Kto jest potworem? – recenzja filmu „Monster”

Stanisław Sobczyk19 maja 2023 20:00
Kto jest potworem? – recenzja filmu „Monster”

Hirokazu Kore-eda od wielu lat jest nierozerwalnie powiązany z festiwalem w Cannes. To we Francji zdobywał najważniejsze nagrody i to tam pokazywał większość swoich filmów już od 2001 roku. W 2018 roku jego Złodziejaszki zdobyły najwyższe wyróżnienie, czyli Złotą Palmę za najlepszy film. Po tym imponującym sukcesie Kore-eda postanowił wykorzystać swoją szansę i nakręcił dwa filmy poza rodzinną Japonią. Francuska Prawda z Catherine Deneuve i Juliette Binoche w 2019 otworzyła festiwal w Wenecji i chociaż była naprawdę dobra, przeszła zupełnie bez echa. Drugi film reżyser nakręcił w Korei Południowej i zadebiutował on na zeszłorocznym festiwalu w Cannes. Baby Broker został doceniony za rolę Songa Kang-ho, ale był mocno średnim, nudnym filmem, nie mającym nic oryginalnego do zaoferowania. Już w tym roku w Cannes debiutuje nowy, wreszcie japoński projekt Kore-edy. Czy Monster to powrót do formy reżysera i czy uda mu się powtórzyć wielki sukces Złodziejaszków?

Młody chłopiec Minato zaczyna zachowywać się dziwnie. Wychowująca go samotnie matka, zaniepokojona sytuacją, dowiaduje się, że chłopak był słownie i fizycznie zaatakowany przez jednego z nauczycieli. Kobieta konfrontuje się z władzami szkoły i rozpoczyna swoją walkę o sprawiedliwość.

Hirokazu Kore-eda ma swój charakterystyczny styl i wszystkie jego filmy wyglądają w dosyć podobny sposób. Mimo to reżyserowi zdarza się eksperymentować z konwencją i sposobem opowiadania historii. W przypadku Monstera reżyser zdecydował się na specyficzną konstrukcję, która może przywodzić na myśl kultowy Rashomon Akiry Kurosawy. Kore-eda opowiada historię z perspektywy trzech różnych bohaterów. Rozwiązanie to pozwala budować napięcie i często grać z oczekiwaniami widza. Kiedy opowiada się to samo trzy razy można wpaść w wiele różnych pułapek. Idealnym przykładem jest Ostatni pojedynek Ridleya Scotta, który co prawda był bardzo udanym filmem, ale momentami niepotrzebnie się powtarzał i był za długi. Kore-edzie udało się uniknąć tego błędu. W zasadzie prawie żadne sceny nie są w całości powtarzane, każdy segment dodaje dużo nowego materiału i szerszego kontekstu. Przede wszystkim Monster nie traktuje widza jak idioty. Reżyser nie stara się wpychać nam morału w dialogi, wierzy w to, że samemu połączymy fakty. Już to czyni produkcję dużo ciekawszą i lepszą w odbiorze od Brokera.

fot. Monster, reż. Hirokazu Kore-eda, dystrybucja Best Film

Dzięki swojej specyficznej konstrukcji Monster potrafi świetnie grać z oczekiwaniami widza. Przez to, że film przybiera perspektywę konkretnego bohatera, my zaczynami obserwować świat jego oczami i wierzymy w to, co ten uważa za prawdę. Dlatego właśnie kiedy matka Minato jest zła na system, który nie robi nic ze stosującym przemoc nauczycielem, my też zaczynamy być zdenerwowani, emocjonalnie angażujemy się w historię. Tymczasem już w kolejnym segmencie Kore-eda jest w stanie całkowicie wywrócić nasze oczekiwania. W wielu momentach filmu słyszymy kluczowe pytanie – „Kto jest potworem?”. Im dłużej Monster trwa, tym bardziej zastanawiamy się, kto jest antagonistą historii, kto kłamie i odpowiada za krzywdę wyrządzoną Minato. Tymczasem japoński reżyser odwraca nasze oczekiwania. Daje głos każdej postaci i pokazuje, że problemy mogą wywodzić się z nieporozumień, a niekoniecznie z intencjonalnie wyrządzonego zła. Tak naprawdę postać, której najbliżej do bycia tytułowym potworem jest ta, której na ekranie jest najmniej. Monster to jeden z najdojrzalszych, najbardziej ludzkich filmów Kore-edy. Reżyser nikogo nie ocenia, nie chce moralizować, zamiast tego chce, żebyśmy zrozumieli każdy punkt widzenia.

Monster to też z całą pewnością jeden z najbardziej wielowarstwowych filmów Hirokazu Kore-edy. Widzowie jeszcze długo po seansie będą się zastanawiać nad wszystkimi wątkami i tym, co za nimi idzie. Film porusza choćby temat, który pojawiał się w bardzo wielu produkcjach reżysera (szczególnie we francuskiej Prawdzie). Chodzi o prawdę, to czym tak naprawdę ona jest i czy bywa gorsza, bardziej bolesna od małego, z pozoru niewinnego kłamstwa. Ten problem jest podkreślony szczególnie w wątku szkoły, a dokładniej jej dyrektorki. Bohaterowie w pewnym momencie uznają nawet, że przyznanie się do czegoś, czego się nie zrobiło, by nie musieć toczyć trudnej walki o prawdę, jest najlepszym rozwiązaniem. Zresztą różne postacie Monstera postrzegają prawdę oraz jej znaczenie w zupełnie różny sposób. Dla niektórych jest celem samym w sobie, dla innych tylko jednym z czynników. Warto zwrócić szczególną uwagę na wspomnianą już postać dyrektorki, która nie ma może wiele miejsca ekranowego, ale jest naprawdę niejednoznaczna i napisana w nieszablonowy sposób.

Hirokazu Kore-eda po raz kolejny udowodnił, że potrafi w niezwykle naturalny sposób portretować dzieci, ich zachowania oraz relacje. Na wielu płaszczyznach Monster może przywodzić na myśl zeszłoroczne Blisko, co najlepiej widać w finale. Japoński reżyser pokazuje dzieci wiarygodnie, bez gloryfikacji czy demonizacji. Umie też świetnie prowadzić młodych aktorów, tak, by ci pokazywali na ekranie nawet skomplikowane emocje.

Monster to dla Hirokazu Kore-edy nie tylko powrót do Japonii, ale i do formy. Reżyser opowiada bardzo ciekawą historię w kreatywny, nieszablonowy sposób. Film jest niezwykle dojrzały, szczery, z całą pewnością złapie widzów za serce. Festiwal w Cannes dopiero się zaczął, ale już teraz można założyć, że Monster znajdzie się w jego ścisłej czołówce, a może nawet uda mu się powtórzyć zeszłoroczny sukces Blisko Lukasa Dhonta.