Kino kocha geniuszy. Jednostki wybitne, wymykające się schematom i wyprzedzające swoje czasy. Już od początków istnienia medium reżyserzy sięgali po sylwetki takich ludzi i inspirowali się ich żywotami. Biografie filmowe powstają od dekad, a jednym z ich najczęstszych tematów pozostają artyści, pisarze i muzycy. Przez wiele lat różni twórcy próbowali pojąć istotę geniuszu, czasem przedstawiając go jako boski dar, innym razem jako sumę traumatycznych doświadczeń. Ciężko jednak o drugie filmowe dzieło, które mówiłoby o samej idei wybitności w sposób tak nieszablonowy, jak Amadeusz Miloša Formana.
Amadeusz to w świecie filmowych biografii prawdziwy ewenement. Dzieło, które radykalnie odchodzi od skostniałej, gatunkowej konwencji, zamiast tego stawiając na opowieść całkowicie nową, która jest tak inna od hollywoodzkich laurek przeważnie wystawianych wielkim artystom. W filmie Formana tytułowego Mozarta trudno nawet nazwać najważniejszą postacią. Reżyser i scenarzysta, Peter Schaffer, autor oryginalnej sztuki teatralnej, na której Amadeusz bazuje, przedstawiają historię wielkiego kompozytora z perspektywy jego zaciekłego rywala – Antonio Salieriego. Podczas gdy wielu twórców próbowało zrozumieć geniusz postaci historycznych, o których mówili, prezentując czołobitne, hagiograficzne spojrzenie, Forman jest w swoim podejściu dużo bardziej krytyczny i enigmatyczny. Uczłowiecza Mozarta, skupiając się nie na jego boskim, ale ludzkim obliczu.
Mozart to artystyczna legenda. Wzór do naśladowania, złote dziecko i osobowość, która w kręgach muzycznych ma w zasadzie status świętego. Postać, której nazwisko zapisało się wielkimi literami nie tylko w historii sztuki, ale i całej ludzkości. Jego kompozycje to definicja ponadczasowości, stale wykorzystywane po dziś dzień, setki lat po śmierci ich autora.
Ten boski status Mozarta jest znany Salieriemu, głównemu bohaterowi Amadeusza. Włoch przed poznaniem kompozytora zadaje więc sobie pytanie – „czy taki talent jest wypisany na twarzy?”. Odpowiedź przychodzi szybko i jest, delikatnie mówiąc, rozczarowująca. Mozarta poznajemy w filmie jako człowieka próżnego, który bardziej niż sztuką zdaje się być zainteresowany zabawami i przelotnymi romansami. Można by pomyśleć, że Wolfgang nie ma nic wspólnego z wyniosłymi wartościami, z którymi kojarzone są jego dzieła. W filmie Formana doniosła muzyka kompozytora zestawiona jest ze scenami, w których ten przymierza ubrania, pije i harcuje na salonach, skupiając się na zagarnianiu sobie uwagi szlachcianek. Mozart to nie podniosły mistrz, ale celebryta marzący o luksusach, uznaniu i wysokim statusie społecznym. Krótko mówiąc, człowiek, którego można by określić mianem po prostu płytkiego.
Jakby tego było mało, Mozart Formana zdaje się postrzegać nawet własną sztukę w sposób dużo luźniejszy niż wszyscy jego wyznawcy. Salieri, słuchając utworów kompozytora, widzi w nich muzyczny geniusz. Dostrzega wszystkie niuanse, wyrafinowanie i siłę przekazu. Uważa pracę Mozarta nie tylko za ludzki talent, ale i niezwykły dar od samego Boga. Tymczasem Amadeusz reprezentuje skrajnie inne podejście. Gdy mówi o swojej sztuce, skupia się na zabawie. Wystawianie wielkich oper dla cesarzy i arystokratów traktuje na równi z improwizowaniem luźnych melodyjek na bankietach i wystawianiem sztuk dla plebsu. Największe znaczenie ma dla niego aspekt widowiskowy, nie okazuje żadnej wdzięczności czy pokory. Jest pewien swoich wybitnych umiejętności i nie ma żadnego problemu z tym, by wykorzystywać je w najbardziej trywialnych celach.
Mozart Formana to postać od podstaw oparta na pewnym paradoksie. To jedna osoba, w której tkwi zarówno mały, próżny człowiek, jak i wielki geniusz, który bez najmniejszego wysiłku potrafi zredefiniować całą gałąź sztuki, którą się zajmuje. Spoglądając na ten wewnętrznie sprzeczny obraz doświadczymy dysonansu, tego samego zresztą, który napędza w filmie Salieriego. Całe życie byliśmy kulturowo przyzwyczajani do określonego obrazu jednostki wybitnej. Takiej, która dochodzi na szczyt ciężką pracą, wyrzeczeniami i wykorzystaniem własnego potencjału. Mozart jest zaprzeczeniem tego wszystkiego. To człowiek, który odnosi sukces niezależnie od otoczenia i ludzkich słabości, z którymi bynajmniej nie próbuje walczyć. Bawi się, jest płytki, nie ma w sobie ani grama pokory, a mimo to osiąga to, czego nie potrafi żaden jego konkurent, niezależnie od tego, jak wiele pracy by w to włożył.
Jak to możliwe, że jeden człowiek może być zarówno definicją życiowych porażek, jak i artystycznych sukcesów? Na to pytanie nie ma odpowiedzi, bo już samo zadanie go zawiera w sobie błąd logiczny. Za samą istotą geniuszu nie stoi żadna filozofia. Nie ma sprawdzonego przepisu czy zbioru zasad. Trudno w ogóle jasno powiedzieć, czy geniuszem można zostać, czy trzeba się nim urodzić. Sposób, w jaki Mozart czuje i rozumie muzykę, jest skrajnie unikatowy, niemożliwy to zduplikowania ani wyuczenia. I może właśnie to jest w tym najbardziej frustrujące i prowadzi do zupełnie demotywującego wniosku, jaki płynie z Amadeusza – niezależnie od ilości włożonej pracy czy wyrzeczeń większość z nas nigdy nie będzie mogła osiągnąć nawet ułamka geniuszu.
Podczas gdy Mozarta u Formana definiuje wewnętrzna sprzeczność i paradoks związany z samym jego funkcjonowaniem, nienawiść jaką odczuwa wobec niego Salieri jest całkowicie logiczna i prosta do zrozumienia. W końcu czy jest coś bardziej uniwersalnego niż ludzkie poczucie niesprawiedliwości i próba walki z nim? Gdyby świat rządził się konsekwentnymi, uczciwymi zasadami, Salieri powinien być na miejscu Mozarta. To w końcu on musiał przejść cięższą drogę w życiu, to on poświęcił się w pełni muzyce, wreszcie to on był tym pokornym, stale pracującym, który trzymał się ówczesnych reguł. A mimo to, niezależnie od tego, jak wiele z siebie dawał, pozostawał jedynie przeciętnym kompozytorem, tak wtórnym wobec wszystkich artystów, którzy tworzyli przed i po nim. Poza tym to, że Salieri nie ma tego talentu, którym natura (bądź jak powiedziałby on sam – Bóg) obdarzyły Mozarta, to nie jego wina. Smutna prawda, którą odkrywa włoski kompozytor jest taka, że niezależnie od włożonego wysiłku, zawsze w końcu trafi na mur, którego nie będzie w stanie przeskoczyć. Ten sam mur, który dla Mozarta właściwie nie istnieje i nie stanowi żadnej przeszkody na drodze ku perfekcji.
Ponadto, co jeszcze bardziej utrudnia całą sprawę, Salieri nie jest głupi. Gdyby rozumiał muzykę w tak małym stopniu jak większość słuchaczy, pewnie nawet nie zwróciłby uwagi na Mozarta i nie zawracałby sobie głowy jego sukcesami. Podobnie jak jego nadworni przyjaciele z opery krytykowałby tylko austriackiego kompozytora za nieprzestrzeganie dawnych reguł i oburzał się wprowadzanymi przez niego zmianami. Niestety Salieri nie jest ignorantem i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że konkurent przewyższa go w każdym aspekcie. Kiedy cesarz mówi mu, że stworzył najlepszą operę w historii, nie cieszy się z tego, bo wie, że zdanie władcy nie ma żadnego znaczenia, a jego dzieło nadal nie może się równać z kompozycjami Mozarta. Pewnie gdyby Salieri miał w sobie choć część z próżności i samouwielbienia Wolfganga, byłby w stanie po prostu to wszystko zignorować. Zamknąć się w bańce adoratorów i zbywać wszelkie dochodzące do niego sygnały o własnej słabości. Antonio to jednak człowiek ambitny, a nic nie frustruje go tak bardzo, jak mur postawiony na jego żmudnej drodze ku perfekcji. Szczególnie, że istnienie ów muru uzmysłowił mu człowiek, który reprezentuje w sobie wszystkie cechy, których Salieri tak nie znosi.
Choć Salieri kieruje się w swoich działaniach całkowicie logiczną i zrozumiałą złością, jego stosunek do Mozarta też jest sam w sobie paradoksalny. Z jednej strony Włoch odczuwa wobec rywala nienawiść, jest jego najzacieklejszym przeciwnikiem, bez przerwy stawiającym kłody na jego drodze. Z drugiej jest największym z fanów Mozarta, pierwszym człowiekiem, który zrozumiał jego geniusz. Salieri ogląda wszystkie sztuki Wolfganga, zachwyca się ich wielkością, jako jedyny rozumie ich nowatorskość. Nic dziwnego, że te skomplikowane emocje, jakie nim szargają, w końcu prowadzą go do szaleństwa.
Wróćmy na chwilę do samej idei paradoksu. Elementu, który rządzi bohaterami Amadeusza, a także ich skomplikowaną relacją. Mozart to mały człowiek i wielki artysta, Salieri jest cnotliwy i pokorny, ale muzycznie mierny. Ten pierwszy gardzi drugim, ale to właśnie w nim znajduje oparcie pod koniec życia. Gdyby nie on, nigdy nie stworzyłby swojego największego dzieła. Ten drugi nienawidzi pierwszego, ale ubóstwia jego sztukę. Gdyby nie on, nigdy nie zdałby sobie sprawy z własnego poziomu.
I tu dochodzimy do ostatniego już paradosku. Obydwaj kompozytorzy są swoimi przeciwieństwami, ale równocześnie mają wspólne cechy. Zarówno jednego, jak i drugiego ukształtowała trudna relacja z ojcem, która odcisnęła nieodwracalne piętno na ich życiu i sztuce, nad obydwoma zdaje się wisieć pewne widmo. Salieri nigdy nie zająłby się muzyką, gdyby jego tata, stanowczo zabraniający mu poświęcać się jej, nie zmarł w młodym wieku. Tymczasem Mozart nigdy nie osiągnąłby swojego statusu, gdyby nie ojciec, który od najmłodszych lat pchał go na salony arystokratów.
Figura Boga-ojca sprawującego ciągłą pieczę nad bohaterami to jeden z istotniejszych symboli w Amadeuszu. Reprezentuje ją zarówno mroczny Leopold Mozart, człowiek stanowczy i surowy wobec syna, jak i figura Jezusa na krzyżu, którą Salieri trzyma w swojej kwaterze. Obydwaj kompozytorzy przypominają braci Kaina i Abla. Mozart niczym biblijny Abel jest beztroski, obdarzony niezwykłym talentem i zdolny osiągnąć wszystko, czego zapragnie. Salieri jak Kain pieni się na niesprawiedliwość ze strony ojca i postanawia zemścić się na nim, zabijając ukochane, złote dziecko Boga.
Chyba najciekawszym aspektem całego tego konfliktu, jaki przez niespełna trzy godziny buduje Forman, jest to, że każdego z bohaterów jesteśmy w stanie zrozumieć. Każdy z nich reprezentuje pewne uniwersalne cechy i kieruje się prostymi, przyziemnymi emocjami. Trudno nam pojąć istotę geniuszu Mozarta, natomiast sama jego próżność i zamiłowanie do zabaw to coś jak najbardziej powszechnego. Większość z nas, obdarzona takim uznaniem, korzystałaby z płynących z niego społecznych korzyści. Równocześnie nietrudno pojąć też rozczarowanie Salieriego. W końcu nie ma nic bardziej bolesnego niż patrzenie na młodszą, bardziej utalentowaną osobę, do której sukcesów nigdy nie będziemy się nawet w stanie zbliżyć. Może więc bardziej niż filmem o istocie geniuszu, Amadeusz jest opowieścią o mierności. O tym, że każdy z nas w końcu będzie musiał pogodzić się z własną przeciętnością, a nawet jeśli jest jedną z tych nielicznych jednostek, które posiadają niezwykły talent, nie oznacza to, że kiedykolwiek osiągnie szczęście. Podczas gdy większość twórców biografii wybitnych postaci, skupia się na tym, że każdy jest wyjątkowy i ciężką pracą może zajść gdzie tylko zechce, Forman nie pozostawia żadnych złudzeń – wszyscy jesteśmy częścią królestwa miernot.
Amadeusz obecnie grany jest w polskich kinach w nowej, odrestaurowanej wersji 4K. Za dystrybucję odpowiada Past Perfect. 27 września o godzinie 18:00 w kinie Luna odbędzie się specjalny DKF Immersja, gdzie będziemy mieli okazję porozmawiać o tym wybitnym tytule. Portal Immersja jest partnerem medialnym filmu.