Kac Zakopane – recenzja filmu „Niebezpieczni dżentelmeni”. 38. Warszawski Festiwal Filmowy

Stanisław Sobczyk24 października 2022 16:00
Kac Zakopane – recenzja filmu „Niebezpieczni dżentelmeni”. 38. Warszawski Festiwal Filmowy

Ostatnimi czasy polskie kino rozrywkowe zmierza w naprawdę dobrą stronę. Oczywiście cały czas na ekranach królują sztampowe komedie romantyczne z białymi plakatami, ale raz na kilka miesięcy pojawia się coś rzeczywiście interesującego. W lesie dziś nie zaśnie nikt, Wszyscy moi przyjaciele nie żyją, Magnezja, Najmro. Kocha, kradnie, szanuje czy Apokawixa, którą nadal można oglądać w kinach. Te produkcje miały swoje problemy, ale udowodniły, że jest w Polsce miejsce na kreatywne i zaskakujące komedie. Kolejnym filmem wpisującym się w ten trend są Niebezpieczni dżentelmeni, którzy zadebiutowali na Warszawskim Festiwalu Filmowym. 

Film opowiada fikcyjną historię rozgrywającą się w Zakopanem w 1914 roku. Tadeusz Boy-Żeleński, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Joseph Conrad i Bronisław Malinowski budzą się w górskiej chatce po ciężkiej imprezie, kompletnie nie pamiętając poprzedniego wieczoru. Sytuacja komplikuje się, kiedy w domu znajdują zwłoki nieznanego mężczyzny.

fot. Niebezpieczni dżentelmeni, reż. Maciej Kawalski, dystrybucja Next Film

Nawet sam koncept Niebezpiecznych dżentelmenów jest wyjątkowo zaskakujący i nieoczywisty. Film wzbudził spore zainteresowanie już kilka miesięcy temu, kiedy zapowiedziano, o czym ma opowiadać. Fikcyjna zagadka kryminalna wykorzystująca postacie znanych artystów z początku zeszłego wieku to coś, czego w polskim kinie jeszcze nie było. Z jednej strony potencjał był duży, ale z drugiej były obawy, czy film nie wypadnie nijako lub nudno. Sam, udając się na seans, byłem zainteresowany, ale też nastawiony lekko sceptycznie. Tytuł jednak zaskoczył mnie już od pierwszych minut tym, że nie jest wcale kryminałem opartym na dialogach, osadzonym w jednej lokacji. To raczej szalona komedia z dużą grupą barwnych postaci i humorem na pierwszym planie. Intryga oczywiście w Niebezpiecznych dżentelmenach jest, ale w pewnym momencie schodzi na drugi plan. Zamiast tego w późniejszej części filmu dostajemy dużo akcji i widowiskową strzelaninę w teatrze.

Niebezpieczni dżentelmeni świetnie sprawdzają się jako komedia. Nie było chyba w tym roku równie zabawnej, polskiej produkcji (może poza Apokawiksą). Film Macieja Kawalskiego ma grono niezwykle barwnych, charyzmatycznych bohaterów. Nie mam zamiaru nic zdradzać, ale widzowie z pewnością będą zaskoczeni tym, jak dziwne postacie historyczne pojawiają się w filmie. Produkcja jest absurdalna i kompletnie się tego nie wstydzi. To samoświadoma i pełna szalonych pomysłów komedia pomyłek. Film oczywiście miewa słabsze żarty, ale przez jego przeważającą część cała sala bawiła się rewelacyjnie. Jego największą zaletą jest to, że jest absolutnie nieprzewidywalny, bezwstydny i oryginalny. Oby w polskim kinie pojawiło się więcej takich projektów.

fot. Niebezpieczni dżentelmeni, reż. Maciej Kawalski, dystrybucja Next Film

Tym, co już od dawna zwracało uwagę na Niebezpiecznych dżentelmenów, jest imponująca obsada aktorska oraz zaskakujące wybory castingowe. Najgorzej z czwórki głównych bohaterów wypadł Bronisław Malinowski odgrywany przez Wojciecha Mecwaldowskiego. Nie jest źle zagrany, ale po prostu nijaki na tle reszty i jako jedyny nie ma w scenariuszu własnego, konsekwentnie poprowadzonego wątku. Przez sporą część filmu jest tylko ekranowym partnerem dla charyzmatycznego Witkacego. Protagonistą filmu jest Tadeusz Boy-Żeleński. To najracjonalniejszy z bohaterów, którego oczami poznajemy historię. Wątek jego wyzwalania się spod wpływu innych i budowania poczucia własnej wartości nie jest może szczególnie subtelny, ale bardzo dobrze działa w obranej konwencji i ma odpowiednią puentę. Tomasz Kot okazał się idealnym castingowym wyborem i pokazał, że świetnie sprawdza się w komediowych rolach.

Zdecydowanie najbardziej charakterystycznym bohaterem filmu, który przypadnie do gustu wszystkim widzom, jest Stanisław Ignacy Witkiewicz – wszechstronny artysta, dziwak i narkoman. Witkacy jest w filmie nie tylko źródłem humoru, ale i postacią tragiczną. Jego relacja z Żeleńskim świetnie sprawdza się w finale, a motyw niechęci do ludzi przynosi wiele udanych żartów. Miło zobaczyć Marcina Dorocińskiego w luźniejszej roli, w której mógł wykazać się kreatywnością i talentem komediowym. Ostatnim z czterech tytułowych dżentelmenów jest Joseph Conrad, w którego wcielił się Andrzej Seweryn. Bohater nie ma może w filmie szczególnie istotnego wątku, ale wypada ciekawie, odgrywa rolę w wątku Żeleńskiego i bywa zabawny.

W produkcji pojawia się jeszcze wielu dobrych aktorów w nieoczywistych rolach. Na szczególną pochwałę zasługuje Michał Czernecki, który pierwszy raz od dłuższego czasu dostał interesującą rolę i pokazał, że jego warsztat aktorski nie ogranicza się tylko do schematycznych komedii romantycznych. Widzowie z pewnością docenią jego występ i będą zaskoczeni kiedy zobaczą, w kogo się wcielił.

Niebezpieczni dżentelmeni to kolejna zaskakująca i świeża polska komedia. Humor na wysokim poziomie, grupa barwnych, rewelacyjnie odegranych bohaterów oraz wysoki, realizacyjny poziom, do którego przyzwyczaiło nas już Aurum Films. Stylistyka i żarty z pewnością nie przypadną do gustu wszystkim widzom, ale już samą kreatywnością film powala większość polskiego kina rozrywkowego. Warto zapamiętać nazwisko Macieja Kawalskiego, który może jeszcze nieraz nas zaskoczyć. Miejmy też nadzieję, że tak ciekawe pomysły znajdą dofinansowanie i w kinach zobaczymy w najbliższym czasie kolejne tak udane produkcje jak Najmro, Apokawixa czy właśnie Niebezpieczni dżentelmeni.

fot. Niebezpieczni dżentelmeni, reż. Maciej Kawalski, dystrybucja Next Film