Matka siedzi z przodu – recenzja filmów „Złe życie” i „Życie złe”

Filip Grzędowski08 sierpnia 2023 15:00
Matka siedzi z przodu – recenzja filmów „Złe życie” i „Życie złe”

O João Canijo, urodzonym w Porto reżyserze filmowego dyptyku Złe życieŻycie złe mówi się zdecydowanie za mało. Trudno się jednak temu dziwić. Większość filmów Portugalczyka ominęła polską dystrybucję (często również tę festiwalową). Dopiero dziś, po sukcesie i wyróżnieniu na tegorocznym Berlinale, zaczyna się mówić o nim więcej. Trochę na fali tego sukcesu oraz pierwszych zachwytów najnowszym dyptykiem zgłębiłem nieco twórczość Canijo. To skrzynia ze złotem i zdaje się, że dopiero powoli ją uchylamy.

Niecałe dwadzieścia lat temu swoją premierę miał jeden z najlepszych współczesnych filmów europejskich. Wcale nie będzie przesadą sklasyfikować w ten sposób W mroku nocy (Noite Escura) z 2004 roku. Film Canijo to hybryda schematów antycznej tragedii połączona z realiami współczesnej, ponurej oraz opanowanej przez rosyjską mafię portugalskiej prowincji. Połączenie szlachetnego, antycznego uniwersalizmu oraz wręcz nadnaturalnego fatum z obrazowym portretowaniem drastycznych dokonań rosyjskiej mafii tworzy niesamowity kontrapunkt. Nieunikniona, nadciągająca tragedia buduje niebywałe pokłady pesymizmu. Niespieszna, melodramatyczna narracja połączona z operatorską odwagą i intensywnymi kolorami tworzy niezwykle ciężki świat, z którego tak trudno się wyrwać. Dobywające się z ekranu czerwień i zieleń jedynie przypominają, że całość to niezmiernie depresyjna opowieść o współczesnej Portugalii. Doskonałe kino.

Seans W mroku nocy rozbudził nadzieje względem Złego życia, które stało się zdecydowanie najbardziej oczekiwanym filmem tegorocznej edycji festiwalu Nowe Horyzonty. Z wielką radością mogę dziś napisać, że Canijo nie zawiódł. Dyptyk João Canijo to bowiem jeden z najlepszych filmowych projektów w tym roku. To artystycznie spełniony projekt, który imponuje nie tylko atrakcyjną formą narracyjną.

fot. Złe życie, reż. João Canijo

Akcja filmowego eksperymentu rozgrywa się w portugalskim hotelu. Główna część dyptyku, Złe życie opowiada historię właścicielek pięknego hotelu na północnym wybrzeżu Portugalii. Właścicielką hotelu jest Sara (Rita Blanco), menadżerką jej córka, Piedade (Anabela Moreira), a w pracy pomaga im odwiedzająca je Salomé (Madalena Almeida), córka Piedade. Rodzinny interes, ale ta rodzina nawet na zdjęciach zbyt dobrze nie wychodzi.

Druga część dyptyku to trzy historie hotelowych gości, którzy jedynie przewijają się przez pierwszy film. Jednoaktowe epizody wypełniają tło pierwszego filmu. Tym razem także w centrum są matki, córki i łączące ich trudne relacje. Wszystkie historie (pierwszego i drugiego filmu) spaja „antyczna” zależność: jedno miejsce oraz jedna doba hotelowa. Powiązanie przejawia się również w postaci głosów, jedynie przebijających się przez cienkie hotelowe ściany.

Niespieszny dyptyk Canijo to opowieść o matczynych żalach i dziecięcych rozczarowaniach. Z filmu Portugalczyka wylewa się uzasadnione poczucie krzywdy. To pełna goryczy powolna rejestracja rozpadu rodziny i postępującego paraliżu czułości. Głównymi bohaterkami wszystkich historii są matki i trudno wśród nich znaleźć jedną sprawiedliwą. Jednocześnie uczciwość reżysera oraz mnogość perspektyw sprawiają, że przedstawiane historie nie są zero-jedynkowymi opowieściami o złych ludziach. To wzajemne powiązania, nici rozpięte między wszystkimi historiami okazują się pasmem toksycznych relacji, które pociągają w dół każdą z bohaterek-matek. Każde złe spojrzenie Piedade w kierunku Salomé ma w filmie Canijo swoją przyczynę i swój skutek. Zanurzenie się w tej głębokiej i melodramatycznej historii tworzy niezwykłe doświadczenie.

Telenoweli wtóruje antyczna tragedia, co zdaje się typowym dla Canijo zabiegiem. Niespieszne tempo, nieco przesadnie wystudiowane wnętrza, a wreszcie charakterystyczna dla tego obszaru kulturowego melodramatyzacja składa się na znakomity film. Można dalej szukać ambitnych określeń, ale to się po prostu dobrze ogląda.

fot. Złe życie, reż. João Canijo

Złe życie i Życie złe to metafilmowa zabawa, która pozwala wzajemnie dostrzegać głębię obu tytułów. Przywykliśmy do filmów, w których przy stole siedzi pięć bohaterek, a skupiamy się na rozmowie zaledwie dwóch. Nic nieznaczące tło, wypełnienie pustki w kadrze gadającymi głowami okazuje się główną osią akcji drugiego filmu. Kiedy już myślimy, że wszystko, co najciekawsze, cały emocjonalny balast pozostał przy jednej stronie stoły, pojawia się druga część, która wywraca wszystko do góry nogami. Zresztą już pierwsze zdanie Życia złego znakomicie uzupełnia Złe życie.

Sukces takiej formy narracyjnej najlepiej widać jednak w rozmowie o zmarnowanej szansie na wspólne zjedzenie lodów. Pozornie nic nieznacząca historia, zwykła kurtuazja staje się z czasem świadectwem dwóch (a w sumie sześciu) ludzkich tragedii. Ta sama rozmowa przedstawiona w obu filmach diametralnie różni się niesionym za sobą bagażem emocjonalnym. To znakomity chwyt, jeden z największych triumfów João Canijo.

Autorką zdjęć do obu filmów jest zaskakująco młoda Leonor Teles. Forma i tym razem znakomicie współgra z treścią. Teles udało się nie tylko znakomicie wytworzyć upalne, puste i paradoksalnie kojące przestrzenie hotelowe, ale również znakomicie wykorzystać wszelakie odbicie, co doskonale rymuje się z narracyjną konstrukcją całego projektu. Kończące Złe życie ujęcie z odbiciem i palmami to nie tylko najpiękniejsza pocztówka z tegorocznych wakacji, ale też najpiękniejszy obrazek w tym roku w kinie. Niezwykle dobrze sprawdzają się także dalekie ujęcia przedstawiające z boku kilka hotelowych okien. W każdym okienku osobna historia. Aż szkoda, że ta gigantyczna bombonierka pojawia się w obu filmach jedynie kilka razy.

Imponująca strefa wizualna to jednak nic przy wybitnej stronie audialnej. Dźwięk w filmach João Canijo jest doskonale dopracowany. Zachwycają nie tylko przebijające się zza ścian rozmowy, ale także otaczająca bohaterów atmosfera oraz cisza, którą reżyser umiejętnie podbija wielogodzinne kłótnie. To genialne, że w jednym filmie Canijo potrafi maksymalnie podgłośnić telewizor, pozwala portugalskiemu Hubertowi Urbańskiemu z milionem euro na ustach zagłuszyć bohaterów, by w drugim filmie znienacka zrzucić na widza emocjonalną bombę.

fot. Złe życie, reż. João Canijo

Zachód filmowej Europy nie raz opowiedział już Wszystko o mojej matce. I chociaż paradoksalnie tym razem też mamy do czynienia dosłownie z Matkami równoległymi, tak filmom Canijo na poziomie stylu daleko do filmów Almodóvara. Portugalczyk jest bardziej powściągliwy, mniej erotyczny i mniej kolorowy. Niemniej figurka matki w twórczości obu panów wydaje się mieć niezwykle ważne miejsce. Fani hiszpańskich matczynych historii z pewnością nie zawiodą się krótkimi wakacjami w stylowym portugalskim hotelu.

Dyptyk João Canijo to jeden z najlepszych filmowych projektów w tym roku. Na poziomie treści to poruszająca galeria skrzywdzonych postaci. Na poziomie narracyjnym to niezwykle oryginalne i dopracowane dzieło. Strona wizualna, poza tym, że niezwykle cieszy oko, inteligentnie współgra z treścią. Całość dopełnia mistrzowskie wykorzystanie dźwięku, bo trudno inaczej sklasyfikować przebijające się przez ścianę rozmowy. Ręce same składają się do oklasków. Współczesne arcydzieło.

Głodnym Canijo polecam wywiad, który jakiś czas temu przeprowadziła moja znajoma, redaktorka Pełnej Sali, Julia Palmowska.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to