Do odważnych kosmos należy – recenzja filmu „Obcy: Romulus”

Filip Mańka17 sierpnia 2024 14:06
Do odważnych kosmos należy – recenzja filmu „Obcy: Romulus”

Niecałe 50 lat temu nikt nie usłyszał krzyku załogi statku Nostromo. Od tego momentu seria Obcy stała się jedną z najbardziej wpływowych i rozpoznawalnych franczyz w kinie, rozlewając się z czasem na inne media. To nie tylko Ksenomorf, straszny obcy, który potrafił nawiedzać nas w koszmarach, ale również bogactwo tematów, różnych form, które przychodziły wraz z kolejnymi odsłonami. Dzisiaj witamy nowy film z serii, Obcy: Romulus, który jest pierwszą próbą Disneya z tą marką. Czy podobnie jak w przypadku załogi Nostromo, będziemy za parę dekad pamiętać o śmiałkach ze stacji Romulus?

Mało w kinie tak wyrazistych, różnorodnych i po prostu fascynujących franczyz filmowych, co seria Obcego. To zderzenie różnych wizji, pomysłów sprawia, że każdy film jest swoistym obcym w szeregach serii, czasem w drapieżny sposób wygryzając wątki z poprzedniej produkcji czy drastycznie obracając status quo marki. Ten lęk, strach przed nieznanym, dominującym przestrzenie kosmiczne, czy przede wszystkim – ponurą wizją przyszłości, znalazł swoje odbicie w przerażającym, ale jednocześnie fascynującym Ksenomorfie, który ewoluował z każdym filmem. Zaczęliśmy od gotyckiego oraz mrocznego horroru, przeszliśmy przez kino wojenne, kiczowaty film akcji i skończyliśmy na filozoficznym dyptyku od Ridleya Scotta, który nadał marce nowy sens.

Te inne spojrzenia na serię, przy całym wachlarzu wad, dla mnie w piękny sposób stanowią serce tej franczyzy, która nigdy nie zatrzymywała się w obrębie tego, co znane, a odważnie wychylała swój wzrok poza horyzont. Obawiałem się, że twórca Obcy: Romulus, Fede Alvarez, przez naciski korporacji stworzy raczej bezpieczne, ponowne przywitanie widzów z Obcym. Na całe szczęście Romulus koło słowa bezpieczny nie stoi, natomiast sam film podąża po nakreślonej przez serię trajektorii, będąc zlepkiem motywów z poszczególnych odsłon, który wygląda jak przejażdżka przez park rozrywki, skrywająca za każdym rogiem inną atrakcję z innego filmu.

Do odważnych kosmos należy - recenzja filmu „Obcy: Romulus”, dys. Disney
fot. Obcy: Romulus, reż. Fede Alvarez, dys. Disney

Historia nowego Obcego rozgrywa się między Obcym – ósmy pasażerem Nostromo a Obcym: Decydujące starcie. Na górniczej planecie Jackson’s Star poznajemy Rain i jej przyszywanego, syntetycznego brata Andy’ego, którzy wraz ze znajomymi pragną opuścić kolonię. Na ich drodze staje oczywiście Ksenomorf, który znalazł się na opuszczonej stacji Romulus.

Na dobre i na złe, Obcy: Romulus jest dziwnym filmem. To hybryda serii – piękna, głupia, czasem irytująca, a jeszcze czasem szokująca. To fanserwis i choć samo określenie ma dzisiaj pejoratywne znaczenie, mówiąc je w kontekście Obcego, trzeba dwa razy zastanowić się, co ono właściwie znaczy. To przecież niezwykle eklektyczna, zlepiona z różnych glin i poruszająca się po różnych orbitach seria. Romulus, wbrew pozorom, unika jednolitej formy. Czerpie schematy i nawiązania z różnych odsłon, zaczynając od powolnego, psychologicznego horroru w stylu pierwowzoru, po drodze przetaczając się po scenach akcji rodem z filmu Camerona i ekscentryczności jak z Obcy: Przebudzenie, a w międzyczasie próbując zaspokoić fanów Prometeusza oraz Przymierza.

Obcy: Romulus imponuje przede wszystkim w sferze kreacji świata. To wibrujący, pełen szczegółów i zamysłu inscenizacyjnego film, który bez wątpienia wybija się na tle większości blockbusterów. To spektakl kinowy zabierający nas w duchową podróż do lat 70., w imponującym stylu odwzorowując retrofuturyzm świata Obcego, przy tym pewnie sięgający po inne założenia wizualne. Choć film fabularnie podąża znajomymi szlakami, Alvarez wielokrotnie próbuje pokazać daną scenę inaczej, niż byśmy zakładali. Sporo w tej produkcji kreatywnych pomysłów na sceny akcji i sekwencje z pogranicza body horroru, ale także małych detali, czy to formalnych, czy światotwórczych, które potrafią zaskoczyć. Choć bez dwóch zdań największą siłą filmu jest ostatnie 20 minut, które w duchu serii wrzuca piąty bieg, z czego sam Jean-Pierre Jeunet pewnie byłby dumny.

Przeczytaj też: Pusta puszka Pandory – recenzja filmu „Borderlands”

Zanim jednak nasi bohaterowie doszli do finału, to razem z nimi przeszliśmy przez koszmary i tajemnice stacji Romulus. W iście growej narracji bohaterowie musieli przejść z punktu A do punktu B, a ich drogę swoją bezduszną ekspozycją oświecał pewien powrót postaci, który działa niczym rak na filmie w najgorszym tego słowa znaczeniu. To pusta gratyfikacja dla fanów marki, która w swoim pokracznym przedstawieniu w połączeniu z fabułą nieświadomie zaciera granice między medium filmowym a growym. Od tego epizodu zaczyna pulsować coraz więcej problemów filmu stającego się więźniem samego siebie. Zaczyna się gra pozorów, nawiązaniami, cytowaniem, w której Fede Alvarez raczył widzom pokazać, że rozumie serię, ale nie pragnął wyjść poza strefę komfortu. Można się sprzeczać w tej kwestii co do oszałamiającego finału, ale jednak jak spojrzymy wstecz, to inne filmy oferowały równie dziwne pomysły.

Do odważnych kosmos należy - recenzja filmu „Obcy: Romulus”, dys. Disney
fot. Obcy: Romulus, reż. Fede Alvarez, dys. Disney

Choć film imponuje w wielu kwestiach, tak nie mogę odrzucić od siebie płynącego z niego elementu fałszu. Fałszu, który bije z tej narracji, świata czy historii. Dobrym przykładem jest sam Ksenomorf – symbol tej serii, który zawsze szedł ramię w ramię z samym twórcą oraz jego wizją. Alvarez pieczołowicie wprowadza nas w świat, budując grunt pod pierwsze spotkanie z monstrum, które rzeczywiście w tym względzie imponuje. Szybko ten czar jednak pryska, a Ksenomorf staje się dosyć nudnym przeciwnikiem. Zagrożeniem bez charakteru i, zgodnie z tradycją serii, w duchu samego filmu, który w gruncie rzeczy też nie ma spójnej wizji. Doceniam Alvareza i cały zespół od efektów specjalnych za rewelacyjny wygląd potwora, fizykę i zachowanie wszystkich obcych elementów w filmie, ale pod tą biomechaniczną powłoką nic się nie kryje.

Ksenomorf stanowiący martwą tkankę treści filmu to wierzchołek góry lodowej. Alvarez chciał opowiedzieć historię wychodzącą naprzeciw innym filmom i ująć w obiektywie kamery spojrzenie młodych ludzi pragnących wyrwać się ze stagnacji, kapitalistycznej rzeczywistości przykrywającej piękno życia. Poznajemy Rain i Andy’ego, gdzie ta pierwsza pragnie wyrwać się z ponurej planety. Na ich drodze staje Ksenomorf, który symbolicznie odzwierciedla siłę grawitacji, w której dzisiaj wszyscy żyjemy i która trzyma nas w rzeczywistości nie do końca szczęśliwej dla nas. Ten obiecujący punkt wyjścia zostaje zbombardowany przez mnogość tematów podejmowanych wcześniej przez serię. Bez wchodzenia w spoilery, w historii pewną rolę odgrywa wątek z ostatnich filmów Ridleya Scotta, ale jego realizacja pozostawia wiele do życzenia. Wiele w tej marce pozostaje poza kurtyną i oczami widza, gdyż piękno a jednocześnie groza tego świata tkwi w jego tajemniczości. Obcy: Romulus za bardzo tego przed nami nie chowa i kiedy film wykłada wszystkie karty na stół, historia oraz jej konstrukcja bardziej przypomina coś – bez urazy – z tanich komiksów czy gier niż filmów, które w inteligentny sposób kreowały aurę nieodkrytej mitologii. Film w zasadzie powtarza wszystkie tezy serii, co pozostawia u mnie niesmak, zwłaszcza trzymając głęboko w sercu miłość do poprzednich dwóch filmów.

Do odważnych kosmos należy - recenzja filmu „Obcy: Romulus”, dys. Disney
fot. Obcy: Romulus, reż. Fede Alvarez, dys. Disney

Być może pisząc tę recenzję bardziej przemawia przeze mnie to, co mi się nie podoba niż podoba, ale warto jeszcze raz podkreślić, że wyszedłem z kina raczej zadowolony. To nie jest Obcy, jakiego chciałem, daleko mi do zachwytów, ale jednocześnie pełno tu pomysłów, kreatywności i ambicji, którą muszę docenić. Seria Obcego to już pewien monolit, który ugruntował swoją pozycję w popkulturze, a renesans niektórych filmów w dyskursie pokazuje, jak specyficzna i z pewnością długowieczna jest to marka. Obawiam się, że Romulus może pozostać trochę z boku serii, jako ten projekt, który działa tu i teraz. Dla nowych odbiorców, dla których jest to pierwsze zetknięcie z Ksenomorfem. Nie bez kozery paradygmat filmu opiera się na pierwowzorze, ale po drodze odbija się o inne istotne motywy czy DNA tej serii. Chylę czoła przed nie odwróceniem wzroku od tych gorzej przyjętych odsłon, zwłaszcza Prometeusza czy Obcego: Przebudzenie, które chyba najbardziej stoją na tyle dyskursu w mainstreamie. Przynajmniej na razie.

Czy Romulus przetrwa taką próbę czasu? Czy Rain pozostanie Ellen Ripley dla nowego pokolenia? Odpowiedź wydaje się oczywista, ale nieraz ta seria mnie tak zaskakiwała, odwracała moje wewnętrzne przekonania, że być może i tu się mylę. Wiem natomiast, że ja i ta garstka fanów prequeli serii na pewno chciałaby dalszy ciąg przygód Davida, dalszy ciąg filozofii oraz fascynującego rozbudowywania mitologii. Muszę jednak wyjść naprzeciw moich pobratymców, bo cieszę się, że dostałem po prostu fajnego Obcego, będącego dobrą rozrywką, który potrafi zaskoczyć oraz pójść niekiedy odważną ścieżką.

Obcy: Romulus od czwartku jest grany w kinach w całej Polsce.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to