„Politechnika”. Retrospektywa Denisa Villeneuve’a

Filip Mańka16 lutego 2024 17:05
„Politechnika”. Retrospektywa Denisa Villeneuve’a

8 lat po premierze Maelström, Denis Villeneuve powrócił na stołek reżysera. Choć termin najbardziej osobistego filmu reżysera wolę zachować na Diunę, tak Politechnika w wielu kwestiach zdaje się przekraczać ramy standardowego kina, wprost uciekając w rejony zbiorowej filmoterapii. To bez wątpienia bardzo personalny projekt, nie tylko dla Villenueve’a, ale i całej społeczności Quebecu.

Film przedstawia historię masakry na uczelni École w Montrealu w 1989 roku. 6 grudnia o godzinie 16:00 na teren kampusu przybył Marc Lépine z karabinem owiniętym w folię. Zabił 14 młodych kobiet, a kolejne 14 zostało rannych. Na koniec dnia Lépine postanowił odebrać sobie życie. Jak przyznał w napisanym przez siebie liście pożegnalnym – to było nieuniknione. Zabójcą kierowała mizoginia oraz nienawiść wobec feministek, które według niego zatruły społeczeństwo.

Villeneuve po 20 latach od tamtego wydarzenia reflektuje się nad tą historią w bardzo wyciszony, wysublimowany i należyty sposób. To zupełnie inne kino od dwóch jego poprzednich projektów. Nie ma tu miejsca na eksperymenty formalne czy narracyjne, a uwaga Villeneuve’a skupia się na innych aspektach. Reżyser nie kryje się za kamerą z tym, jak bliska jest to dla niego historia. Choć sam studiował wówczas na innej uczelni, strzały w metaforycznym sensie zdawały się rozchodzić wówczas po innych szkołach w kraju.

Politechnika to nie tylko próba zrozumienia, dlaczego tak się stało, ale również znalezienia odpowiedzi na niemożność jednostek wobec okrucieństwa innych.

fot. Politechnika, reż. Denis Villeneuve, 2009
fot. Politechnika, reż. Denis Villeneuve, 2009

Twórcy podchodzą z zimną krwią do tej historii, mimo że była przestrzeń do tego, aby całość sprowadzić do zero-jedynkowej narracji o szalonym zabójcy. Postać Lépine’a otrzymuje pole do własnej ekspresji, przedstawienia swoich motywacji – niedorzecznych, co zresztą jest nieraz zaznaczone w historii. Ścierają się tu dwa, przeciwstawne światy, którym twórcy malują odpowiednią przestrzeń, aby w racjonalnym i zdystansowanym spojrzeniu zdiagnozować szerszy problem dotykający amerykańskie społeczeństwo. Villeneuve skupia narrację na trzech postaciach: Marcu Lépine, Valérie oraz Jean-François. Każde z nich nosi brzemię o innej ciężkości, szukając własnych sposobów na zdjęcie tego ciężaru z serca. Czasem w ten najgorszy i nieprzebaczalny sposób.

Pod maską Jean-Françoisa kryje się każdy Kanadyjczyk, który czuł bezsilność wobec tego zdarzenia. Niejednokrotnie zadałem sobie pytanie w trakcie seansu: dlaczego nie ma tam alarmu lub gdzie słychać dźwięki nadciągającej policji? Te pytania i wiele innych podobnych z pewnością zadali sobie ci wszyscy, którzy w tamtym dniu usłyszeli lub uczestniczyli w wydarzeniach, w których zginęły ich przyjaciółki, znajome czy córki. Przesadą nie będzie stwierdzenie, że za Jean-Françoisem znajduje się również sam Denis Villeneuve. Choć może nie stawiałbym jednoznacznego znaku równości między nimi, tak wiele znaków skłania się ku temu, aby patrzeć w ten sposób na tę postać. To nie tylko plakat na ścianie jednego z ulubionych filmów Denisa z tamtego okresu — Pour la suite du monde. Villeneuve w 1989 r. studiował nauki ścisłe na uniwersytecie Cégep de Trois-Rivières i pewnie niejednokrotnie stawiał sobie z tyłu głowy obraz samego siebie uczestniczącego w podobnym horrorze.

Zimne ściany uczelni połączone z czarnobiałą estetyką tworzą zimny oraz ascetyczny świat, gdzie to pojedyncze akcje oraz słowa niektórych postaci, wlewają do otoczenia odrobinę nadziei czy optymizmu. Piorunujące wrażenie robi także Maxim Gaudette, który wcielił się w rolę zabójcy. Oczy emanujące pustką, brakiem emocji i połączone z zimnokrwistym zachowaniem w trakcie strzelaniny, potrafią wywołać w widzu przerażenie. Villeneuve tym samym rozpoczyna manifestację jednego ze swoich najważniejszych motywów w filmografii – oczu. Turpin skupia obiektyw na oczach oprawcy i ofiar, uwypuklając tym samym dwa różne światy, będące próżnią między rzeczywistością, gdzie nadzieja zamienia się w strach albo głęboką pustkę. Kamera powoli przejeżdża w ciszy przez opustoszałe korytarze uczelni, gdzie martwe ciała czy chowający się przed strzałami uczniowie stworzyły same w sobie efekt nierealności. Wejścia i niejako zagłębienia się w głowę zabójcy, pozbawionej emocji czy próby pomocy samemu sobie. Nawet ta głęboka nienawiść jawi się jako coś skrajnie beztreściowego, gdzie za słowami nie idą żadne logiczne argumenty. A wszelka próba konfrontacji i zderzenia się z rzeczywistością była niestety od razu przełamana strzałem z karabinu oraz rozlaniem kolejnej niewinnej krwi.

fot. Politechnika, reż. Denis Villeneuve, 2009
fot. Politechnika, reż. Denis Villeneuve, 2009

Znajduje w Politechnice sporo podobieństw z kolejnym filmem w naszej retrospektywie, czyli Pogorzeliskiem. To produkcje konfrontujące się z cierpieniem, nieprzebaczalnymi czynami i znajdujące odkupienie jednostek na różne sposoby. W jednych świsty kul zostały do końca życia, a inni znaleźli wewnętrzne katharsis zatracając się w… miłości. Brzmi prozaicznie, ale myślę, że najlepiej będzie, jak przytoczę słowa Valérie, która mówi, że „planuje powiedzieć potencjalnemu synowi, żeby był kochający, a potencjalnej córce, że świat należy do niej”.

Villeneuve w Politechnice podjął bez wątpienia słuszną decyzję, pokazując życie niektórych postaci jakiś czas po tragicznych wydarzeniach.

Twórcy znajdują w tym klucz do zamknięcia tej rozciągającej się spirali nienawiści. Choć stwierdzenie tego faktu jest raczej życzeniowe. Kanadyjski twórca, podobnie jak Karine Vanasse, która zagrała Valérie i pracowała blisko przy powstawaniu scenariusza, 20 lat po tamtym wydarzeniu chcieli zdjąć z siebie oraz Quebecu szwy, które wciąż niepewnie trzymały się na ranach całego społeczeństwa. To próba ukojenia obrażeń psychicznych oraz przede wszystkim pokonania strachu, że podobnie umotywowane zdarzenia mogą się wkrótce wydarzyć. Z tym pierwszym się bez wątpienia udało. O masakrze zachowała się pamięć, dziedzictwo, lecz z tej pamięci udało się w znacznym stopniu wyeliminować ból, a zastąpić to nadzieją, która w 1989 r. zdawała się być odległa. Lecz czy udało się pokonać strach? Niestety nie i jak pokazały późniejsze lata, podobne wydarzenia nie zniknęły z mapy Ameryki. Ten nieskończony krąg cierpienia trwa do dzisiaj i dyskusja o bezpieczeństwie oraz posiadaniu broni ciągle wraca do punktu wyjścia. Jednak w tym wszystkim, co innego może dać odrobinę ciepła i spokoju, jeśli nie film taki jak Politechnika, który z szacunkiem i wrażliwością nasycił serca, które od lat dzierżyły w sobie niewyobrażalny ból.

Jeśli podoba się Wam nasza praca oraz działalność i chcecie nas wesprzeć, możecie nam postawić wirtualną kawę. To nam bardzo pomoże w rozwoju!Postaw mi kawę na buycoffee.to