Spójrz mi w oczy – recenzja filmu „Love Life”. Mastercard OFF Camera 2023

Stanisław Sobczyk08 maja 2023 12:00
Spójrz mi w oczy – recenzja filmu „Love Life”. Mastercard OFF Camera 2023

W ostatnich latach możemy obserwować wzrastającą popularność kina japońskiego. Filmy z Kraju Kwitnącej Wiśni skradają serca widowni i krytyków, zdobywając nieraz najważniejsze nagrody na światowych festiwalach. Niech za najlepsze przykłady posłużą Złodziejaszki, które w 2018 nagrodzono Złotą Palmą w Cannes, oraz nagrodzone Oscarem Drive My Car. Poza Hirokazu Koreedą i Ryusuke Hamaguchim, którzy już od dawna odnoszą imponujące sukcesy, warto zwrócić uwagę także na twórczość innych współczesnych reżyserów z Japonii. Jednym z nich jest Koji Fukada, który jest już stałym gościem europejskich festiwali. W 2016 w Cannes pokazał swoje bardzo ciepło przyjęte Okaleczenie. W 2019 na festiwalu w Locarno pojawiła się natomiast jego Zaginiona dziewczyna, która była bardzo kreatywnym thrillerem bawiącym się strukturą i linearnością. Polscy widzowie mogą kojarzyć Fukadę także z Żarliwości, czyli aż czterogodzinnego romansu, który można było obejrzeć na jednej z ostatnich edycji Nowych Horyzontów. Najnowszy film tego bardzo interesującego twórcy zadebiutował w zeszłym roku, w konkursie głównym festiwalu w Wenecji. Love Life zebrało bardzo pozytywne recenzje, a po raz pierwszy w Polsce można je było zobaczyć podczas właśnie zakończonej krakowskiej OFF Camery. Okazuje się, że produkcja jest nawet lepsza niż wcześniejsze dzieła reżysera.

Taeko i Jiro są małżeństwem od roku. Razem wychowują Keitę, sześcioletniego syna kobiety z pierwszego małżeństwa. Żyje im się dobrze, chociaż rodzice mężczyzny nie akceptują ich związku. Pewnego dnia, podczas trwającej w mieszkaniu rodziny imprezy, dochodzi do strasznego wypadku, w którym ginie Keita. Wszyscy pogrążają się w żałobie. Na pogrzebie pojawia się Park – biologiczny ojciec dziecka, który jest niesłyszącym bezdomnym. Zrozpaczona po utracie syna Taeko zaczyna opiekować się swoim byłym mężem i stara się za wszelką cenę pomóc mu w wyjściu na prostą.

fot. Love Life, reż. Koji Fukada

Love Life na pierwszy rzut oka może przywodzić na myśl telenowele, zresztą bardzo popularne w Japonii. Skojarzenie może się wydawać o tyle trafione, że poprzedni film reżysera – Żarliwość – był w pewnym stopniu parodią takich produkcji i miał nawet rozszerzoną, serialową wersję. Natomiast Love Life bardzo szybko skręca w nieoczywistym kierunku i unika wszelkiego rodzaju ckliwych, sztampowych rozwiązań. Tak więc Fukada nigdy nie pokazuje nam scen rzewnego płaczu czy kłótni. Zamiast tego woli ciche konfrontacje, w których bohaterowie nie potrzebują nawet słów.

Właśnie z powodu tej subtelności film powinien przypaść do gustu wszystkim tym, którzy w 2021 zachwycali się twórczością Ryusuke Hamaguchiego. Skojarzenia z Drive My Car są o tyle oczywiste, że Love Life także opowiada o stracie i również zawiera wiele scen, w których bohaterowie opowiadają o tym, co czują, za pomocą języka migowego. Produkcja Fukady na wielu płaszczyznach przypomina jednak także Asako. Dzień i noc – jeden z wcześniejszych filmów Hamaguchiego. Obydwa tytuły mówią wiele o zapomnianej miłości oraz pięknu tkwiącym w zwykłej codzienności. Zresztą Love Life porusza bardzo wiele tematów, które już od dawna są obecne w japońskim czy w ogóle azjatyckim kinie. Koji Fukada niczym Edward Yang w I raz, i dwa pokazuje zwykłych ludzi, ich codzienne tragedie i zmagania. Nigdy nie próbuje nas szokować czy manipulować naszymi emocjami.

Love Life jest też z pewnością najdojrzalszym filmem japońskiego reżysera. Zaginiona dziewczyna i Żarliwość były oczywiście bardzo udane, ale stanowiły raczej kreatywną zabawę formą. Natomiast najnowsze dzieło Fukady niesie za sobą największy ładunek emocjonalny i wydaje się najbardziej szczere. Historię poznajemy z perspektywy kilku bardzo różnych bohaterów. Każdy z nich przeżywa śmierć Keity w zupełnie inny sposób. Z jednej strony mamy Taeko, która nie jest w stanie przepracować straszliwych wydarzeń. Jej sposobem na rozwiązanie tej sytuacji jest odnowienie kontaktu z dawnym mężem, który przypomina jej o starych czasach. Poza tym Park jest jedyną osobą, która nie ukrywa swoich emocji i nie próbuje zapomnieć o zmarłym synu. Zupełnie inną taktykę obiera Jiro, który stara się nie myśleć o sobie i zależy mu przede wszystkim na komforcie żony. Tak naprawdę jednak ucieka od problemów i nie jest w stanie skonfrontować się z ciężką sytuacją. „Jak długo już rozmawiamy, nie patrząc sobie w oczy” – mówi w pewnym momencie Jiro, orientując się, że nie może stale unikać trudnych tematów. Fukada oferuje nam także kilka zupełnie innych perspektyw. Matka, która zupełnie nie radzi sobie w zastanej sytuacji, ojciec, który nie umie rozmawiać o problemach, ale chce pomóc, czy Park, który dzięki bezpośredniości jest dla Taeko cichym wsparciem. Najważniejsze jest jednak to, że reżyser nie ocenia żadnego z tych bohaterów. Stara się po prostu zrozumieć ich motywacje i sposoby radzenia sobie w kryzysowej sytuacji, z której nie ma prostego, jednoznacznego wyjścia.

fot. Love Life, reż. Koji Fukada

Co ciekawe, opowiadając o tak przerażających wydarzeniach jak śmierć dziecka, reżyser nie unika także humoru. Love Life jest niezwykle dojrzałe i potrafi opowiadać historię w zupełnie bezpretensjonalny sposób. Fukada wie, że nie musi zalewać widza kolejnymi mocnymi, smutnymi scenami, by ten zrozumiał tragedię bohaterów. Zamiast tego woli pokazywać szczere rozmowy oraz powolny, trudny powrót do normalności. Chyba najlepszym tego przykładem jest finał, w którym pojawia się pewien zabawny zwrot akcji, który zmienia nasz sposób patrzenia na postać Parka. Wydaje się, że wielu europejskich i amerykańskich twórców próbowałoby go pokazać jako tragedię i ostateczną porażkę Taeko. Tymczasem u Fukady, kiedy sytuacja jest kryzysowa, protagonistka rozumie swoje położenie i zaczyna sama śmiać się z własnego położenia. To właśnie ten moment jest dla niej bodźcem, który pozwala jej przepracować sytuację i chociaż w pewnym stopniu pogodzić się ze śmiercią Keity. Właśnie dlatego jednymi z ostatnich rzeczy, jakie wypowiada w Love Life, jest „spójrz mi w oczy” wypowiedziane w kierunku Jiro, ponieważ dopiero kiedy małżonkowie będą mogli szczerze porozmawiać o tym, co się wydarzyło, będą mogli to przepracować.

Love Life to przede wszystkim film o radzeniu i nieradzeniu sobie ze śmiercią. To poruszająca historia opowiedziana w niezwykle szczery, dojrzały sposób. Najnowsze dzieło Kojiego Fukady z pewnością przypadnie do gustu wszystkim tym, którzy płakali, oglądając Drive My Car, I raz, i dwa Edwarda Yanga czy wczesne filmy Hirokazu Kore-edy. Love Life z pewnością nie trafi do każdego, można się z tym filmem emocjonalnie rozminąć. Jednak nie zmienia to faktu, że dawno nie było w kinie pozycji, która tak pięknie opowiadałaby o ludziach i ich codziennych problemach.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to