Walka o prawdę – recenzja sztuki „National Theatre Live: Prima Facie”

Jakub Marciniak21 września 2022 18:00
Walka o prawdę – recenzja sztuki „National Theatre Live: Prima Facie”

Minęło już kilka lat od rozpoczęcia ruchu #MeToo i publicznego zdemaskowania działań Harveya Weinsteina. Lat, na przestrzeni których społeczeństwo zrobiło ważny krok do przodu, może nawet w kilku przypadkach parę. Głośne i stanowcze działania kilku kobiet w odległym Hollywood rozpoczęły lawinę zdarzeń, a przede wszystkim dały początek zbyt długo odkładanej dyskusji. Rozmowy o seksualności, o granicach osobistych, o zgodzie. O tym, jak traktowane są kobiety przez nasze społeczeństwo. Znalazło to również swoje odbicie w sztuce – z brzegu można wymienić takie tytuły jak The Morning Show, Bombshell czy nawet Ostatni pojedynek. Coraz więcej kobiet dochodzi do głosu i poprzez najróżniejsze media opowiada historie – swoje oraz tysięcy (milionów…) innych kobiet. Historie, które przez tysiąclecia były przemilczane, zaniedbywane.

Elementem tej nowej fali jest sztuka Prima Facie, dostępna na ekranach polskich kin w ramach cudownego programu National Theatre Live. Jednakże napisana przez Suzie Miller opowieść nie jest jedynie kolejną „historią na ważny temat”, odtwórczym, przewidywalnym powtórzeniem wszystkim dobrze znanych banałów, krótką lekcją podstaw ludzkiej przyzwoitości czy empatii.

fot. National Theatre Live: Prima Facie, reż. Justin Martin

Prima Facie jest krzykiem. 90-minutowym wrzaskiem, atakiem wymierzonym przede wszystkim w system. Nabuzowanym emocjami, dramatycznym i agresywnym. Jednocześnie cholernie ludzkim, empatycznym.

Główna bohaterka, Tess, jest fantastyczną prawniczką. Zna prawo, ba, kocha prawo. Jego strukturę, emocjonalną bezstronność, nadrzędny cel, jakim jest trzymanie naszego beznadziejnego społeczeństwa w jednej formie. Tess zostaje jednak skonfrontowana z sytuacją, w której to czego zawsze broniła, obróci się na jej niekorzyść.

Prima Facie podejmuje temat gwałtu, przekroczenia granicy. Staje się to oczywiste od samego początku, nie jest to spoiler. Mniej przewidywalne jest to, jak do samego aktu dochodzi. Suzie Miller nie idzie na łatwiznę, nie sięga po zobrazowanie bestialskiego aktu przez nieznanego bohaterce sprawcę. Nie kreuje sytuacji jednoznacznej dla każdego, kto posiada oczy. Miller idzie dalej, sięga po ten najbardziej niebezpieczny, najcięższy przykład. Konfrontacje słowa przeciwko słowu. Kreuje moment, w którym krzywdy dokonuje osoba bliska bohaterce. W której do tej krzywdy dochodzi nagle, w okolicznościach przy których niejeden by zakrzyknął „jaki gwałt?”.

Jakże cudownym ruchem jest tu oparcie całości na jednej roli. Żadnego wydarzenia nie oglądamy na własne oczy, nie widzimy innych bohaterów. Wszystko jest perspektywą bohaterki, wszystko jest na barkach jednej aktorki. Tak samo jak policja, sędzia, ławnicy i przyjaciele Tessy, tak i my musimy jej uwierzyć. Co nie będzie łatwe, w końcu jej zeznania również dla nas (osób mimo wszystko wiedzących, że mówi ona prawdę) są mętne, niewyraźne. Tym samym twórcy kreują jednak boleśnie wiarygodną sytuację. Taką, która może się przydarzyć każdej kobiecie, takiej o której każdy mógł usłyszeć.

fot. National Theatre Live: Prima Facie, reż. Justin Martin

Prima Facie jest atakiem. Na prawo, na system. Boleśnie wytyka jego ograniczenia. Wykazuje, jak bardzo nie umiemy sobie systemowo poradzić z pewnymi rzeczami. Tym samym sztuka ta jest też błaganiem – błaganiem o empatię. O przewartościowanie pewnych rzeczy, o odepchnięcie na moment na bok uporczywej potrzeby kreowania jednej wizji świata, czysto logicznego obrazu. Jest to prośba o traktowanie uczuć i emocji w końcu na równi z logiką i prawem, o próbę zrozumienia drugiego człowieka. Bo tylko dzięki empatii, dzięki tej próbie będziemy w stanie uniknąć podobnych rzeczy w przyszłości.

Jodie Comer jest wybitna. Lśni. W swym debiucie tworzy kreację niezapomnianą, jest wulkanem energii i emocji. Krzykiem i charyzmą porywa, magnetyzuje spojrzeniem, a gdy płacze – nie sposób nie być poruszonym. Jednocześnie w żaden sposób nie szarżuje ani nie próbuje w żadnym momencie usilnie zdobyć atencji widza, jej rola od początku do końca jest jednolita i konsekwentna. Genialnie wypada odtwarzając konkretne sceny, pojedynkując się na cytowane riposty sama ze sobą, tworząc bardziej napięte konfrontacje niż w niejednym filmie udaje się dwojgu aktorów. To rola może nie aż tak ciężka jak ta w Ostatnim pojedynku, ale wymagająca od niej znacznie większej głębi, dojrzałości. Od niej zależało jak ta historia zadziała. A ona nie tylko zadziałała.

Względnie oszczędna jest inscenizacja na scenie, za to bardzo trafiona. Zabawa wodą, światłem bardzo dobrze się sprawdza w kameralnym klimacie, a niezwykle istotnym dodatkiem jest muzyka, skomponowana przez Rebeccę Lucy Taylor. W żadnym momencie jednak wymysły reżysera i reszty ekipy technicznej nie odciągają uwagi od Comer, wszystko jest w tle, a to ona rządzi na tej scenie.

Prima Facie wstrząsa i rozrywa. Zmusza do przemyśleń, do analiz, ale przede wszystkim trafia do serca widza. Może to być, kto wie, najlepsza historia o przemocy seksualnej, którą możecie zobaczyć na ekranach naszych kin od lat.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to