Okno tam na górze – recenzja filmu „Anatomia upadku”

Filip Grzędowski27 lutego 2024 14:49
Okno tam na górze – recenzja filmu „Anatomia upadku”

Nagrodzona Złotą Palmą Anatomia upadku Justine Triet przez długi czas pozostawała zagadką. Canneńskie recenzje były oczywiście przychylne, a triumf w konkursie głównym niedługo po pierwszych pokazach na lazurowym wybrzeżu nie był zaskoczeniem. By przekonać się samemu czy przewodniczący jury Ruben Östlund zwariował musieliśmy jednak długo czekać – film ominął letnie festiwale filmowe pozostawiając nas w niepewności. Niektórzy mówili wtedy, że to najgorsza Złota Palma od lat, a film wcale nie jest tak dobry, więc nie żal, że ominął festiwale.

Po kilku miesiącach jesteśmy już nieco mądrzejsi. W lutym 2024 roku, kilka dni po polskiej premierze filmu, a zaledwie dwa tygodnie przed 96. galą wręczenia Oscarów jest już praktycznie pewne, że reżyserka filmu Justine Triet nie opuści Dolby Theatre z pustymi rękami. Choć francuski instytut filmowy usilnie sabotował jej starania i podjął skrajnie kompromitującą, niewytłumaczalną i głupią decyzję o zgłoszeniu innego filmu w wyścigu o Oscara dla filmu międzynarodowego, Justine Triet weszła do świata wielkiego filmu razem z futryną – wygrała już Złotego Globa i Baftę, a za dwa tygodnie odbierze Oscara za najlepszy scenariusz oryginalny.

Dowodzić, że film Triet jest świetny raczej nie wypada. Ta zabawna rozbieżność opinii i fama, która otoczyła film po zakończeniu Festiwalu w Cannes interesująco koreluje z samym filmem. Miesiącami domyślaliśmy się, jaki w rzeczywistości jest to film. Naszymi dowodami było pozłacane narzędzie zbrodni, skrawki recenzji i kilka fragmentów filmu, niby nagrań z miejsca zdarzenia. Kiedy już ciężar emocji opadł i podobnie jak bohaterowie pod koniec filmu nie żyjemy już w paraliżującej niepewności, orientujemy się, że nie chodziło o samo poznanie faktu – a o przejście przez cały ten zgiełk.

Zamieszkujący piękną, ośnieżoną górską chatkę pisarz Samuel upada z wysokości i ginie. Otwarte okno na trzecim piętrze, plama krwi na małej szopie. Zrozpaczony Daniel, syn mężczyzny znajduje ciało wracając ze spaceru. Policja i prokuratura badają sprawę i szybko staje się jasne, że to nie musiał być wypadek. Żona Samuela, uznana pisarka Sandra szybko zostaje postawiona w stan oskarżenia. Czy rzeczywiście zabiła swojego męża?

Bardzo zmartwiłem się, gdy od znajomych usłyszałem, że jest to film o prawdzie. Obawiałem się niedoścignionej zabawy w Rashomona, taniej sensacji i pozostawiającego widza w rozczarowującym rozerwaniu nieokreślenia tego, czy główna bohaterka rzeczywiście to zrobiła. Na szczęście Anatomia upadku jest filmem innym – potencjalnie pusta i banalna rezygnacja ze sprawozdawstwa co do dokonania morderstwa/wypadku/samobójstwa nie jest trywialnym pytaniem bez jednoznacznej odpowiedzi. Justine Triet przesuwa ciężar swojego filmu z pytania o to, co się wydarzyło oraz pytania na temat tego, co jest prawdą, na rzecz rozważań co do potrzeby poznania prawdy. Czy rzeczywiście potrzebujemy wiedzieć i widzieć co dokładnie się wydarzyło? Czy okalające tragiczne zdarzenie strzępki faktów są wystarczające, by wypełnić pozostawione luki własnymi hipotezami?

W Anatomii upadku prawda nie jest najważniejsza – jest niedościgniona. Nigdy nie dowiemy się, czy ekranowa Sandra raczyła była zabić swojego małżonka, czy też nie. Chodzi o to, by wypełnić fragmenty filmowej rzeczywistości emocjami, które sugerują nam najbardziej prawdopodobną hipotezę. Tak nowatorskie i niekonwencjonalne podejście Justine Triet do dramatu sądowego sprawiło, że Anatomia upadku zapisała się nie tylko w historii kina, ale przede wszystkim w wielu sercach, również moim.

fot. Anatomia Upadku, reż. Justine Triet, dystr. M2 Films

To niezwykle poruszający film, w którym poganiające siebie skrajne i intensywne emocje nie pozwalają ani na sekundę odpocząć od narastającego filmowego napięcia. Nawet ostateczny werdykt nie niesie za sobą ukojenia. Prawda wciąż nie jest nam znana. Na filmową Sandrę patrzymy inaczej niż dwie godziny wcześniej. Melodia utworu 50 Centa i przetworzony Chopin niosą za sobą niepokój, a prześwietlone wnętrze ośnieżonej chatki w malowniczych górach już zawsze kojarzyć się będzie tylko z nierozwiązywalną zagadką. Czuję, że do podobnych wniosków doszedł filmowy Daniel. Dramatyczna scena eksperymentu z otruciem Snoopy’ego – jedynego przyjaciela uczącego się w domu chłopca oraz jego przewodnika po świecie jako próby zrozumienia czy słowa matki składają się w logiczną całość to emocjonalna bomba, jaką na widzów zrzuca francuska reżyserka.

Zwolennicy tezy, że Furman śmierci jest filmem o drzwiach, z pewnością wykrzykną, że Anatomia upadku jest filmem o oknach. Będą mieli rację. Kluczem do odczytania sensu filmu Triet jest rozległe okno w kuchni domu Sandry i Samuela. Drewniana rama będąca źródłem mocnego światła słonecznego, które dodatkowo odbija się od pokrytych białym puchem wzgórz, oddziela bohaterów od rzeczywistości. To, co rozgrywa się między bohaterami w ich kuchni zostaje tylko między nimi. Zarówno dla nas, widzów filmu Triet, jak i tabunu filmowych prawników na zawsze będzie to zagadka. Potwornie mocne światło obrysowujące bohaterów, prześwietlające ich i wycinające z kadru rysuje niemocne sylwetki mocnych charakterów. To paradoksalna granica między ciepłem wnętrza domowego, a mroźnym powietrzem. Paradoksalna, bo szybko okaże się, że zalegający na drzewach śnieg okaże się jedynym miejscem ucieczki Daniela od rozpalonej atmosfery rodzinnego domu.

Anatomia upadku to jednak nie tylko dramat. Filmowa rzeczywistość sięga znaczeniowo daleko poza drzwi francuskiej sali sądowej. Choć większość przychodzi w retrospekcji, rozpad miłosnej relacji Sandry i Samuela, zazdrość, ambicja oraz różne (osobne) ścieżki radzenia sobie z wypadkiem i utratą wzroku Daniela to niezwykle precyzyjnie i głęboko nakreślone wątki. To wyprana z hollywoodzkiego uroku i szlachetnych spojrzeń Historia małżeńska, która wygrywa swoją surową naturalnością.

Niestety rzadko kiedy możliwości montażu filmowego zostają dostatecznie szeroko wykorzystane. Tym bardziej cieszy, że szeroki potencjał idący za tym najdoskonalszym środkiem filmowego wyrazu został w Anatomii upadku nie tylko spektakularnie wykorzystany, ale przede wszystkim sensownie w kontekście treści filmu sproblematyzowany. Kakofonia obrazów: mnogość kamer telewizyjnych i niby archiwalne fotografie tej niegdyś szczęśliwej rodziny budują niepozbawiony szczegółów świat, który w swojej fikcji jest ironicznie wiarygodny. Obraz dopełnia znakomicie zrealizowana scena zeznań Daniela, w którym nieprzezroczysta narracja i głos Daniela włożony w usta dekadenckiego Samuela poddaje w wątpliwość filmową rzeczywistość i autentyczność zeznań roztrzęsionego chłopca. Niemniejszym majstersztykiem jest porażające cięcie, między retrospekcją domowej awantury, a oniemiałą salą sądową.

Sandra Hüller to najlepsza aktorka 2023 roku. Do przerażającej i ekspresyjnej roli w Strefie interesów Jonathana Glazera, gdzie w języku niemieckim fantastycznie zagrała „Królową Auschwitz”, dołożyła niezwykle pogłębioną, szczerą, precyzyjną i dopracowaną w każdym detalu rolę w Anatomii upadku, gdzie przechodzi między językiem angielskim a francuskim. To niedoścignione przez amerykański przemysł filmowy osiągnięcie, którego długo nikt nie powtórzy. Wielka aktorka w dwóch wielkich rolach.

Anatomia upadku to wspaniały film, jednak jego siła wcale nie tkwi w dyskusji na temat jego poziomu. Po seansie zapraszam na długie dyskusje, które tym razem na szczęście nie dotyczą tego, czy Östlund zwariował a Triet dowiozła. Grzmiące z plakatu filmowego pytanie „czy to zrobiła”? Pozostanie z wami na długo. Na szczęście możliwość uargumentowania zarówno przeczącej jak i twierdzącej odpowiedzi nie jest pustym ćwiczeniem narracyjnym, a dowodem na mistrzowsko utkany z poszlak scenariusz Justine Triet.