Daleko do zachwytu – recenzja serialu „Problem trzech ciał”

Filip Mańka19 marca 2024 18:33
Daleko do zachwytu – recenzja serialu „Problem trzech ciał”

Już niedługo na platformie Netflix zadebiutuje najnowsza mega-produkcja spod znaku science fiction, czyli Problem trzech ciał. Za serial odpowiada para znana Gry o tron — David Benioff i D.B. Weiss oraz Alexander Woo. Produkcja to ekranizacja bestsellerowej powieści pod tym samym tytułem autorstwa Liu Cixina, która w wielu kręgach jest uznawana za „arcydzieło”. Czy ten geniusz przelał się na mały ekran? Niestety, nie do końca.

Problem trzech ciał to książka, którą od dawna pragnę przeczytać. Rzeczywiście, pozycje Cixina są szeroko komentowane w poletku fanów science fiction i co rusz dochodziły do mnie głosy, że jest to must-read dla wszystkich entuzjastów tego gatunku. Książka leży od jakiegoś czasu na mojej półce, lecz zanim jednak zdążyłem się za nią zabrać, otrzymałem przedpremierowy dostęp do wszystkich ośmiu odcinków serialu. Historia porusza fatalną decyzję młodej kobiety w Chinach w latach 60., która odbija się echem w przestrzeni i czasie aż do współczesności. Kiedy prawa natury w niewytłumaczalny sposób rozpadają się na oczach ludzi, zgrana grupa genialnych naukowców łączy siły z nietypowym detektywem, aby stawić czoła największemu zagrożeniu w historii ludzkości.

fot. Problem trzech ciał, prod. Netflix, 2023
fot. Problem trzech ciał, prod. Netflix, 2023

Swoją opinię mogłem na bieżąco zderzać z moim redakcyjnym kolegą Pawłem, który książki przeczytał (i je uwielbia), ale oboje mamy podobne zdanie o produkcji. To serial dla niecierpliwych widzów. Cierpiący na chaos scenariuszowy, nierówną narrację i historię, a raczej idee w niej zawarte, które są ledwie rysem tego, co opowieść ma do przekazania. Produkcja jest raczej niewykorzystanym potencjałem i bajzlem, który ogląda się… naprawdę znakomicie. To bez wątpienia typ produkcji, w której treść, fabuła to najsilniejsze ogniwa całości. Każdy koncept jest intrygujący, magnetyzujący i mimo wielu braków w scenariuszu czy samej realizacji, historia przez osiem odcinków nie nudzi. Sam z natury nie jestem typem osoby binge-watchingującej regularnie seriale, ale Problem trzech ciał ku mojemu zdziwieniu, od samego początku wciąga, a doświadczenie z oglądania tej produkcji bez wątpienia uznaję jako naprawdę udane.

Przeczytaj również: Za mały na filmy – recenzja filmu „Za duży na bajki 2”

Zastanawiam się, w jakim stopniu to zasługa twórców, a w jakim materiału źródłowego autorstwa Cixina. Wbrew pierwszej myśli, skłaniającej się ku drugiej opcji, uważam, że mimo wielu bolączek serialu, Benioff, Weiss oraz Woo zgrabnie przenieśli poszczególne wątki na ramy narracji telewizyjnej. Zasadniczo szybko twórcom udało się związać wiele punktów na mapie fabularnej, począwszy od ustanowienia głównych postaci, aż po zagrożenie czy główny problem, z którym bohaterowie się zmagają. Choć nawet nie znając powieści Cixina, łatwo było dojść do wniosku, że twórcy ekspresowo adaptują coraz to kolejne rozdziały z książki lub jak się okazało… książek? Stąd wynika moje stwierdzenie, że to „serial dla niecierpliwych widzów”. Nie ma tu miejsca na budowanie tajemnicy, filmowych puzzli czy przestrzeni na niedopowiedzenia przez parę odcinków. Dosyć szybko jesteśmy postawieni przez konkretnymi faktami, rozwiązaniami, a w miejsce dopiero co rozwikłanych przez fabułę tajemnic, pojawiają się kolejne motywy i koncepty. To pędzący przed siebie pociąg, zatrzymujący się na stacji przez parę sekund, po czym odjeżdżający od razu na kolejny przystanek. Natomiast po wejściu do niego, naszym oczom ukazuje się widok pustego pomieszczenia.

fot. Problem trzech ciał, prod. Netflix, 2023
fot. Problem trzech ciał, prod. Netflix, 2023

To kolejny grzech Problemu trzech ciał. Niewykorzystany potencjał.

Głupio mi mówić o tym nie znając lektur, ale sam serial dał mi podstawy do ubolewania nad tym faktem. Tematy z pogranicza polityki, socjotechniki czy przede wszystkim religii są, niestety, ledwie ugryzione przez twórców. Fabuła zabiera blask pogłębieniu niektórych problemów, które przecież na papierze same wyskakują do widza. To istny samograj i po skończeniu serialu tym bardziej szkoda, że pewne wydarzenia są pokazane tak biednie oraz nijako. Produkcja z jednej strony buduje globalny charakter historii, niektóre sceny dobrze to nakreślają, ale w gruncie rzeczy świat przedstawiony jest strasznie pusty. Patrzymy na to wszystko poprzez pryzmat grupy Alfa, widzimy zaledwie pewien mikroświat naszych bohaterów, gdzie zbiorowa świadomość ludzi wokół nie istnieje. To wszystko buduje mało autentyczne i przejrzyste serialowe środowisko, które emanuje fałszem, a wszelkie próby zbudowania światowego rewizjonizmu wartości są raczej nie udane.

Warto również powiedzieć zdanie o bohaterach. Zanim zabrałem się do napisania tej recenzji, usłyszałem, że w książce również nie było ciekawych postaci i serial nieco inaczej podszedł do tej kwestii. W netflixowej ekranizacji mamy do czynienia z bohaterem zbiorowym. Grupą znajomych fizyków, w której każdy lub każda z nich na swój sposób zostaje związane z głównym zagrożeniem. Do tego mamy pewną agencję bezpieczeństwa, idącą za śladami tajemniczych śmierci naukowców, wraz z najlepszym w tym serialu Benedictem Wongiem, który wciela się w detektywa. Każda z postaci to archetypy lub pionki na szachownicy. Nie narzekałbym na to, gdyby nie, w mojej opinii, kiepskie próby nakreślenia relacji między nimi, jakiejś głębi dramatycznej, które jednak z czasem zamieniają się w drętwy melodramat. Jest tutaj sporo naleciałości z narracji stricte książkowej. Niektóre postacie przez siedem odcinków siedzą w jednym miejscu i dopiero na sam koniec twórcy zdają się o nich przypominać. To wbrew pozorom jest świadome działanie, ale ten brak balansu czy równowagi w skupieniu się na poszczególnych postaciach oraz ich wewnętrznych wątkach, mocno doskwiera całości. Nie ma tu ciągłości i spójności, a bohaterowie oraz ich wewnętrzne problemy są w chaosie porozrzucane po historii, w losowych momentach odsuwając się w cień. Nie ma tu postaci, którym szczególnie kibicujemy, a jedyne co nas przyciąga do ekranu, to wcześniej wspomniana intryga i ciekawość „co dalej?”.

fot. Problem trzech ciał, prod. Netflix, 2023
fot. Problem trzech ciał, prod. Netflix, 2023

Problem trzech ciał to również brzydki formalnie serial.

Bardzo płytki, nudny i względnie bezpieczny pod tym kątem. Dziwi to zwłaszcza z uwagi na to, ile szalonych oraz inspirujących konceptów daje sama fabuła, przenosząca nas między innymi w wirtualny świat. Realizacja chwyta się najbardziej utartych zabiegów, wszystko jest jakby odmierzone od linijki, co jednak należy odczytywać w pejoratywnych znaczeniach. Jeśli znajdziemy tu ciekawe pomysły wizualne, to są one małym fragmencikiem w morzu streamingowej banalności, do której zdążyliśmy się już niestety przyzwyczaić.

Nawet jeśli moja recenzja wybrzmiewa jako negatywna, to jednak serial uznaję jako coś fajnego. Bawiłem się naprawdę dobrze i potwierdzeniem tego jest to, że bardzo czekam na ciąg dalszy. Podobnie jak sami twórcy, którzy nawet skończyli pierwszy sezon dosyć niestarannie, jakby zaraz miał na nas czekać dziewiąty czy dziesiąty odcinek. Problem trzech ciał to angażująca produkcja, ale daleko jej do najlepszych pozycji science fiction. To przede wszystkim bezpieczna ekranizacja, nie siląca się na rozbudowaną i skomplikowaną narrację, a raczej idąca po utartych ścieżkach. Oglądało się bardzo dobrze, tkwi we mnie pragnienie na więcej, ale jednak po serialu z tak intrygującym tematem i bagażem szalenie bogatego materiału źródłowego, wypada oczekiwać czegoś więcej niż powiedzenia tylko „było okej”.

Wszystkie 8 odcinków serialu zadebiutuje na platformie Netflix 21 marca