Brutalny plac zabaw — recenzja filmu „Riotsville U.S.A”. American Film Festival 2022

Filip Mańka27 listopada 2022 20:36
Brutalny plac zabaw — recenzja filmu „Riotsville U.S.A”. American Film Festival 2022

Tegoroczne American Film Festival było ciekawą edycją, głównie z uwagi na socjopolityczną sytuację w Stanach Zjednoczonych. Postpandemiczne reperkusje, agresywna polityka Trumpa, pokłosie wydarzeń z 6 stycznia 2021 r., kryzys klimatyczny oraz oczywiście geopolityczna zawierucha na mapie światowej. Te czynniki i nie tylko mocno odbiły się na duchu tegorocznych pozycji z repertuaru festiwalu, które zasadniczo nakreśliły obraz zardzewiałego USA, państwa, które rozdzierają wewnętrzne problemy stojącego tym samym u progu nowej ery, w której może czekać nas jego kres, a także jego pomnikowych wartości pożartych przez wewnętrzne problemy.

Choć żaden tytuł na tegorocznej edycji festiwalu nie wzbudził we mnie zachwytu (nawet wyczekiwany przeze mnie Wieloryb), to nie ukrywam, że wspólny motyw przewodni, jaki osobiście wyniosłem z festiwalu, jest czymś niezmiernie intrygującym, budzącym we mnie ciekawość na kolejne lata w obszarze amerykańskiego kina niezależnego i nie tylko. Tytułem, który został we mnie najdłużej i według mnie idealnie odzwierciedla cechy tegorocznej edycji, jest Riotsville U.S.A. 

Riotsville to nazwa, którą nadawano budowanym na prowincji sztucznym miasteczkom, gdzie policja, wojsko i Gwardia Narodowa trenowały metody tłumienia zamieszek i pacyfikowania marszów protestacyjnych. Z nabytej w ten sposób wiedzy siły porządkowe korzystały nader chętnie, szczególnie w drugiej połowie lat 60. – zwłaszcza gdy na ulice wychodzili walczący o swoje prawa Afroamerykanie, bo to ich władze uznawały za prowokatorów wzywających do stosowania przemocy.

Opis ze strony American Film Festival
Kadr z filmu Riotsville U.S.A. Dystrybucja Magnolia Pictures & Magnet Releasing

Film w reżyserii Sierry Pettengill jest zaskakującym, ekscytującym, ale i również porażającym dokumentem found footage obrazującym aparat opresyjny USA w latach 60., brutalnie tłumiącym pokojowe protesty Afroamerykanów walczących o swoje prawa. Analogia do współczesności jest oczywista, co zresztą zbyt dosadnie mówi nam narrator, jednak nie bądźcie tym zmyleni — Riotsville U.S.A. jest czymś znacznie więcej.

Tytułowe Riotsville odgrywające rolę sztucznego miasta, w którym militarne siły ćwiczą, jak tłumić protesty przy aplauzie zgromadzonej w pobliżu publiczności. Najpewniej będącej śmietanką amerykańskiej sceny politycznej. Prezentowane nam obrazki mają wymiar propagandowy, a twórcy za sprawą chwytów montażowych zestawiają ze sobą różne sceny, czasem o zupełnie różnym zabarwieniu. 

Film Sierry Pettengill uwypukla fasadowość Stanów Zjednoczonych — liberalnego i demokratycznego państwa, które w cieniu zimnej wojny, miało walczyć o wolny świat z totalitarnym Związkiem Radzieckim. Pettengill pokazuje, że ta rysowana przez propagandę gruba linia dzieląca USA i ZSRR, wcale nie jest tak szeroka. Pod maską pustych, pięknych haseł kryje się brutalnie funkcjonujący aparat opresyjny, który tłamsi protesty osób czarnoskórych walczących o swoje prawa. Wszystko jest okraszone materiałami pokazującymi trening Gwardii Narodowej, które w znacznej mierze mają charakter ironiczny, prezentując nieudolność oraz także niedorzeczność tych ćwiczeń, kreując tym samym fałszywy obraz rzeczywistości. 

Kadr z filmu Riotsville U.S.A. Dystrybucja Magnolia Pictures & Magnet Releasing

Pettengill zrezygnowała z pokazania brutalnych i krwawych scen protestów, skupiając się na źródle problemu, krytykując tym samym nadmierną militaryzację państwa, które poprzez swoje usposobienie zamienia się coraz bardziej w totalitarny reżim poprzez swój system opresyjny oraz machinę propagandową.

Riotsville U.S.A. dosyć nieoczekiwanie nawiązała dialog z moim ulubionym filmem tego roku, czyli Russia 1985 — 1999: TraumaZone — siedmiogodzinnym dokumentem Adama Curtisa (Hypernormalisation) prezentującym upadek Związku Radzieckiego oraz pierwszych lat funkcjonowania Federacji Rosyjskiej. Opresyjność, fasadowość oraz absurdalność — te cechy łączą oba projekty, które obnażają mocarstwowy charakter tych obu państw oraz wewnętrzne problemy, rozdzierające całość od środka. W przypadku Riotsville U.S.A. analogia do protestów z 2020 r. jest dosyć oczywista i jak wspomniałem, za bardzo narzucona. To w ostateczności reflektuje na mój odbiór całości i wołałbym, aby uwypuklony był nacisk na wizualne analogie, niż dosadność w przekazie tezy za sprawą narratora.

Riotsville U.S.A. to z pewnością jeden z najciekawszych dokumentów, jakie miałem przyjemność obejrzeć w tym roku. Projekt fascynujący za sprawą dobranych materiałów found footage oraz obrania tak ciekawej koncepcji, za którą kryje się trafna symbolika. W wielu momentach zabrakło mitycznej subtelności, a film wydaje się czasem gubić pierwotny przekaz i ciężar historii. Mimo tych paru wad Riotsville U.S.A. nadal siedzi we mnie, stanowiąc w mojej opinii charakter tegorocznego programu oraz pogłębiających się dekadenckich nastrojów w USA, co niewątpliwie przełoży się na kino w następnych latach.

Film znalazł się w programie festiwalu WatchDocs, który odbędzie się w Warszawie od 2 do 11 grudnia, także w wersji online.