry Condon. Film nie jest może szczególnie zaskakujący czy oryginalny, ale ogląda się go bez bólu. Intryga jest poprowadzona poprawnie, w motywacje bohaterów da się uwierzyć, a Liam Neeson gra tę samą rolę co zwykle.

Stanisław

Jak to powiedział mój dobry przyjaciel Stanisław „Duchy Inisherin kręcone przez Michaela Baya”. Luźny przyjemniaczek z bardzo ładnymi zdjęciami i fantastyczną muzyką. Jeśli chodzi o kreacje to raczej standardowo i bez szału z wyróżniającą się Condon.

Jakub