Christopher Nolan. Dzisiaj chyba nie ma innego reżysera, którego nazwisko tak mocno jest zakorzenione w świadomości popkulturowej. Trylogia Mrocznego Rycerza, Incepcja, Interstellar i wiele innych jego tytułów z pewnością stanowi pewien symbol współczesnego kina, o którym przeciętny widz musiał przynajmniej raz usłyszeć. Twórca o tyle mainstreamowy i kochany, co również w wielu kręgach nielubiany oraz podważany ze względu na swoje specyficzne podejście do narracji oraz przede wszystkim charakterologii postaci. Jedno jest pewne – ciężko przejść obojętnie obok jego projektów. Szczególnie gdy mowa o produkcji, której wartość i znaczenie są istotne dla całej branży filmowej, która od paru lat ciągle ewoluuje, a na pewne tytuły nie ma już w niej miejsca. A taką produkcją jest bez wątpienia Oppenheimer.
Cofnijmy się jednak parę lat. Premiera Tenet. Początek pandemii. Najważniejsze ośrodki kinowe w USA zamknięte. Christopher Nolan udaje się do szefostwa Warner Bros., aby mimo obowiązujących restrykcji pandemicznych, Kalifornii oraz Nowego Jorku w twardym lockdownie oraz niepewnej sytuacji na rynku międzynarodowym, wypuścić do kin jego najnowszy tytuł. Nolan, chcąc uratować doświadczenie kinowe oraz cały przemysł, doprowadził niemalże do czegoś skrajnie odwrotnego. Tenet może nie okazał się spektakularną porażką, niemniej wynik finansowy tego filmu doprowadził do przełomowych decyzji biznesowych. WarnerMedia w grudniu 2020 roku zdecydowało się na to, aby w następnym roku wszystkie produkcje kinowe Warner Bros. otrzymały dystrybucję hybrydową — w kinach oraz na platformie HBO Max. Dla Christopera Nolana było to jak cios w serce od swojej kochanki, z którą był w owocnym związku przez 18 lat.
Swego czasu twórca Tenet w gorzkich słowach wypowiedział się o decyzji koncernu:
Niektórzy z największych twórców filmowych w naszej branży i najważniejsze gwiazdy filmowe kładli się spać poprzedniej nocy, myśląc, że pracują dla największego studia filmowego, i obudzili się, aby dowiedzieć się, że pracują dla najgorszego serwisu streamingowego.
Christopher Nolan bez wątpienia był jedną z takich osób, która najboleśniej odczuła ówczesną politykę WarnerMedia. Przywiązany do tradycyjnej formy dystrybucyjnej Nolan (i nie tylko on) nie mógł pogodzić się z faktem, że największe kinowe premiery od studia ze 100-letnią tradycją, będą wydane w kinie oraz na platformie streamingowej. Nie trzeba było być branżowym analitykiem, aby wiedzieć, w jakim celu ta strategia została ogłoszona i jaki to będzie miało impakt na same kina. Powyższa sytuacja doprowadziła do przecięcia więzi między Christopherem Nolanem a Warner Bros., co było ogromną zmianą. Przekładając to na realia piłki nożnej, jest to co najmniej casus odejścia Cristiano Ronaldo do Juventusu lub Leo Messiego do PSG. Odejście twórcy Mrocznego Rycerza z Warner Bros., to jedna z największych porażek działaczy WarnerMedia, a całą sytuację na swoją korzyść wykorzystał Universal, który po zaskakujących decyzjach dystrybucyjnych z początku pandemii, raczej nie był priorytetowym wyborem reżysera. Tak się jednak stało, a Christopher Nolan podpisał ogromną umowę z Universal Studios, aby u nich zrealizować swój najambitniejszy projekt do tej pory – historię J. Roberta Oppenheimera, ojca bomby atomowej.
Pandemia zaburzyła pewien porządek i model dystrybucyjny w Hollywood. Najpierw decyzja Universalu o wypuszczeniu filmu Trolle 2 na platformy VOD równocześnie z kinami, a potem decyzja WarnerMedia o hybrydowej dystrybucji tytułów Warner Bros. w 2021 roku. Jasnym było to, że przed-pandemiczny model nie utrzyma się. Przed 2020 roku standardem w branży było ok. 90-dniowe okno ekskluzywności kinowej. Dopiero po okresie trzech miesięcy filmu mógł zostać dystrybuowany na innych gałęziach, takich jak: VOD/PVOD, Blu-Ray/DVD, platformy streamingowe oraz telewizja kablowa. Obecnie kinowy holdback jest elastyczny i nie ma ustalonych ram. Może to być 17 dni, 30 dni lub 90 dni. Wszystko zależy od wyniku finansowego danego tytułu w obiegu kinowym. Jeśli dana pozycja nie radzi sobie za dobrze, to studio nie ma skrupułów, aby dany tytuł po okresie dwóch tygodni wrzucić na platformy PVOD.
Christopher Nolan, zmieniając barwy klubowe, liczył bardzo na to, że uda mu się zachować przed-pandemiczny model. Tak się stało. Universal przystał na jego warunki i Oppenheimer ma okno długości od 90 aż do 120 dni. W czasach przed pandemią oraz lockdownami byłoby to czymś spektakularnym, a co dopiero teraz. Ciekawe jest też to z uwagi na politykę samego studia, które na początku pandemii podjęło dość radykalne kroki dystrybucyjne i stosunkowo szybko odeszło od starego modelu. Oczywiście nie każdy twórca będzie mógł liczyć na podobne warunki, co Christopher Nolan, ale strategia dystrybucyjna Oppenheimera powie nam sporo o obecnym krajobrazie w Hollywood. Mowa w końcu o 180-minutowym thrillerze psychologicznym bez scen akcji, zrealizowanym za 100 milionów dolarów.
Przez ostatnie 2 lata na palcach jednej ręki można policzyć duże tytuły hollywoodzkie, które miało okno ekskluzywności o podobnej długości. Były to Spider-Man: Bez drogi do domu, Top Gun: Maverick oraz Avatar: Istota wody. Są to jednak tytuły o innej specyfice, nastawione głównie na rozrywkę i akcję, czyli kompletnie odwrotnie, niż historia o twórcy bomby atomowej.
Oppenheimer to nie tylko nazwisko reżysera oraz obsada gwiazd ciągnąca się w nieskończoność. Swego czasu żartem się stał proces castingowy do filmu, ponieważ codziennie dostawaliśmy informację, że coraz to kolejna hollywoodzka gwiazda pojawi się w filmie. Nie ma znaczenia, czy na większą rolę, czy krótki epizod. Każdy chciał być częścią tego procesu. Christopher Nolan przyznał, że w filmie nie ma ani jednego ujęcia zrealizowanego przy pomocy CGI, a także sama eksplozja (lub eksplozje) były stworzone przy pomocy pirotechników na planie filmowym.
Oppenheimer ma budżet na poziomie 100 milionów dolarów. Niedawno pojawiła się informacja, że film ma mieć budżet na poziomie 180 milionów dolarów, ale tę plotkę szybko zdementowano. Wciąż jednak mówimy o niesamowitym budżecie na tego typu historię. Dzisiaj jest tylko jedna osoba w Hollywood, który może otrzymać 100 milionów dolarów i do tego gwiazdorską obsadę do trzygodzinnego portretu psychologicznego. Jest nią oczywiście Christopher Nolan. A mówiąc jego nazwisko, w ostatnich latach ciężko przejść obok tematu, który stał się synonimem kinowego doświadczenia.
Choć IMAX staje się z roku na rok coraz popularniejszy, to w głównej mierze ma on bardziej znaczenie marketingowe, niż czysto artystyczne. Wystarczy spojrzeć na większość produkcji Marvela, które korzystają z dobrodziejstw tego formatu bez żadnej wizji oraz kreatywności. Można za wiele rzeczy krytykować Christophera Nolana, ale jedno trzeba mu przyznać – nikt nie zna się tak dobrze na tej technologii, co sam Nolan, który wprowadził ją do kina rozrywkowego. Interstellar, Dunkierka, Tenet, te wszystkie filmy to spektakularne wizualnie widowiska, które opierają swoją immersyjność na IMAX-ie. Ciężko dzisiaj oddzielić od siebie Nolana i IMAX-a, także nie jest zaskoczeniem fakt, że wraz ze swoim wieloletnim operatorem, Hoyte van Hoytemą, wykorzystał i w tym przypadku tę technologię. Jak się okazało, na niespotykaną wcześniej skalę.
Oppenheimer jest prawdopodobnie największym filmowym projektem w historii IMAX-a. Film został nakręcony na taśmie 70mm, której długość wynosi 17 kilometrów, a sama taśma waży 272 kilogramy.
Ostrość, przejrzystość i głębia obrazu są wyjątkowe. Dla mnie najważniejsze jest to, że kręcąc na taśmie IMAX 70 mm, naprawdę pozwalasz zniknąć ekranowi. Daje to wrażenie 3D bez okularów. Masz ogromny ekran i wypełniasz widzom peryferyjne pole widzenia. Zanurzasz ich w świecie filmu.
Nolan przyznał także, że podczas planowania filmu, spece od IMAX-a byli bardzo sceptyczni wobec tego, czy uda się zrealizować film w takiej formie. Dzisiaj wiemy, że Oppenheimer to absolutna granica metrażowa dla tego formatu, a same parametry taśmy filmowej 70mm mówią za siebie.
Jakby tego było mało, twórcy filmu stworzyli nową kamerę specjalnie dla tej historii. Część scen w Oppenheimerze jest uchwycona w czerni i bieli. Tym samym film Christophera Nolana stał się pierwszym filmem, który częściowo został nakręcony w czerni oraz bieli z użyciem IMAX-a. Taka kamera nie istniała do tej pory i Nolan wraz z Hoyte van Hoytemą musieli znaleźć rozwiązanie, gdyż kolorowanie w postprodukcji nie wchodziło w grę. Zwrócili się więc do firmy Kodak, która stworzyła i opatentowała taką kamerę.
Choć o lekturze Oppenheimer. Triumf i tragedia ojca bomby atomowej więcej mógłby powiedzieć mój redakcyjny kolega Jakub, to nawet bez zagłębienia się w pełni w 900-stronicową książkę, wiadomo, że historia Robert J. Oppenheimera jest czymś niezwykłym. Christopher Nolan podczas Cinema Conu w kwietniu przyznał, że J. Robert Oppenheimer jest najważniejszą osobą, jaka kiedykolwiek żyła, dodając: On sprawił, że świat, w którym żyjemy, zmienił się na lepsze lub gorsze. Jego historię trzeba zobaczyć, żeby w nią uwierzyć.
Prawdą jest to, że żyjemy w czasach niepewnych. Nowa zimna wojna wisi nad nami, a za naszym podwórkiem trwa najbardziej brutalna wojna od czasów II wojny światowej. Choć świat opiera się na wartości pieniądza i budowaniu kapitałów, to jedna rzecz powiewa nad wszystkim – jest nią potęga atomowa. Przynajmniej tak było przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Lęk zagłady nuklearnej wisiał nad światem, i był jak kat, który swoim wzrokiem obejmował całą ludzkość. Atom wszedł do domów, stał się częścią popkultury. W pewnym momencie staliśmy się atomowym społeczeństwem, które swój tryb życia, jego funkcjonowanie opierało na pewnych mechanizmach, podyktowanych geopolitycznym prężeniem muskułów.
Dzisiaj lęk zagłady atomowej jest trochę dalej. Mimo nuklearnych szantażów zakompleksionych panów z Kremla, wydaje się, że ich przyśpiewki trzeba na ten moment włożyć między bajkami. Faktem jest natomiast to, że nuklearna mocarstwowość Rosji dyktuje warunki w trakcie wojny ukraińsko-rosyjskiej, kreśląc na mapie granice, do jakiego miejsca Ukraina (wraz ze sojusznikami) mogą się posunąć. Ta granica jest skutecznie przesuwana dalej przez nieudolność armii rosyjskiej oraz paniczną politykę Kremla, ale pokazuje to, jak dzisiaj atom może kreślić reguły gry.
Gdy za parę dni siądziemy w kinowych fotelach i zostaniemy porwani spektaklowi, wrócimy jako społeczeństwo do lęków sprzed dekad. Obserwując historię stworzenia bomby atomowej, człowieka, który pragnął i nienawidził tego jednocześnie, warto jednak skierować nasz wzrok na inną kwestię. Rzecz, która już dzisiaj jest towarem niezwykle atrakcyjnym dla rozgrywek geopolitycznych i której rozwój przeraża samych inżynierów.
Sztuczna inteligencja weszła do życia codziennego, stała się elementem pracy i wsparcia w wielu dziedzinach. Już dzisiaj chat-GPT czy Midjourney zagościły na dobre w wielu gałęziach przemysłowych, a inne firmy technologiczne rozpoczęły pracę nad własnymi wynalazkami, aby ruszyć w pościg za bardziej rozwiniętymi firmami.
Kiedy naukowcy z projektu Manhattan nie wiedzieli, jak zadziała wybuch bomby atomowej i czy nie podpali on atmosfery, my dzisiaj nie wiemy, jakie skutki będzie miała sztuczna inteligencja. Wizja tego, że powierzymy AI dzierżenie bomb atomowych czy kierowanie wojskowym wyposażeniem jest straszna, ale nie tak odległa. To się już dzieje na pewną skalę i nie możemy z tym nic zrobić. Jesteśmy w okresie fuzji, ciągłych zmian, za którymi nie nadążamy i technologie, które pomagają nam w wielu rzeczach, mogą się stać naszą zgubą.
Oppenheimer Christophera Nolana ma szansę się stać współczesnym klasykiem amerykańskiej kultury. Sięgając po historię J. Roberta Oppenheimera, istnieje szansa na zgłębienie lęków, konfliktów oraz napięć, które żyły w naszej świadomości przez ostatnie dekady. Choć to się utarło, dzisiaj ponownie trawi nas lęk zmian, za którymi nie nadążamy oraz nie jesteśmy w stanie przewidzieć ich skutków, być może tragicznych. Choć mam mieszane uczucia do dużej części filmografii Christophera Nolana, to od początku czuję, że jego najnowsza pozycja będzie zgoła inna. Nie narracyjna czy wizualna popisówka, choć to rzecz jasna też, ale i pewien list otwarty. Nolan przyznał, że nie chciał, aby widownia oceniała Oppenheimera, ale go zrozumiała. Poznała jego losy, które mimo upływu lat mogą nadal stanowić symbol ciążącej nad nami niepewności.
Premiera Oppenheimera już w najbliższy piątek.