Za blisko słońca – recenzja filmu „Megalopolis”

Stanisław Sobczyk16 maja 2024 21:30
Za blisko słońca – recenzja filmu „Megalopolis”

Megalopolis był klasykiem zanim jeszcze widzowie mogli zobaczyć choć jeden jego kadr. Przez ostatnie miesiące czy wręcz lata film obrósł legendą, a sama historia jego powstania to zapewne materiał na książkę, a może i osobny film. Wszyscy z zapartym tchem czekali na pierwsze od 13 lat dzieło Francisa Forda Coppoli mające być jego opus magnum. Wszyscy żywo reagowali na pierwsze zdjęcia i klipy z produkcji. Teraz Megalopolis zadebiutowało wreszcie na festiwalu w Cannes, a po pierwszych pokazach powiedzieć można jedno – historia kina tworzy się na naszych oczach.

W mieście Nowy Rzym genialny architekt Cesar Catilina chce stworzyć wymarzoną utopię – Megalopolis. Na jego drodze staje burmistrz Franklyn Cicero oraz członkowie arystokracji walczący o wpływy i władzę.

Na planszy tytułowej najnowszego filmu Coppoli widnieje mały dopisek – „A Fable”. To określenie okazuje się wyjątkowo trafne, bo właśnie tym jest Megalopolis: wielką, amerykańską baśnią. Historią o upadku imperium zachodniej cywilizacji. Od razu należy zaznaczyć, że Coppola nie sili się na żadną subtelność. Nowy Jork to u niego Nowy Rzym, a bohaterowie noszą imiona najbardziej znanych Rzymian. Z tym, że tę dosłowność czy momentami wręcz łopatologiczność można wybaczyć w baśniowej konwencji, szczególnie, że reżyser jest w niej wyjątkowo konsekwentny. Przez cały film prowadzi nas narracja z offu, obrazy nowoczesnego miasta tętnią magią. Nawet tytułowe Megalopolis, które chce zbudować Catilina, przypomina najbardziej stereotypowe, bajkowe wizje utopii.

fot. Megalopolis, reż. Francis Ford Coppola

Megalopolis to spojrzenie Coppoli na współczesność. Film pełen portretowania imprez, wysokich sfer w jak najbardziej przerysowany, wręcz kreskówkowy sposób. Chociaż w świecie, jaki portretuje reżyser, nie ma Internetu, jego miejsce zastępuje telewizja, w której karykaturalnie umalowane dziennikarki z imionami tak kuriozalnymi jak Wow Platinum rozmawiają z szalonymi gwiazdami. Lud chce chleba i igrzysk, z tym, że klasyczne walki gladiatorów zastąpiły już afery w świecie celebrytów. W Nowym Rzymie rozwarstwienie społeczne jest widoczne na pierwszy rzut oka. Bogacze, współcześni arystokraci w drogich sukniach bawią się w luksusowych apartamentach, a kilka przecznic dalej biedota umiera, tracąc domy w kolejnych wyburzeniach i katastrofach.

Po raz kolejny: to wszystko może brzmieć bardzo prosto i nieprzekonująco. To przecież dość grubo ciosana krytyka dzisiejszego, kapitalistycznego społeczeństwa pełnego hedonizmu i erotyki. Jednak w tej baśniowej konwencji to po prostu działa, szczególnie, że Coppola okrasza wszystkie te morały wspaniałą stroną wizualną i kreatywnym montażem. Mówiąc o powolnym upadku imperium, pokazywanie wszystkich tych degeneracji, epatowanie złymi cechami arystokracji i karykaturalni bohaterowie są jak najbardziej na miejscu. Przy okazji takie postacie jak wspomniana już Wow Platinum, epatująca seksualnością femme fatale, są świetną przeciwwagą dla ambitnego Cesara, któremu w życiu przyświecają wielkie cele.

Megalopolis nie byłoby nawet w połowie tak dobre, gdyby nie cała stylizacja, którą obiera Coppola. Sama historia to prosta baśń ubrana w piękny kostium, w której fabuła wielokrotnie schodzi na dalszy plan, by dać miejsce wizualnym popisom reżysera. Megalopolis prezentuje obłędnie. To niezwykły zbiór różnorodnych stylistyk i kulturowych tropów – film, który wygląda jakby powstał w innej epoce. Coppola czerpie inspiracje z wielu źródeł – klasycznego, greckiego teatru, francuskiego impresjonizmu, hollywoodzkiego kina lat 50., historycznych epiców, steampunku czy – co chyba najbardziej zaskakujące – teledyskowej stylistyki z początku lat 00.

Reżyserów, którzy potrafiliby połączyć tak różne, nieraz sprzeczne motywy i zrobić z nich spójną, konsekwentną wizję, można by policzyć na palcach ręki. Coppola zdecydowanie do tej grupy należy. Megalopolis to wspaniały chaos, zachwycający blichtrem, skalą i eklektyzmem. To dzieło, które ze sceny na scenę potrafi przeskoczyć z klasycznych ujęć do celowo kiczowatego CGI. To wszystko świetnie zgrywa się też z tematyką filmu. Czy my sami nie żyjemy przecież w postmodernizmie, pełnym kolaży i remiksów łączących ze sobą cechy kultury niskiej i wysokiej? Coppola wrzuca do jednego worka Ben-Hura i teledyski Britney Spears, tworząc powalający efekt.

fot. Megalopolis, reż. Francis Ford Coppola

Zaznaczyć należy również, że wszystkie te inspiracje są świetnie zrealizowane od strony technicznej. Reżyser sprawnie operuje kiczem. Efekty specjalne tam, gdzie mają być tandetne, takie są, ale kiedy indziej są już w pełni profesjonalne i ciężko im cokolwiek zarzucić. Megalopolis jest pełne niezwykłych ujęć, imponujących swoją skalą i kreatywnością. Część z nich zobaczyć można było w trailerze i już tam robiły ogromne wrażenie, a co dopiero oglądane na wielkim ekranie. Film przede wszystkim jest świetny w portretowaniu miasta. Nowy Rzym wygląda obłędnie, łącząc różne style architektoniczne. To miasto zbudowane na kontrastach, przeważnie tych między biedotą a arystokracją. Pochwalić należy także montaż, który w wielu scenach jest głównym bohaterem filmu. Coppola na przykład rewelacyjnie wykorzystuje split screen, co najlepiej wychodzi w długiej sekwencji świątecznej.

Jest w Megalopolis jedna scena tak zaskakująca, że wstrząsnęła całą widownią. Coś, czego w kinie jeszcze nigdy nie widziałem, co przesuwa granicę immersji. Coś, czego każdy powinien doświadczyć sam. Niech o wyjątkowości tej sceny świadczy to, że może ona utrudnić regularną dystrybucję filmu na całym świecie.

Mam nadzieję, że mimo to widzowie będą mogli tego doświadczyć, choć boję się, że ten zabieg jest na tyle szokujący, a pokazów w Cannes na tyle dużo, że niedługo nagrania z kina wyciekną i pojawią się w sieci. I niezależnie, czy ta scena rzeczywiście wnosi coś do filmu, czy jest tylko kolejnym odpałem szalonego megalomana z kamerą, robi ogromne wrażenie i nie da się obok niej przejść obojętnie.

Także aktorsko film Coppoli stoi na wysokim poziomie. Dobrym pomysłem było obsadzenie w roli głównej Adama Drivera, bo choć aktor miewał w karierze lepsze, bardziej emocjonalne role, tu też wypadł świetnie. Cesar jest dość klasyczną postacią, przypominająca tragicznych bohaterów greckich dramatów czy hollywoodzkich filmów lat 50. Marzy o zrealizowaniu swojej utopii i choć jego cele są szczytne, działania nie zawsze. Pada ofiarą własnej ambicji, bo choć radzi sobie z abstrakcyjnymi ideami, nie umie obchodzić się z ludźmi i najbardziej przyziemnymi sprawami. Sam w sobie architekt nie jest może szczególnie oryginalnym protagonistą, ale obudowany odpowiednią ilością wyrazistych, karykaturalnych postaci drugoplanowych, sprawdza się naprawdę dobrze. Pomaga też to, że Driver jest po prostu świetnym aktorem, który we wielu scenach gra głównie mimiką czy samymi oczami. Z pewnością dużo będzie się mówiło o występie Aubrey Plazy, bo aktorka nigdy w swoim dorobku nie miała jeszcze tak przerysowanej, zapadającej w pamięć kreacji. Jest rewelacyjna jako karykaturalna femme fatale. W jej scenach seksapil wręcz wylewa się z ekranu. Poza tym Megalopolis ma jeszcze szereg po prostu dobrych, konsekwentnych występów drugo i trzecioplanowych. Giancarlo Esposito wciela się w postać klasycznego, nowojorskiego burmistrza i jak zwykle trzyma poziom, Nathalie Emmanuel jest niezła jako love interest Cesara, a Shia LaBeouf był chyba najlepszym wyborem do odegrania maniakalnego, bogatego szaleńca.

fot. Megalopolis, reż. Francis Ford Coppola

Nie ulega wątpliwości, że Megalopolis będzie tak samo chwalone, jak i krytykowane. Tak jest ze wszystkimi wielkimi filmami, które stawiają sobie gigantyczne cele, nie zawsze możliwe do zrealizowania. I ta krytyka może być nieraz słuszna, bo film to z pewnością wymysł megalomana. Twórcy tak samo genialnego, jak i szalonego. Niezwykły eksperyment, który dla jednych będzie najlepszym filmem w historii, a dla innych pretensjonalną papką, przerostem formy nad treścią i bełkotem starego dziadka, który w kinie się już skończył. Nie ulega wątpliwości, że Megalopolis dla Coppoli często jest po prostu popisem. Pokazaniem swoich umiejętności, próbą wywołania zachwytu przez jak najdziwniejsze, najbardziej ekstremalne zabiegi formalne. Dlatego ciężko mi się dziwić, że do niektórych ta wizja zupełnie nie trafi. W końcu jest maksymalnie przesadzona.

Jednak niezależnie od tego, czy się Megalopolis kupuje, czy też nie, nie można zaprzeczyć, że to nadal piękny sen. Próba nakręcenia jednego z największych filmów w historii i to, czy jest udana czy też nie, za wiele lat nie będzie wcale najważniejsze. To jeden z najambitniejszych filmów XXI wieku i powrót jednego z największych żyjących reżyserów. Coppola pewnie gdyby chciał mógłby dalej kręcić oscarowe filmy dla największych hollywoodzkich studiów. Godnym podziwu jest, że zamiast tego postanowił spełnić marzenie i nakręcić coś wiekopomnego. Chociaż zajęło mu to wiele lat i kosztowało go wiele wyrzeczeń, finalnie się udało, a film, który w ten sposób powstał jest niezwykły, jedyny w swoim rodzaju. Zbudowany na skrajnościach, nigdy nie idący na półśrodki. Dla Coppoli w tym przypadku po prostu nie ma żadnych ograniczeń.

Megalopolis to nowa amerykańska baśń, różna od wszystkiego innego, co możemy znaleźć w kinie. Coś, co już nigdy się nie powtórzy. Seans filmu przyniósł mi uczucie, którego jeszcze nie znałem. Siedząc na sali kinowej, na pierwszym otwartym dla szerszej widowni pokazie Megalopolis czułem, że historia kina tworzy się na moich oczach. Może za kilka miesięcy efekt minie, może przy kolejnych seansach bolączki rzucą się w oczy, ale tego uczucia nikt mi już nie odbierze. Niezależnie czy efekt końcowy się lubi, czy nie, już za to oraz za tak odważną próbę reżysera należy docenić. Podczas gdy koledzy po fachu Coppoli kręcą filmy regularnie, często rozdrabiając się na drobne, ten zdecydował się polecieć tak blisko słońca, jak się tylko da… i o dziwo wcale nie spadł.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to