Do niedawna wszyscy byliśmy przekonani, że będzie to ostatni film mistrza. Oczekiwania wobec filmu oraz początek refleksji krytyczno-filmowej opierały się na podkreślaniu faktu, że ma być to godne pożegnanie Japończyka z X muzą. Szybko okazało się jednak, że nie będzie to ostatni projekt Miyazakiego, który już pracuje nad kolejnym filmem. Fakt ten nie powinien zmieniać nic w ocenie filmu, dość sporo zmienia jednak w odbiorze.
Oczywiście wszyscy cieszymy się, że reżyser Mojego sąsiada Totoro opowie nam jeszcze jedną historię. Trudno jednak skrywać zmęczenie wszystkimi romantycznymi historiami o emeryturze i powrocie do tworzenia ukochanego kina. Narracja wokół Chłopca i czapli promująca go jako ostatni film Miyazakiego sprawia wrażenie wykalkulowanego żerowania na emocjach. Wszystkie opowieści wokół tego filmu wydają się tym bardziej zbędne, że jest to doskonały film, którego obraz trochę zepsuto. Mało kto pochyla się nad tym, jaki jest Miyazaki. W dyskursie liczy się tylko, czy jest to jego ostatni film, czy nie. Reżyser stał się atrakcją, na którą idzie się do kina, zanim zniknie na dobre z afisza. To przykre i niepotrzebne.
Chłopiec i czapla przez dłuższy czas sprawiał wrażenie enigmatycznego projektu. Ograniczenie dystrybucji w okresie premiery jedynie do Japonii, początkowa rezygnacja z wszelkich zwiastunów oraz jeden tajemniczy plakat budowały tajemnicę. Podążając za tym romantycznym tropem, również nie oglądałem żadnych zwiastunów, które koniec końców musiały ujrzeć światło dzienne. Warto w ten sposób przeżyć Chłopca i czaplę, dlatego też pominę przybliżanie fabuły filmu Miyazakiego.
Miyazaki swoim filmem rzuca widzowi wyzwanie. To podróż w głąb serca i rozumu reżysera. Chociaż nie zawsze jest się tam łatwo odnaleźć, warto udać się w taką podróż. To najmniej przystępny film Miyazakiego. Nie zawsze wiadomo, o co tak do końca chodzi. Wypełniające film emocje sprawiają często wrażenie kina konotacji. Nie zawsze chodzi o to, by zrozumieć, co się dzieje, ale by wytwarzane skojarzenia i reminiscencje zabrały nas w naszą własną podróż. To kino pełne skojarzeń i emocji.
To w pewien nieklasyczny sposób autobiograficzny film. Problem polega na tym, że trudno znaleźć jedną postać lub motyw będący oczywistym pars pro toto autora. Z jednej strony strumień wyobraźni oraz bycie synem producenta myśliwców wojskowych wskazuje, że Miyazaki to tytułowy Chłopiec. Z drugiej strony zadedykowanie filmu własnemu wnukowi każe skierować wzrok ku innej postaci. Z jeszcze innej strony, może nieprzystający do ponurego świata Miyazaki to kolorowy ptak, który zapoznaje świat z magią i tajemnicą?
Chłopiec i czapla to niezwykle gęsty film. Bezmiar pomysłów i szalonych podróży jednak nie sprawia, że film pozostaje w treściowym rozkroku. Choć niełatwo to wszystko opanować, wydaje się, że stojące za historią przesłanie jest dość konkretne. Pewnym nadużyciem interpretacyjnym byłoby porównanie Chłopca i czapli do Opowieści z Narnii. Warto jednak podkreślić kilka interesujących podobieństw. Miyazaki mistrzowsko i subtelnie zarysowuje filmowy (realny) świat. Wojna, którą prowadzi Japonia, dyskretnie przemyka przez drugie plany filmu. Flagi Japonii, części samolotów wojskowych i sama przeprowadzka z Tokio służą jako punkt wyjścia do fantastycznej podróży. Fantazja jest w Chłopcu i czapli nie tylko desperacką pogonią za tym, co utracone, ale także ucieczką od zniszczonego świata dorosłych. Poniekąd tym samym była Narnia. Choć tym razem nie ma żadnej szafy ani pretensjonalnego lwa, strumień kreatywności i nadanie światu koloru, podobnie jak w Narnii, jest pięknym przedłużeniem dziecięcej wyobraźni.
Sukces filmu Miyazakiego w dużej części opiera się na warstwie audialnej. Joe Hisaishi – autor muzyki do tego oraz wielu poprzednich filmów reżysera Spirited Away – wspiął się na wyżyny swoich możliwości. Muzyka w Chłopcu i czapli to kojący trans, który doskonale komponuje się z widowiskowymi pocztówkami z umysłu Miyazakiego. Długie ujęcia i niespieszne cięcia służą muzyce Hisaishiego. Kiedy film zwalnia, a widza nie dręczy ta przeklęta czapla, Chłopiec i czapla sprawia wrażenie kojącej filmowej terapii.
Nie będzie zaskoczeniem, że Chłopiec i czapla to wizualne arcydzieło. Dopracowanie szczegółów oraz bohaterów stojących na dalszych planach to już firmowy znak Miyazakiego. Tym razem jednak szczegółowość idzie w parze z ogromnym rozmachem. Jest niezwykle widowiskowo, to wielki film. Na szczególną uwagę zasługuje wybitna animacja wszystkich płomieni co jakiś czas zalewających ekran. Filmowy ogień to jeden z najpiękniejszych obrazów w tym roku w kinie. Największą perełką jest jednak jedno krótkie ujęcie. Spadająca róża, która tłucze się niczym szkło, to wzruszający wiersz, który zostanie ze mną na długo.
To wielki rok dla Ptaków i ptaszysk. Podobnie jak w Eurece Lisandro Alonso, cudowne ptaszysko staje się symbolem budującym całą fantastyczną tajemnicę. Postawienie w takiej roli ptaka – zwierzęcego wędrowca, staje się nie tylko ewidentnym podkreśleniem roli natury (harmonii), a więc przeznaczenia stojącego za wepchnięciem głównego bohatera do tej króliczej nory, ale i opowieścią, w której spotyka się dwójka zbłądzonych.
Bo Chłopiec i czapla to właśnie wytwór dziecięcej wyobraźni. Nawet jeżeli Miyazaki ma 82 lata, jego kreatywność sprawia wrażenie niewinnej i ciepłej. Cała twórczość Japończyka to skarb, a jego najnowszy film to osobny kufer ze złotem. Niepohamowana kreatywność i wizualna abstrakcja wtórują szczerym emocjom, melancholijnej narracji i spokojowi. Zadedykowany własnemu wnukowi film jest uniwersalnym wyrazem międzypokoleniowej miłości. To piękna opowieść dziadka, który przysiadł i gaworzy o swoich dziecięcych snach i marzeniach.