Dramaty społeczne Tima Mielantsa — „Steve” i „Drobiazgi takie jak te”

Jakub Marciniak05 października 2025 15:51
Dramaty społeczne Tima Mielantsa — „Steve” i „Drobiazgi takie jak te”

Tim Mielants powraca na ekrany, tym razem we współpracy z Netflixem. Steve to kolejny projekt, którego główną twarzą jest nie kto inny jak Cillian Murphy, jeden z pomysłodawców filmu i bliski przyjaciel scenarzysty i autora książkowego pierwowzoru. Czy Steve dorównał ich poprzedniemu filmowi?

Twórczość Maxa Portera nie należy do łatwych w adaptacji. Przekonali się o tym twórcy tegorocznego Czasu kruka, który, chociaż doceniony przeze mnie, spotkał się z raczej mieszanym przyjęciem. Brytyjczyk, który studia poświęcił psychoanalizie, feminizmowi oraz zgłębianiu najbardziej radykalnych odmian sztuki performatywnej, od początku swojej literackiej kariery rzucał wyzwania formie. Chociaż jego powieści podejmują istotne tematy (zarówno w skali społecznej jak i intymnej, indywidualnej) to przede wszystkim angażują niestandardowymi decyzjami technicznymi, a ich (jedynie pozornie kontrolowany) chaos jednych zachwyca, innych odrzuca. Najlepiej pokazuje to powieść z 2023 roku, Shy, będąca brawurową, modernistyczną próbą zgłębienia psychiki zagubionego nastolatka (przebywającego w specjalnej placówce resocjalizacyjnej), zmagającego się z ciężkimi problemami — dzieciaka z marginesu, który staje w obliczu najważniejszej decyzji swojego życia.  

Polifoniczna powieść dla wielu czytelników — z zupełnie zrozumiałych powodów — może się okazać nie do przebrnięcia. Ciągnące się przez wiele stron rozdziały pozbawione są nie tylko jasnej perspektywy, ale również znaków interpunkcyjnych, zamieniając coś, co u innego pisarza byłoby powolną, repetytywną introspekcją, w kaskadę wrażeń. Ciężko wskazać ciekawsze, bardziej prowokujące uchwycenie wewnętrznej walki zagubionego dziecka i niepoukładanego chaosu jego wewnętrznego życia. I ta forma w zupełności wystarczy, by uczynić Shy’a powieścią interesującą, nadrabiając z nawiązką merytoryczną pustkę historii Portera. Chociaż nowatorska, to perspektywa głównego bohatera nie trafiła do serc czytelników tak, jak historia bohaterów drugoplanowych – nauczycieli i opiekunów. To oni najbardziej przemówili do czytelników, szczególnie tych, którzy ich życie znać mogą z autopsji. Właśnie o nich Porter po spotkaniach autorskich rozmawiał najczęściej. Jak sam podkreśla, za każdym razem będąc zaskoczonym tym, jak bardzo drugoplanowy wątek jego historii, może rezonować z odbiorcami. Z drugiej strony, co sam autor dostrzega, nauczyciele w Wielkiej Brytanii są jednymi z największych ofiar niedziałającego systemu. Porzucają pracę z powodu zdrowia psychicznego, nie radzą sobie zarówno z presją jak i koniecznością obcowania z pokoleniem, które przegrywa wojnę z własnymi problemami (Porter wskazuje, że samobójstwo jest główną przyczyną śmierci Brytyjczyków poniżej 30 roku życia).  

Nie powinno więc dziwić, że właśnie tym tropem podążyła adaptacja książki. Steve czyni z powieściowego Shy’a bohatera drugoplanowego. Pierwsze skrzypce przekazuje dyrektorowi placówki Steve’owi, który zarówno mierzy się z codziennymi wyzwaniami jak i z nieuchronnym (i niespodziewanym) zamknięciem szkoły, której oddał swoje życie. Steve to intrygujący przykład kompletnego przemodelowania oryginalnej opowieści. Nie tylko poprzez zmiany narracyjne czy formalne, ale przede wszystkim te związane z samym sednem historii. Z ekspresji udręczonego umysłu przechodzimy do kompleksowej analizy społecznego i (a może przede wszystkim) moralnego kryzysu, w obliczu którego Wielka Brytania stoi od lat.  

Dramaty społeczne Tima Mielantsa - "Steve" i "Drobiazgi, takie jak te", Steve reż. Tim Mielants, 2025, dys. Netflix
Steve reż. Tim Mielants, 2025, dys. Netflix.

Wraz z premierą miniserialu Dojrzewanie na Netflixie, publika miała okazję zapoznać się z omawianą problematyką. Jednym z wątków produkcji była relacja między władzami a dziećmi. W dziele Jacka Thorne’a i Stephana Grahama mamy jednak do czynienia w dużej mierze z kryzysem cywilizacyjnym, wynikającymi z rozwoju technologii, patologicznej relacji między młodymi ludźmi a internetowymi personami i w końcu narastającego niezrozumienia między płciami. Steve wraca do problemów pierwotnych: dzieciaków, których mało kto chce zrozumieć, których los nie budzi przerażenia, fascynacji czy nie motywuje światowych debat. Dzieciaków, których najchętniej nie widzielibyśmy w naszym otoczeniu. Dzieciaków, którym bardzo szybko przypina się łatkę „patologii”. Młodych ludzi, kompletnie pogubionych, bezbronnych w starciu z zewnętrznym światem, porzuconych przez bliskich i przez system. Steve, chociaż bardzo wyraźnie skupiony na krytyce Wielkiej Brytanii, jest bardzo uniwersalny, boleśnie zrozumiały dla nas wszystkich. 

Wiedząc już, czym ten film jest, w pełni rozumiem czemu za jego adaptację zabrał się Tim Mielants. Początkowo ta decyzja wydawała się umotywowana jedynie faktem, że bardzo dobrze zna gwiazdę projektu, Cilliana Murphye’go, który jednocześnie jest przyjacielem i częstym kreatywnym partnerem Maxa Portera (autor sam napisał scenariusz do filmu). Czytając Shy’a nie zakładałem, że będzie dobrym wyborem do tej historii. Głównie z powodu tego, jak wierny swoim materiałom źródłowym bywa Mielants. Widać to było przy jego poprzednim utworze, Drobiazgi takie jak te, który w pełni zasługuje na miano ekranizacji, a nie adaptacji. Wraz ze Steve’em Mielants pokazuje, że potrafi zaryzykować i ruszyć własną ścieżką. Podkreśla to decyzjami artystycznymi, formalnie prezentując film zupełnie inny od Drobiazgów: pulsujący, intensywny, brutalny, pozbawiony chłodnej, wysublimowanej melancholii poprzednika. W paru scenach Mielants próbuje nawet poprzez jazdy i fikołki kamery, zabawy perspektywą i montażem nawiązać do literackiego rozgardiaszu książki. Słusznie jednak nie porywa się na ową ekstrawagancję zbyt często. 

Oba filmy mają jednak wyraźne, wspólne mianowniki. Przede wszystkim głębokie społeczne zaangażowanie reżysera i ekipy. Drobiazgi takie jak te i Steve czerpią z tradycji wyspiarskiego dramatu społecznego, co i rusz nawiązując do prac wielkich twórców. Nie sięgając po najbardziej oczywiste przykłady (Ken Loach) przywołam dwie reżyserskie prace Petera Mullana, Tyranouzaura i Siostry Magdalenki, formalnie i tematycznie dzielące półkę z najnowszymi dziełami Mielantsa. Szczególnie te drugie są bardzo mocno powiązane z Drobiazgami. Każda z historii opowiada o nadużyciach za kościelnymi murami. Z Tyranozaurem filmy Mielantsa łączy natomiast elegancja i cierpliwe, powolne kreślenie filmowej rzeczywistości; z historią za której siłę odpowiadają w dużej mierze wybitni aktorzy (w energicznym Stevie są zdecydowanie bardziej stonowani niż w Tyranozaurze). Czuć w jego pracy głębokie niezadowolenie z obecnego stanu rzeczy. Akcje filmów dzieją się co prawda w przeszłości, ale przemawia to jedynie na rzecz siły ich argumentów: Mielants okrutnie punktuje system, wytykając mu niechęć do rozwiązania kryzysów od dekad prześladujących brytyjskie społeczeństwo. Reżyser posuwa się dalej. Krytykuje jednostki, szczególnie w Drobiazgach, filmie, który jest — koniec końców — przede wszystkim o konformizmie, zmowie milczenia, o braku odwagi i poczucia obowiązku wobec drugiego człowieka. Cała opowieść jest oczekiwaniem na jeden bardzo prosty, niewielki, akt odpowiedzialności. Czegoś, o co brak Mielants za każdym razem oskarża społeczeństwo. Problemem w jego kinie jest nie tylko bezosobowy rząd czy nieludzkie prawo, ani rozkochanie pewnych polityków w kapitalistycznym systemie. Problemem jest również sąsiad, który oswoił się z krzykami z drugiego mieszkania. Przejezdny, który nie chce słuchać błagania przemarzniętej dziewczyny. Kochająca, pracowita matka, której nie interesuje nic więcej poza jej własnymi dziećmi. Wszyscy. 

Dramaty społeczne Tima Mielantsa - "Steve" i "Drobiazgi, takie jak te", Drobiazgi takie jak te reż. Tim Mielants, dys. Canal+, 2024
Drobiazgi takie jak te reż. Tim Mielants, dys. Canal+, 2024

Protagonista Drobiazgów, ostatecznie podejmuje dobrą decyzję. Nie ma w tym jednak bohaterstwa, twórca nie celebruje aktu bezinteresownej empatii. Raczej przytupuje niecierpliwie, pytając: „czemu tak późno?”. Pochwała dla jednostek przychodzi w Stevie, który jest wyraźnym, bardzo osobistym hołdem dla tych, którzy dedykują swoje życie innym. Bohaterowie nowego filmu Netflixa nie są pozbawieni wad, zmagają się z własnymi demonami, ostatecznie jednak są właściwymi osobami na odpowiednim miejscu. Szczególnie główny bohater, którego z podopiecznymi łączy poczucie winy, uległość wobec własnych uzależnień i widoczne jak na dłoni zagubienie. 

Znamienne w filmach Mielantsa jest brak odpowiedzi na pytanie „dlaczego to robisz?”. W Drobiazgach możemy się jedynie domyślać co stoi za ostateczną decyzją Billa Furlonga. W Stevie zostajemy nawet wyprowadzeni w pole, Porter i Mielants podrzucają nam kilka sugestii odnośnie tego co motywuje tytułowego bohatera. Kreślą nam, wydawałoby się, najbanalniejszy możliwy portret, tylko po to, by na sam koniec kompletnie zaburzyć obraz prywatnego życia bohatera Murphy’ego. Takie traktowanie motywacji bohaterów wpisuje się idealnie w prezentowany przez jego filmy światopogląd Mielantsa. Rzeczywistość reżysera to świat, w którym pytanie „dlaczego robisz to co słuszne” jest pytaniem niewłaściwym, niegodnym odpowiedzi. Zamiast tego powinniśmy pytać: „dlaczego tego nie robisz”. Co powstrzymuje cię przed podjęciem słusznej decyzji, skoro doskonale wiesz, jaka ona jest? Ciężko o pytanie bardziej aktualne, bardziej uniwersalne. Szczególnie w Wielkiej Brytanii, tak rozgoryczonej decyzjami swych liderów w praktycznie każdej kwestii: od polityki migracyjnej po niechęć do stawienia czoła izraelskim zbrodniom w Palestynie i tym samym wzięcia odpowiedzialności za wyrządzone w przeszłości krzywdy.

Przekaz Mielantsa jest prosty, ale zarazem radykalny, kompletnie odporny na kontrargumentacje. Podobnej stanowczości i klarowności poglądów ze świecą szukać w państwie, od lat znajdującym się na rozdrożu. Kryzys społeczny, gospodarczy, tożsamościowy. Oburzenie obywateli idealnie pokazały ostatnie wybory: powrót po ponad dekadzie do władzy centro-lewicy, bolesna porażka konserwatystów. Keir Starmer nie okazał się raczej rozwiązaniem wszelkich problemów Wysp. Premier i jego polityka są celem agresywnych ataków prawicy (również zagranicznej), a młodzi wyborcy zaczęli z nadzieją patrzeć na projekt nowej, lewicowej partii Jeremy’ego Corbyna. W siłę rośnie również Partia Zielonych. Obywatele Wielkiej Brytanii zdają się liczyć, że polityka społeczna i wartości lewicowe mogą być rozwiązaniem ich problemów, za które w dużej mierze odpowiadają wieloletnie rządy strony konserwatywnej. Tim Mielants zresztą i ten spór komentuje w najnowszym filmie, poprzez krótki, ale bardzo dobitny dialog z parlamentarzystą oraz przeciągającą się dyskusje dotyczącą właściwego wydawania pieniędzy podatników. Umiejscowienie akcji filmu w latach 90. i kreślenie pararel do ery post-Thatcher jedynie umacnia przekaz opowieści, obnażając pętle problemów w jakich znajduje się brytyjskie społeczeństwo. Warto pochwalić Portera i Mielantsa, że są jednocześnie w swoich politycznych odniesieniach subtelni, pokładając dużą wiarę w świadomości widza.

Drobiazgi, takie jak te i Steve to filmy politycznie zdecydowane i odważne, a przy tym kompletnie pozbawione dydaktyzmu, przez cały czas przede wszystkim skupione na bohaterach. W czasach, w których tak wielu mistrzów brytyjskiego kina ma problemy z finansowaniem swoich projektów (Jim Sheridan, Ken Loach), Tim Mielants (Belgijczyk!) wydaje się jednym z najciekawszych kontynuatorów lewicowej myśli w kinie. Chociaż na pewno jego kino w swej formie może sprawiać wrażenie szlachetniejszego, pozbawionego szorstkości kitchen-sink drama, to jego serce bije dokładnie tym samym rytmem, co serca dawnych mistrzów.  

Steve dostępny jest na platformie Netflix. Drobiazgi takie jak te możecie znaleźć w wypożyczalniach VOD oraz w abonamencie Canal+.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to